Jedno rozczarowanie i jedno wielkie zaskoczenie. Galaxy S22 Ultra po tygodniu
Samsung Galaxy S22 Ultra jest w mojej kieszeni od ponad tygodnia, ale to wciąż za krótko, by wystawić mu ocenę. Pełna recenzja ukaże się w nieco późniejszym niż zwykle terminie, bo w sprzęcie tego kalibru ewentualne dyskredytujące wady zawsze ujawniają się później, a nie przy pierwszym kontakcie. Po tygodniu widzę jednak, czym nowy Samsung zaskakuje, a czym może rozczarować.
Korzystam z nowego Galaxy S22 Ultra i bawię się świetnie, jak na nieskładany smartfon. I lepiej, żeby tak było, wszak wydając 6000+ zł na telefon mamy prawo oczekiwać choć odrobiny emocji… chyba że to iPhone, wtedy możemy oczekiwać co najwyżej apatii (piszę to jako posiadacz 13 Pro). S22 Ultra nie wywołuje jednak apatii; wprost przeciwnie, to przeciekawe urządzenie, ocierające się o perfekcję.
A przynajmniej takie sprawia wrażenie po pierwszych kilku dniach. Pomimo usilnych prób nie udało mi się jeszcze znaleźć ani jednej wady, która pozwoliłaby mi jednoznacznie powiedzieć „nie kupujcie!”. Udało mi się jednak znaleźć co najmniej jedno rozczarowanie i co najmniej jedno zaskoczenie, którego się nie spodziewałem.
Czytaj również:
Samsung Galaxy S22 Ultra – największe rozczarowanie to niewyjaśnione przestoje w pracy.
Nie wiem, czy problem wynika z egzemplarza przedsprzedażowego, wczesnej wersji oprogramowania czy koniunkcji planet, jednak topowemu Samsungowi za grube pieniądze zdarzają się niewyjaśnione chwile utraty płynności.
Zdarzają się one bardzo rzadko i trwają tylko chwilkę, ale w telefonie tego kalibru nie możemy przymykać oka na choćby najkrótsze spadki płynności, zwłaszcza że telefony znacznie tańsze (na przykład piekielnie szybki ROG Phone 5) pozostają szybkie niezależnie od okoliczności i nie przycinają się w żadnym zadaniu. Tymczasem Galaxy S22 Ultra miewa dziwne, drobne przycięcia w co najmniej kilku sytuacjach:
- podczas przechodzenia do pulpitu Google Discover,
- podczas przechodzenia do wyboru otwartych aplikacji,
- podczas wychodzenia z niektórych aplikacji (zwłaszcza Slacka czy Evernote),
- podczas uruchamiania Map Google.
Dla jasności – to naprawdę okazjonalne, sporadyczne przypadki. Przez jakieś 95 proc. czasu topowy Galaxy działa tak, jak na topowy smartfon przystało: idealnie. Jednak te pozostałe 5 proc. rozczarowuje, bo konkurencji w podobnym, a nawet i niższym przedziale cenowym nie mają podobnych problemów ze spadkami płynności. Zakładając, że nie jest to wina mojego egzemplarza lub wczesnej wersji software’u, winy tego stanu rzeczy upatrywałbym w dwóch kwestiach: przeładowaniu Galaxy S22 Ultra funkcjami i/lub nowym procesorze Exynos 2200, z silnym wskazaniem na to drugie.
Marcin Połowianiuk, który testuje małego Galaxy S22, zwrócił uwagę na fakt, iż zdarza mu się bardzo odczuwalnie nagrzewać. Samsung miał już problemy z przegrzewaniem się Exynosów w przeszłości, jednak sądziliśmy, że zastosowanie 4-nanometrowego procesu technologicznego i nowego typu chłodzenia skutecznie położy kres tym zachowaniom. W Galaxy S22 przegrzewanie się jest jednak odczuwalne. W Galaxy S22 Ultra ani razu nie odczułem, by smartfon się odczuwalnie nagrzał lub wyraźnie zwolnił podczas wymagających zadań, lecz niewykluczone, że to właśnie niedostateczne chłodzenie jest winne momentalnym spadkom płynności, które smartfon sporadycznie wykazuje. Będę monitorował to zachowanie, w nadziei, że to kwestia oprogramowania, które Samsung zdąży jeszcze zaktualizować, nim smartfon trafi na rynek.
Największe zaskoczenie? To, że nie mam więcej uwag, a wcale się nie nudzę.
Co najmniej od czasów Note’a 8 piszemy, że topowe Samsungi są tak świetne, że aż nudne. Że nie ma się do czego przyczepić. Szczerze mówiąc, aż do zeszłego roku tak nie uważałem. Dopiero Galaxy S21 Ultra w parze z OneUI 3 zmienił moją optykę na smartfony Samsunga, które prawdę mówiąc do tamtej pory nieco mnie męczyły. Nigdy nie byłem wielkim fanem podejścia Koreańczyków do Androida, ani też nie wpadałem w zachwyt obcując z hardware’em tych sprzętów (co skutecznie zmienił Galaxy Z Flip 5G). Zawsze było coś, do czego można się przyczepić. Teraz? Teraz nie mam (prawie) nic.
To, że w 5 proc. przypadków telefon nie zachowuje idealnej płynności jest największym minusem, jaki byłem w stanie znaleźć po tygodniu intensywnego użytku. Ok, może jeszcze mógłbym się przyczepić, że akumulator nie wystarcza na dwa dni pracy, ale przy smartfonie o tak ogromnych możliwościach, z tak potężnym aparatem, jeden dzień pracy to wystarczająco dobry wynik.
Poza tym jednak nie potrafię wskazać żadnej istotnej wady, która pozwoliłaby mi komukolwiek odradzić zakup tego smartfona. A mimo to, że S22 Ultra ociera się o perfekcję, wcale się nie nudzę, używając go na co dzień. Wprost przeciwnie, wszystko mnie tu cieszy. Cieszy mnie fenomenalny ekran, najpiękniejszy jaki w życiu widziałem w smartfonie. Cieszą mnie rewelacyjne głośniki, które może nie mają najgłębszego basu, ale klarownością biją na głowę znakomitą większość telefonów. Cieszy mnie doskonała jakość połączeń głosowych i bodajże najlepsze, najbardziej stabilne połączenie sieciowe spośród wszystkich telefonów, z jakimi kiedykolwiek miałem styczność. Nieważne, czy mówimy o WiFi, czy LTE, ten telefon trzyma się sygnału jak przyklejony. iPhone 13 Pro nie ma podejścia.
No i jest w końcu rysik S-Pen, co do którego musiałem się z początku przymuszać, by korzystać aktywnie, ale po kilku dniach weszło mi w nawyk wykorzystywanie go do kilku zastosowań, od których teraz trudno będzie mi się odzwyczaić. Przede wszystkim o wiele łatwiej jest mi robić notatki i zaznaczać interesujące mnie fragmenty tekstów, mogąc to zrobić precyzyjnym rysikiem. Notorycznie zaznaczam też coś na zrzutach ekranu, które udostępniam współpracownikom i tylko w ubiegłym tygodniu zdążyłem podpisać na Galaxy S22 Ultra kilka służbowych dokumentów. Obecność piórka sprawia, że takie pozornie błahe czynności stają się prostsze i pomału zaczynam rozumieć tych, którzy nie wyobrażają już sobie życia bez tego dodatku.
Testy wciąż trwają. Galaxy S22 Ultra zasługuje na poświęcenie mu nadprogramowej uwagi.
W normalnych warunkach po upływie tylu dni zbliżałbym się do pisania pełnej recenzji smartfona, zwłaszcza po poświęceniu mu kilku tysięcy słów w pierwszych wrażeniach. Zazwyczaj nie ma bowiem nic do dodania, a smartfony po kilku dniach powszednieją i przestają być jakkolwiek ciekawe. Galaxy S22 Ultra ma w sobie coś, czego w ostatnim czasie doświadczyłem wyłącznie testując składane telefony; zaspokaja zarówno praktyczne potrzeby użytkownika telefonu jak i łechce gadżeciarską naturę geeka, który chce od telefonu czegoś innego i ciekawego. Dlatego też zasługuje na głębsze poznanie, a też ze względu na pozorny brak wad – na dłuższe przyglądanie się jego pracy. Może się bowiem okazać, że nawet jeśli telefon nie wykazuje większych bolączek po tygodniu, to zacznie takowe wykazywać po trzech. A w przypadku urządzenia wartego 6000+ zł warto poznać te bolączki przed podjęciem decyzji zakupowej.
Jeśli ktoś szuka odpowiedzi na pytanie „czy warto” już teraz, mogę śmiało odpowiedzieć, że warto – jeśli cię na to stać. Jeśli jednak ktoś chce mieć absolutną pewność, że wydaje pieniądze na absolutnie najlepszy możliwy smartfon – warto poczekać do pełnej recenzji.