Wyszedłem zapalić, to wszystko moja wina. Najtragiczniejsza katastrofa w historii rakiet
26 października 1960 r. Radzieckich gazety publikują komunikat Komitetu Centralnego Partii Komunistycznej ZSRR: marszałek Mitrofan Niedielin zginął w katastrofie lotniczej. O szczegółach wypadku sprzed dwóch dni nikt nie miał się dowiedzieć przez kolejne prawie trzydzieści lat.
W szczycie Zimnej Wojny zarówno Stany Zjednoczone jak i ZSRR rzucały wszystkie możliwe siły i zasoby finansowe na tworzenie broni, która pozwalałaby na dominację militarną nad wrogim mocarstwem. W 1960 r. rosyjscy konstruktorzy w pocie czoła pracowali nad stworzeniem rakiety balistycznej zdolnej do przenoszenia ładunków jądrowych nad terytorium Stanów Zjednoczonych. ZSRR posiadało w tym czasie już rakietę R-7, ale była ona wyjątkowo łatwa do zniszczenia, bowiem każdorazowe jej wystrzelenie wymagało kilkudziesięciogodzinnych przygotowań, w czasie których Stany Zjednoczone potencjalnie mogły ją zniszczyć.
Zlecenie stworzenia nowego pocisku rakietowego dostaje Michaił Jangiel, genialny konstruktor i protegowany Siergieja Korolowa, ojca współczesnej techniki rakietowej. Prace nad odpowiednio szybkim stworzeniem rakiety nadzoruje niezwykle ambitny marszałek Mitrofan Niedielin, który jest głównodowodzącym Wojskami Rakietowymi Przeznaczenia Strategicznego ZSRR. Nowa, przygotowywana rakieta nosi oznaczenie R-16.
Szybkie tempo jej tworzenia sprawia, że konstruktorzy bezustannie natrafiają na nowe problemy. W celu dopilnowania terminu, na Kosmodromie Bajkonur zjawia się Niedielin. Marszałek nie jest osobą ze szczególnie łatwym charakterem. Gdzie się pojawia, rzuca rozkazami na prawo i lewo, ignorując jakiekolwiek argumenty czy sprzeciwy.
Jego pojawienie się ma bezpośredni związek ze zbliżającą się nieuchronnie rocznicą rewolucji październikowej, która przypadała na 7 listopada. Według Niedielina, do obchodów rocznicy rakieta musi wystartować. Tylko w ten sposób Amerykanie odczują wyższość i potęgę armii ZSRR. Jangiel przyklepuje temu pomysłowi, choć inżynierowie wciąż mają do rozwiązania wiele problemów związanych z rakietą.
Niedielin żąda jak najszybszego odpalenia rakiety stojącej już od 2 dni na platformie startowej. Teoretycznie po zatankowaniu rakiety na stanowisku startowym nie powinno już być nikogo. Tymczasem zarówno Niedielin, Jangiel jak i 150 innych osób wciąż biega wokół rakiety.
Pojawia się jednak poważny problem. Z jednej strony marszałek oczekuje startu, a z drugiej w zatankowanej rakiecie konstruktorzy odkrywają awarię systemu elektrycznego. Inżynierowie nie mogą jednak naprawiać rakiety, która już jest zatankowana paliwem, a na dodatek paliwo ze zbiornika przerwało już membrany pirotechniczne i przedostało się do przewodów silnika. Tymczasem rakieta nie jest wyposażona w system pozwalający na odprowadzenie z nich paliwa. Pada nawet propozycja, aby złamać procedurę i jednak odpompować paliwo i wycofać rakietę z powrotem do hangaru. Marszałek jest wściekły, odmawia anulowania startu i daje zespołowi kilkanaście godzin na rozwiązanie usterki.
24 października 1960 r.
Od samego rana Jangiel wraz z rzeszą inżynierów wznawia przygotowania do startu felernej rakiety. Jak na złość jednak co chwilę pojawia się nowa usterka. Po jednym z licznych opóźnień Niedielin uznaje, że sam musi pojechać na stanowisko startowe i osobiście dopilnować startu. Ostatecznie bierze składane krzesło i siada dwadzieścia metrów od rakiety, aby mieć oko na wszystkich miglanców, którzy mogą przecież knuć, jak odwołać start.
Mimo usilnych prób co chwilę pojawia się nowy problem. Zatankowana dzień wcześniej niezwykle żrącym paliwem hipergolowym rakieta ewidentnie nie ma zamiaru wystartować. Dociśnięci przez Niedielina konstruktorzy po wielu długich godzinach intensywnej pracy robią sobie na życzenie gen. Mrykina krótką przerwę i idą zapalić za pobliskim budynkiem. Jest godzina 18:45. To ostatnia spokojna chwila.
Sekundy później Jangiel unosi się w powietrzu odrzucony potężną falą uderzeniową. Gdy ląduje kilkadziesiąt metrów dalej ma poparzoną twarz i dłonie. Chce natychmiast biec na stanowisko startowe.
Co się stało?
W całym zamieszaniu doszło do jednego prostego błędu. Jeden z techników przestawił jedno z pokręteł systemu kontroli rakiety w nieprawidłowe położenie. Ten jeden niepozorny ruch miał jednak koszmarne konsekwencje. Rakieta postanowiła wykonać wydane nieświadomie polecenie. Po chwili uruchomił się silnik górnego członu rakiety. Z uwagi na to, że znajdował się na dolnym członie rakiety, płomienie z silnika szybko przepaliły górne poszycie dolnego członu, w którym znajdował się zbiornik wypełniony po brzegi paliwem. Kilka sekund później doszło do potężnej eksplozji. W miejscu rakiety pojawiła się kula ognia o średnicy nawet 120 metrów.
Marszałek Niedielin wciąż znajdował się na swoim krzesełku dwadzieścia metrów od rakiety. Eksplozja trzydziestometrowej rakiety sprawiła, że w bezpośrednim jej otoczeniu temperatura momentalnie wzrosła do 3000 stopni Celsjusza. Osoby znajdujące się w pobliżu rakiety wraz z Niedielinem w jednej chwili zamieniły się w pył. Z 250 osób znajdujących się w pobliżu większość zginęła na miejscu albo na skutek poparzeń.
Pożar powstały w eksplozji ugaszono dopiero po dwóch godzinach. Służby ratunkowe sprzątające miejsce katastrofy odnalazły w bezpośrednim otoczeniu rakiety nadtopiony zegarek Niedielina. Jego wskazówki zatrzymały się na godzinie 18:45.
Choć wszyscy od razu kojarzą katastrofy amerykańskich promów kosmicznych Challenger i Columbia, to jednak właśnie katastrofa na Bajkonurze jest jak dotąd najtragiczniejszym wypadkiem spowodowanym przez rakietę. Skali tragedii jednak nigdy nie udało się ustalić.
Całe wydarzenie natychmiast zostało utajnione, a w oficjalnym komunikacie wydanym dwa dni później poinformowano jedynie, że marszałek Niedielin zginął w katastrofie lotniczej. O pozostałych osobach, które poniosły śmierć w wypadku, nawet nie wspomniano. Rodziny ofiar dostały natomiast nakaz informowania wszystkich zainteresowanych, że ich bliscy zginęli w katastrofie lotniczej w trakcie wykonywania tajnej misji. Pierwsze informacje o tym jak naprawdę zginął Niedielin oraz o samej katastrofie opublikowano dopiero w 1989 r. w magazynie Ogoniok.
Skutki katastrofy na Bajkonurze.
W raporcie przekazanym z Bajkonuru Breżniewowi napisano, że w wyniku eksplozji na miejscu zginęły 74 osoby, a w szpitalu po kilku dniach jeszcze 16 innych osób. Łącznie miałoby to zatem być 90 osób. Inne źródła bazujące na świadkach naocznych mówią jednak nawet o 126 ofiarach eksplozji.
Premier ZSRR Nikita Chruszczow zlecił przeprowadzenie śledztwa swojemu ówczesnemu podwładnemu Leonidowi Breżniewowi. Ten jednak po krótkim śledztwie uznał, że nikogo nie będzie pociągał do odpowiedzialności, bowiem jak sam stwierdził „wszyscy winni zostali już ukarani”.
Projekt rakiety R-16 ostatecznie został doprowadzony do końca i pierwszy egzemplarz wzbił się w powietrze w listopadzie 1961 r. Katastrofa na Bajkonurze do dzisiaj pozostaje najtragiczniejszym wydarzeniem w historii budowy rakiet na świecie.