REKLAMA

Najlepszy Fitbit w historii. Fitbit Charge 5 - recenzja

Nie, Fitbit Charge 5 nie jest idealny. Ale to chyba najlepsza opaska tej marki, jaką miałem w rękach od czasu modelu... Flex.

FitBit Charge 5
REKLAMA

Przy czym Flex miał trochę łatwiejsze zadanie - potrafił głównie liczyć kroki i na tym jego zdolności w zasadzie się kończyły. Charge 5 obiecuje dużo więcej - w tym też w porównaniu do Charge 4 - i na szczęście w większości dowozi.

REKLAMA

Zacznijmy jednak nieco przewrotnie, czyli od tego...

... co w Fitbit Charge 5 się nie zmieniło.

 class="wp-image-1935722"

Przynajmniej w zestawieniu z Charge 4. A nie zmieniła się w żadnym stopniu grupa docelowa tego produktu. To dalej - ujmijmy to w taki sposób - entuzjaści aktywnego lub zdrowego trybu życia, którzy nie oczekują od zegarka lub opaski zastąpienia trenera. Nie interesują ich żadne treningi z ustaloną strukturą, nie biegają ultra, nie potrzebują pomiaru mocy na rowerze, nie liczą na poprowadzenie ich zegarkiem po szlaku.

Ma być prosto, łatwo, przyjemnie, w niewielkim opakowaniu, ale jednocześnie z kompletem danych na temat naszego stanu zdrowia, aktywności, a także z płatnościami i kilkoma innymi gadżetami.

Jeśli więc do tej pory bardziej przemawiała do kogoś oferta Polara, Suunto czy Garmina - tak zostanie i teraz. Jeśli natomiast bliższa mu była oferta Fitbita - nie musi się obawiać. Nic w tej recepturze nie zostało popsute.

Reszta znacząco się zmieniła. I to w większości na plus.

 class="wp-image-1935728"

Po pierwsze i najbardziej widoczne - Charge 5 doczekał się w końcu kolorowego ekranu (AMOLED) o bardzo dobrej jakości i, co nawet ważniejsze, świetnym kontraście i jasności. Trening w środku słonecznego dnia? Żaden problem. Dla przypomnienia tak wyglądał ekran w Charge 4:

 class="wp-image-1134532"
Fitbit Charge 4

Owszem, był czytelny, ale raczej archaiczny. Teraz jest i nowocześniej, i ładniej, i dalej funkcjonalnie - dalej z ramkami dookoła ekranu, ale takimi, które aż tak nie psują efektu. Do tego całość błyskawicznie reaguje na dotknięcia i gesty, a menu w końcu zgubiło czknięcia, które pojawiały się w poprzednich generacjach sprzętów Fitbita. No nareszcie.

Gdyby ktoś przy tym pytał - tak, istnieje opcja ustawienia ekranu na zawsze włączony. I od razu odpowiadam - przy takim ustawieniu maksymalnie można się spodziewać 2-3 dni pracy bez ładowania. Więcej się raczej nie uda.

Zmieniono też konstrukcję i materiały.

Charge 5 jest smuklejszy i bardziej obły od 4, a do tego koperta jest metalowa, więc jest nie tylko wygodniej, ale i bardziej premium.

Dużo przyjemniejsza w codziennym noszeniu jest też sama opaska - jest bardziej elastyczna i jeszcze skuteczniej pozwala zapomnieć, że coś mamy na ręce. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, do jest to sposób jej zapinania - z wciskaniem końca opaski pod opaskę. Trzyma się to solidnie i skutecznie, ale jeśli ktoś ma sporo włosów na rękach, to może to być bolesne. Plus trzeba się przyzwyczaić do tego, żeby przy zapinaniu wybrać otwór o jeden luźniejszy niż ten, który wydaje nam się właściwy - inaczej skończymy ze zbyt mocnym zapięciem.

Co jednak chyba najważniejsze - tak, jest tutaj GPS.

 class="wp-image-1935734"
Na ekranie wyświetlają się podstawowe informacje na temat trwającej aktywności. Nie mieści się ich zbyt wiele, ale są czytelne.

Możemy więc zostawić telefon w domu i pójść pobiegać albo na rower. Ewentualnie - bo jest taka opcja - ustalić, żeby opaska korzystała z wbudowanego GPS, zamiast łączyć się w tym celu z telefonem, co pozwoli nam zaoszczędzić energię w smartfonowym akumulatorze. Lepsza już rozładowana opaska niż rozładowane urządzenie komunikacyjne, więc jest to całkiem spory plus.

Jeśli natomiast chodzi o dokładność zapisu GPS w Fitbit Charge 5, to... tak, czytałem recenzję DCR, w której narzekał na to, że albo możemy dostać poprawny zapis przebiegu trasy (przy luźno zapiętej opasce), albo dokładny zapis tętna (przy mocno zapiętej opasce). Sprawdziłem to w co najmniej kilkunastu przypadkach i... nie mogę tego potwierdzić. W moim przypadku właściwie wszystko działa tak, jak powinno, przy czym też bez przesady - idealnie nie jest.

Weźmy za przykład moją standardową, w tym przypadku minimalnie zmodyfikowaną trasę:

 class="wp-image-1935881"

Różnice w dystansie między 945, Fenixem 6X Pro a Charge 5? Minimalne, zresztą wyraźnie widać po przybliżeniu, że nie ma reguły co do tego, które urządzenie w danym miejscu np. zetnie zakręt.

Chociażby tutaj (po lewej stronie mapy) - pierwszy zakręt od góry został mniej więcej w porządku zapisany przez wszystkie trzy urządzenia, na kolejnym wysypał się 945, a na jeszcze kolejnym to Fitbit z rozmachem poszedł na skróty - prosto przez wysoki blok.

 class="wp-image-1935890"

W łatwiejszych warunkach, na długiej prostej przez pola, wszystkie sprzęty były natomiast zgodne:

 class="wp-image-1935899"

Pod niezbyt gęstymi drzewami również - Fitbit minalnie zboczył z kursu, ale nie było to wielkie odstępstwo.

 class="wp-image-1935908"

Trochę gorzej poszło mu natomiast przy wejściu pod wiadukt - oba Garminy zapisały ślad mniej więcej tak, jak przebiegał, natomiast Fitbit odnalazł się dopiero po kilkunastu metrach:

 class="wp-image-1935914"

Przypadek wiaduktu zresztą powtarza się i później, ale w dwóch innych odsłonach.

 class="wp-image-1935917"

Ten pierwszy (przy Stadion Wrocław) prezentuje - na moje oko i pamięć - lepszy zapis trasy niż oba Garminy, z tym zastrzeżeniem, że tutaj akurat biegło się górą wiaduktu. Ten drugi (po prawej stronie) wypada już natomiast dużo gorzej, bo ewidentnie od wejścia pod wiadukt przez kilkanaście, może kilkadziesiąt metrów, mamy do czynienia z prostą linią. A to z kolei oznacza, że Fitbit Charge 5 najpewniej zgubił sygnał i odzyskał go dopiero po pewnym dystansie, mimo że przerwa była naprawdę krótka.

Poza takimi przypadkami nie zauważyłem sytuacji, kiedy Charge 5 faktycznie traciłby zasięg GPS. I to nawet pomimo tego, że miałem go zapiętego dość mocno na ręce, żeby mieć odpowiednio dobre dane dotyczące pomiaru tętna.

No właśnie - jak jest z pomiarem tętna?

Dobrze, miejscami nawet bardzo dobrze, chociaż nie idealnie. Tutaj postarałem się w jednym miejscu zebrać 3 jednominutowe powtórzenia, 2 dwuminutowe i trochę luźniejszego biegania - przy czym za wzór wybrałem Polara OH1 Plus, a do kompletu był jeszcze Fenix 6X Pro z jego optycznym czujnikiem tętna.

 class="wp-image-1935959"

Pierwsze 15 minut właściwie bez ciekawych momentów. Fitbit Charge 5 przestrzelił trochę tętno na początku (o ok. 5 BPM), po czym od 2 minuty podążał już niemal łeb w łeb z dwoma pozostałymi sprzętami. W okolicach 5 minuty znowu przestrzelił o ok. 4 BPM, ale potem ponownie wrócił do gry.

Dużo ciekawiej prezentują się natomiast trzy jednominutowe przyspieszenia:

 class="wp-image-1935974"

Różnice między poszczególnymi urządzeniami to przeważnie mniej niż 1 BPM i przy okazji Chage narysował poprawny wykres, podczas gdy Fenix 6X trochę spóźnił się ze spadkiem tętna. Drugi interwał wygląda podobnie (też minimalne różnice) i dopiero na trzecim Charge nie dowiózł. Przy czym różnica w najbardziej krytycznym miejscu wynosiła mniej niż 3 BPM - do przeżycia.

Przyznam, że nie spodziewałem się, że Fitbit tak skutecznie poradzi sobie z krótkimi przyspieszeniami. Czas więc przyjrzeć się dwuminutowcom:

 class="wp-image-1935986"

Tutaj jest już dużo więcej bałaganu. Fitbit najpierw ścina szczyt tętna w pierwszym interwale, a w drugim ma jakieś schodkowe problemy ze wspięciem się na odpowiedni poziom. Który ostatecznie osiąga, po czym znowu robi coś dziwnego.

I przy okazji ciekawostka - dlaczego Fenix 6X Pro zrobił taki dziwny wykres drugiego interwału? Bo między czujnik z moją rękę wcisnął się kawałek bluzy do biegania, zaburzając pomiar. Dlaczego o tym piszę w recenzji Fitbita? Bo w przypadku Fenixa można to rozwiązać zewnętrznym czujnikiem tętna, co jest ultra wygodne szczególnie w zimie. Przy Charge 5 takiej opcji niestety nie ma.

Jeszcze na koniec spokojniejsza część biegu i końcowy podbieg:

 class="wp-image-1936010"

Spokojna część wypadła w porządku. Natomiast przy podbiegu Fitbit ponownie ściął górkę. Różnica wynosi około 3 BPM, więc nie tak dużo, ale to zdecydowanie nie jest prawidłowy kształt wykresu.

Czyli...?

Jest w porządku, zarówno od strony GPS, jak i pomiaru tętna (na wszelki wypadek pomiar tętna był z tego samego biegu, co zapis GPS, przy tym samym zapięciu opaski). Natomiast zdarzają się wpadki, ale nie są one dramatyczne.

 class="wp-image-1936094"

Tym bardziej można to trochę zmarginalizować, biorąc pod uwagę fakt, że raczej nie jest to urządzenie przeznaczone dla wyczynowców, dla których każdy BPM ma znaczenie podczas treningu. Nie ma tutaj - po raz kolejny - żadnej opcji interwałów, a przy wejściu w wysoką strefę tętna (w moim przyapdku - okolice 170 BPM) opaska piszczała na mnie i wyświetlała komunikat, żebym... zwolnił. Ej, wiem, co robię.

 class="wp-image-1936097"

Aczkolwiek, standardowo, wolałbym napisać, że pomiary z nadgarstka można zmarginalizować w taki sposób, że podłączamy zewnętrzny czujnik tętna. Niestety nie w tym przypadku. Podobnie nie jestem fanem wyłącznie dotykowej obsługi urządzenia - szczególnie podczas bardziej wymagających ćwiczeń czy po prostu zimą, kiedy w sumie nie wiadomo, czy odmrozić sobie fragment ręki i mieć Charge 5 na widoku, czy zapiąć go na kurtce i zrezygnować z pomiaru tętna, czy schować pod nią i nie wiedzieć, co tam się w ogóle dzieje.

Co Fitbit Charge 5 oferuje poza tym?

 class="wp-image-1935731"

Właściwie wszystko, czego można oczekiwać po opasce. Jest zliczanie kroków, jest całodobowe monitorowanie tętna, jest monitorowanie snu, częstości oddechów, zmienności rytmu serca, temperatury skóry (tylko różnice - bez konkretnych wartości), saturacja krwi tlenem (tylko w trakcie snu), wyliczanie VO2 Max, zliczanie minut w konkretnych (trochę uproszczonych) strefach tętna, monitorowanie stresu i pomiar EDA, zliczanie minut aktywności, przypomnienia o ruchu i rozbudowana analiza snu. Jest też, poza bieganiem, szereg innych typów aktywności, które możemy monitorować (tak, pływanie na basenie też) - choć różnią się głównie nazwą i kategoryzacją.

Z takich oczywistych rzeczy zabrakło właściwie wyłącznie barometru - nie dostaniemy przez to m.in. informacji o tym, ile pięter pokonaliśmy danego dnia. Chociaż akurat nie znam nikogo, kto przywiązywałby do tego uwagę.

Ach, jest też EKG - pomiar trwa 30 sekund i możemy sobie wyeksportować dokument z zapisem przebiegu badania - np. dla lekarza.

 class="wp-image-1936850"

Fitbit Charge 5 ma też dwie nowe dla tej serii (i nie tylko) funkcje.

Pierwszą jest tzw. wynik gotowości - jest to fitbitowa nazwa na proste określenie tego, w jakiej znajdujemy się danego dnia formie (na tle innych dni) i jaki trening jest nam potrzebny. Czy ma być to dłuższy i cieższy trening, czy może coś łatwiejszego i krótszego.

 class="wp-image-1936817"

Aplikacja daje nam przy tym dwa gotowce. Od razu po wejściu w odpowiednią zakładkę widzimy wynik punktowy w skali od 0 do 100 - im wyżej, tym lepiej jesteśmy przygotowani na kolejny trening. Jeśli zignorujemy szczegółową analizę i przewiniemy ekran na dół, znajdziemy gotowe zestawy ćwiczeń, które warto wykonać z okazji tego, że jesteśmy tak dobrze - albo tak niedobrze - przygotowani lub wypoczęci:

 class="wp-image-1936823"

Gdyby natomiast interesowały nas detale naszego przygotowania i ewentualnie chcielibyśmy coś poprawić, aplikacja daje dostęp do trzech takich segmentów - Aktywności, Snu i Zmienności rytmu serca. W każdym przypadku mamy dostęp do wyjaśnienia danego parametru i przypisanego do nas wykresu:

 class="wp-image-1936832"

I tutaj mogę przyznać i plusy, i minusy. Plusy za to, że to kolejne rozwiązanie, które stara się coś zrobić z danymi, które normalnemu użytkownikowi nie mówią absolutnie nic. A tutaj jest wynik, jest wytłumaczenie, są gotowe do wykonania ćwiczenia. Doskonale. Przy okazji - choć to okrutnie subiektywne - mam wrażenie, że te sugestie i oceny są dość zbliżone temu, co faktycznie czułem podczas testów.

Minus muszę natomiast przyznać za fakt, że informacji na temat tej punktacji nie ma w ogóle na zegarku. Nie ma też możliwości uruchomienia ćwiczeń z poziomu zegarka - wszystko przeglądamy i uruchamiamy z poziomu telefonu.

Do tego jest to element usługi Fitbit Premium, czyli jeśli nie będziemy płacić - i skończy nam się darmowy okres testowy - stracimy dostęp do tego podsumowania.

Zresztą zaczynam mieć trochę problem z Fitbit Premium.

Z jednej strony to uczciwa oferta - za jakieś 360 zł rocznie dostajemy dostęp do sporej bazy ćwiczeń, nowych wyzwań, sesji medytacyjnych i tak dalej, i tak dalej. Za to samo - a nawet mniej, choć czasem podane w lepszej formie (jeśli chodzi np. o wyszukiwanie) - w osobnych aplikacjach zapłacimy przeważnie dużo więcej.

Z drugiej strony natomiast - do Premium dość na siłę wciskane są funkcje, które inni producenci oferują w cenie swojego sprzętu. Garmin, Polar czy Suunto oferują swoje wersje sugerowanych ćwiczeń (niekoniecznie w identycznej formie) bez opłat. Rozbudowana analiza snu u konkurencji też nie jest dodatkowo płatna.

Doskonale rozumiem, z czego wynika takie biznesowe podejście, ale przy cenie z przedziału 800-900 zł nie wiem, czy klienci uznają taki ruch za atrakcyjne posunięcie. Szczególnie jeśli mają już ulubioną aplikację do ćwiczeń, a zależy im np. na monitorowaniu danych dotyczących snu.

Co jeszcze?

 class="wp-image-1935737"

Jest NFC i jest obsługa płatności zbliżeniowych. Są też oczywiście powiadomienia - czytelne, nawet biorąc pod uwagę rozmiar ekranu.

Z drugiej strony nie ma natomiast już w żadnej formie np. sterowania muzyką. Z kompletnie niepojętego dla mnie powodu nie ma też aplikacji wyświetlającej pogodę. W ogóle lista aplikacji, które możemy mieć na Charge 5, ograniczona jest dla tych, które już są - i to tyle. Z wyjątkiem tarczy zegara, których akurat jest do wyboru sporo.

Z luźnych obserwacji - przez kilka tygodni użytkowania ekran nie zebrał ani jednej ryski. Z kolei pasek zbiera wszystkie pyłki i kurz jak magnes. Na szczęście dość łatwo jest go wyczyścić.

Warto czy nie?

Nie mam wątpliwości co do jednego - to jest najlepsza opaska Fitbita w historii. Ma w sumie wszystko, co tylko jest w stanie zaoferować Fitbit (i to nie prawie wszystko, jak w przypadku Luxe) - włącznie z EKG, EDA, pomiarem saturacji, szczegółową analizą snu, kalkulacją VO2max, GPS, pomiarem tętna, bardzo ładnym ekranem, płatnościami, świetnym komfortem całodziennego noszenia i... w sumie wszystkim. Taka fitbitowa opaska ostateczna, do kompletu z wciąż świetną aplikacją.

Z drugiej strony - nie jest to opaska idealna. 2-3 dni z zawsze włączonym ekranem na kimś, kto ma Garmina, nie robią żadnego wrażenia (5-6 bez AoD brzmi już dużo lepiej). Brak fizycznych przycisków, albo chociaż jednego przycisku, też potrafi trochę uprzykrzyć życie, o zamykaniu niektórych funkcji za paywallem Premium nie wspominając. Trochę też smuci brak nawet prostych aplikacji (pogoda) czy sterowania muzyką - to zdecydowanie mogłoby się pojawić.

Na plus:

  • bardzo wygodna opaska
  • przyjemne wykonanie samego urządzenia
  • nareszcie - kolorowy ekran, ładny i czytelny w każdych warunkach
  • do 7 dni pracy z wyłączonym AoD (liczyłby raczej 5-6, ale to i tak dobrze)
  • płynne działanie systemu
  • wbudowany GPS
  • wbudowane właściwie wszystko, co Fitbit ma ofercie
  • świetna aplikacja towarzysząca - szczególnie w połączeniu z Premium
  • coraz ciekawsze wykorzystywanie zbieranych danych
  • obsługa płatności zbliżeniowych
REKLAMA

Na minus:

  • pakowanie do Premium funkcji, które konkurencja potrafi dać za darmo (nawet jeśli w trochę innej formie)
  • brak podstawowych aplikacji (sterowanie muzyką, pogoda)
  • brak barometru
  • brak fizycznych przycisków - nawigacja po małym ekranie dotykowym może nie być dla każdego (ale nie widziałem jeszcze opaski, która rozwiązała to idealnie)
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA