Niemy armageddon. Na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych trwa istna rzeź
Słyszeliście o wyjątkowej fali upałów, która nawiedziła w tym roku Wybrzeże Północno-Zachodnie, czyli wybrzeże rozciągające się od Alaski, przez Kolumbię Brytyjską w Kanadzie, aż po Kalifornię? Nie? A powinniście.
Przez ostatnie dwa tygodnie obszar ten mierzył się z ekstremalnie wysokimi temperaturami. Jak podają naukowcy, tak dużego stresu nie wytrzymało nawet miliard zwierząt morskich. Na plażach wybrzeża pojawiły się małże, dosłownie ugotowane w swoich muszlach, martwe rozgwiazdy, a w rzekach padały całe ławice łososi.
Skąd ta apokaliptyczna liczba?
Naukowcy z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej oparli swoje wyliczenia o liczbę omułków jadalnych, które pojawiły się na określonym wycinku wybrzeża. Analizując warunki, jakie mogły doprowadzić do tak masowego obumierania omułków, naukowcy uwzględnili także inne zwierzęta takie jak barnakle, kraby czy ogórki morskie (strzykwy), które żyją w tym samym regionie, i ich wrażliwość na temperaturę wody.
Niewiele się dało zrobić
Biolodzy monitorujący wody tego regionu zorganizowali nawet akcję wyłapywania niektórych gatunków zwierząt i przenoszenia ich do chłodniejszych wód, w których miałyby szanse na przetrwanie. Takie akcje jednak mają ograniczoną skuteczność. W wodach kalifornijskich rzek temperatury mogą wzrosnąć do poziomu, w którym młode łososie i złożone przez nie jaja nie będą w stanie przetrwać. Według prognoz śmiertelność w tych populacjach może sięgnąć w tym roku nawet 90 procent. Naukowcy mówią otwarcie o istnej apokalipsie spowodowanej przez ekstremalne fale upałów.
Jak zauważają, najgorsze jest to, że wraz ze zmianami klimatycznymi takie sytuacje będą powtarzały się coraz częściej i będą coraz poważniejsze. A samo wymieranie, jakie miało miejsce na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni, to nie wszystko. Naukowcy zauważają, że tak masowe zniknięcie całych populacji będzie miało długotrwały wpływ także na inne gatunki, np. te, które żywią się zwierzętami, których teraz nie będzie.