Pół roku temu nazwałem tę grę modem za 300 zł. Rainbow Six Extraction ewoluował w świetną strzelaninę - recenzja
Gdy kilka miesięcy temu brałem udział w medialnym pokazie Rainbow Six Extraction, musiałem maskować znużenie. Kooperacyjna strzelanina była nudna, nieczytelna, niejasna i powtarzalna. Jej twórcy wzięli sobie jednak do serca krytyczne uwagi, opóźnili premierę i sprawili, że Rainbow Six Extraction jest radykalnie lepsze od tego, z czym mieliśmy do czynienia za zamkniętymi drzwiami. Najnowsza produkcja Ubisoftu stanowi najlepszy przykład na to, że warto słuchać graczy.
Kilka miesięcy temu producenci Rainbow Six Extraction wprost zapytali mnie, co sądzę o ich dziele. Ekipa Ubisoftu była na ostatniej prostej przed premierą, organizując pokaz dla mediów. Moje miękkie serce sprawiło, że sporządziłem listę wad i zalet, niuansując odpowiedź dla dewelopera. Nie miałem jednak żadnych wątpliwości: tamte Rainbow Six Extraction było jak nudny, powtarzalny i nieciekawy mod do Rainbow Six Siege, za który wydawca żądał zawrotne 300 złotych. Tak też zatytułowałem swój raport na Spider's Web, niedługo po zakończeniu testów dla mediów.
Chwilę potem Ubisoft zdecydował się przełożyć premierę Rainbow Six Extraction. Była to najlepsza możliwa decyzja.
Na skutek opóźnienia premiery, przemyślenia polityki wydawniczej oraz przewartościowania wcześniejszych założeń wydarzyło się kilka świetnych rzeczy: po pierwsze, cena Rainbow Six Extraction uległa obniżeniu. Po drugie, gra od razu trafiła do Game Passa dla Xboksa oraz PC, a gracze kupujący tytuł na własność otrzymali przepustkę Buddy Pass dla znajomych. Po trzecie - i najważniejsze - dzięki kilku dodatkowym miesiącom pracy Rainbow Six Extraction stało się RADYKALNIE LEPSZĄ grą wideo.
Szczerze żałuję, że nie możecie zagrać w tę samą wersję tytułu, w którą grałem na pokazie prasowym. Różnice są fundamentalne i obejmują wiele elementów: od interfejsu, przez klarowność zasad rozgrywki, kończąc na tempie oraz rytmie poszczególnych misji. Wtedy Rainbow Six Extraction było potworkiem z problemami tożsamości i niejasnymi celami. Dzisiaj to dopracowana kooperacyjna strzelanina, do której chętnie wracam i która chwilowo wyparła inne FPS-y na PlayStation 5.
Strzelaj do kosmitów, ale taktycznie! Rainbow Six Extraction jest wymagające w ten przyjemny, uzależniający sposób.
Bakteria pozaziemskiego pochodzenia zdominowała nabrzeże Nowego Jorku, a potem zaczęła pojawiać się w innych miejscach na naszej planecie. Rozrasta się niczym grzybnia, a z kosmicznej materii powstają humanoidalne kreatury atakujące ludzi. Do odizolowanych, poddanych kwarantannie obszarów udają się operatorzy Rainbow, zdobywając w ten sposób wiedzę o zupełnie nowym wrogu. Specjaliści znani z Rainbow Six Siege wykorzystują swoje unikalne umiejętności w zupełnie nowym kontekście, wymieniając rozgrywkę PvP na kooperacyjne PvE przeciwko kosmicznym najeźdźcom.
Extraction pożycza od Siege nie tylko operatorów czy elementy rozgrywki (ściany do demolowania), ale również poziom trudności. Moja pierwsza misja wraz z dwoma nieznajomymi graczami zakończyła się kompletną kompromitacją. Dwie kolejne tak samo. Wszystko to mimo przyswojonego obowiązkowego samouczka. Jednak zamiast frustrować, nowy Rainbow Six zachęca do wyciągania wniosków. W przeciwieństwie do medialnej bety, w finalnej wersji gry zawsze wiesz, co zrobiłeś nie tak. Gdzie popełniłeś błąd. Co powinieneś poprawić.
Dobieranie operatorów do konkretnych zadań to czasem połowa sukcesu. Każda wyprawa wgłąb zainfekowanego terenu składa się z trzech misji, kolejna trudniejsza od poprzedniej. Gracze mogą w każdym momencie przerwać wyprawę (większością głosów), ewakuując się z zebranym doświadczeniem oraz informacjami. Jednak im głębiej zapuszczamy się na terytorium wroga, tym lepsze są nagrody. Ten miks rosnącego wyzwania, negocjacji między graczami oraz kalkulowania ryzyka świetnie działa w praktyce. Nadaje Extraction charakteru, inspirowanego takimi produkcjami jak Hunt czy Escape from Tarkov.
W Rainbow Six Extraction świetne jest to, że im profesjonalniej działasz, tym większe są szanse na powodzenie.
Niby banał, ale w nowej grze Ubisoftu przygotowanie oraz granie z głową ma gigantyczne znaczenie. Możesz być najlepszym strzelcem pod słońcem, ale jeśli źle podejdziesz do konkretnej misji, wrogowie zaleją cię z każdej strony. Nawet idealnie trafiając w każdy czuły punkt przeciwnika, w końcu zabraknie ci amunicji. Dlatego realizując zadania polegające np. na chwilowej obronie terytorium, o wiele lepiej wcześniej usunąć wszystkie gniazda wroga, pozbawiając go w ten sposób możliwości nieskończonej reprodukcji. Wymaga to nieco skupienia, czasu oraz uwagi, ale nagroda w postaci banalnej defensywy daje masę satysfakcji.
W Rainbow Six Extraction sama realizacja konkretnej misji to tylko krótkie zwieńczenie wcześniejszych działań. Kluczowe znaczenie ma wszystko, co dzieje się wcześniej. Ile zbierzecie amunicji? Gdzie rozstawicie pułapki? Które gniazda wyeliminujecie? Z jakich umiejętności specjalnych skorzystacie? Gdzie postawicie barykady? Wszystko to ma gigantyczne znaczenie, przekładając się na powodzenie misji. Gracze, którzy biegną prosto do celu i bezmyślnie go aktywują, zazwyczaj szybko giną. Na szczęście pozostali członkowie trzyosobowej drużyny nie muszą dzielić losu takiego kamikaze. Mogą się ewakuować, zachowując zdobyte doświadczenie i postępy badań nad kosmiczną bakterią.
Weźmy wyzwanie polegające na wyciąganiu utraconego operatora (o tej mechanice za chwilę) z kokonu. Gdy gracze znajdą taki kokon, mogą od razu przystąpić do ekstrakcji specjalisty. Zaalarmują wtedy jednak pobliskich wrogów oraz - co gorsze - gniazda zdolne do nieskończonej reprodukcji. Zamiast tego drużyna może wcześniej po cichu wyeliminować gniazda, a także zamknąć elektryczne drzwi i wzmocnić ściany. Alibi powinien rozłożyć hologramy koncentrujące uwagę przeciwników. Ela może wykorzystać miny, a Jagger automatyczne wieżyczki. Wtedy ekstrakcja operatora z kokonu staje się banalnie prosta, nawet na wysokim poziomie wyzwania. A właśnie o to chodzi w Extraction - by bezpiecznie wrócić z misji.
Jest kij, ale jest również marchewka. Rainbow Six Extraction skutecznie przykuwa do ekranu nagrodami i wyzwaniami.
Testując tragiczną wersję przedpremierową, już po kilkudziesięciu minutach byłem znudzony. Nie widziałem powodu, dla którego chciałbym grać w ten tytuł, nawet mimo 120 godzin na liczniku Rainbow Six Siege dla PlayStation 5. Tymczasem po ponad 70 udanych misjach w finalnej wersji wciąż mi mało. Chętnie wracam do Extraction, uruchamiając grę w przerwie między tytułami single player. Duża w tym zasługa marchewki, w postaci kilku niezależnych systemów progresji.
Po pierwsze, realizując zadania gracz odblokowuje nowe lokacje oraz tryby. Poza klasycznymi, złożonymi z trzech wyzwań misjami o rosnącym stopniu trudności mamy również wymagające zlecenia z bardziej skomplikowanymi zasadami, a także cholernie trudny Protokół Maelstrom - tryb endgame dla weteranów składający się z 9 (!) wyzwań. Po drugie, operatorzy zyskują poziomy doświadczenia. Z każdym kolejnym coś odblokowujemy: nową broń, pasywną umiejętność czy element kosmetyczny.
Po trzecie, realizujemy badania, będące seriami mniejszych wyzwań, nagradzających gracza punktami doświadczenia, gadżetami oraz strzępami historii. Po czwarte w końcu, tryb endgame otrzymał własny system progresji podzielony na rangi (brąz, srebro, złoto i tak dalej), z unikalnymi nagrodami. Ponadto Ubisoft obiecuje dodać do tego darmowe wydarzenia sezonowe, każde wprowadzające do gry nowych operatorów, przeciwników, bronie oraz gadżety.
Ostatnim, dosyć unikalnym mechanizmem zachęcającym do dalszej gry jest możliwość utraty operatorów. Jeśli wrogowie nas dopadną, czujnik w kombinezonie aktywuje specjalną pianę, otulającą ciało nieprzytomnego specjalisty. Taka osoba pozostaje na odizolowanym terenie, aż nie zostanie uratowana podczas kolejnej rozgrywki (wcześniej wspomniane wyzwanie z kokonem). Dopóki operator nie zostanie wyciągnięty, nie możemy z niego korzystać. Z kolei nikt nie lubi braków kadrowych. Ubisoft zastosował ciekawy twist, który wykracza poza pojedynczą rozgrywkę.
Rainbow Six Extraction to najlepszy przykład na to, że słuchanie graczy i wydłużanie prac nad grą ma wielki sens.
Z potworka 4/10, gra została rozwinięta w udaną kooperacyjną strzelaninę na poziomie 7+/10. Do tego z potencjałem na wyższą notę po dodaniu wydarzeń sezonowych. Nowe Rainbow Six idealnie pasuje do takich usług jak Game Pass, umożliwiając wspólną zabawę ze znajomymi za niewielkie pieniądze. Trzeba tylko pamiętać, że Extraction posiada wysoki próg wejścia. Mamy do czynienia z wymagającą strzelaniną, w której premiowane są cierpliwość, koordynacja oraz chłodny profesjonalizm. To nie jest sieczka PvE, tak samo jak Rainbow Six Siege nie jest sieczką PvP.
Największe zalety:
- Opóźnienie premiery miało sens: gra jest radykalnie lepsza niż w 2021 r.
- Angażująca, taktyczna oferta dla fanów sieciowego PvE
- Wysoki poziom trudności, balans wymusza współpracę
- Nie nudzi się po kilkunastu godzinach, jest co odblokowywać
- Ciekawe systemy kalkulowania ryzyka oraz utraty operatorów
- Infekuje chorobą "jeszcze tylko jednej rundki"
- Obecność w Game Passie oraz Buddy Pass ułatwia zabawę ze znajomymi
Największe wady:
- Projekty przeciwników bez polotu, przewidywalna geneza i historia
- Takie sobie, pozbawione wyrazu lokacje
- (Opcjonalnie) Wysoki próg wejścia dla mniej doświadczonych graczy
Bawię się znacznie lepiej niż przypuszczałem. Przesunięcie premiery było świetną decyzją, a ekipa deweloperska optymalnie wykorzystała dodatkowy czas. Rainbow Six Extraction jest na każdym kroku lepsze od nudnego, pozbawionego tożsamości tworu, z jakim miałem do czynienia na pokazie prasowym. Sieciowa strzelanina wyparła na PlayStation 5 rozczarowującego Battlefielda 2042, zdobywając tytuł głównego FPS-a uruchamianego w chłodne zimowe wieczory.
Ależ pozytywne zaskoczenie.