Obejrzałem konferencję Apple’a i wiem, że dobrze wybrałem, kupując ten sprzęt
Keynote otwierający konferencję WWDC 2020 skończył się kilkanaście godzin temu, a ja nadal myślę o tym, co zobaczyliśmy na materiałach wideo. Konferencja bez publiczności nie była tym, do czego przyzwyczaił nas Apple, ale i tak jestem zadowolony z tego, co pokazano.
Gdy przesiadałem się z Windowsa ma iMaca, to nie byłem jeszcze przekonany do ekosystemu Apple’a. Mając wtedy smartfona z Androidem pozostałem przy google’owskich aplikacjach takich jak Dysk, Gmail, Dokumenty czy Zdjęcia. Dopiero zakup iPada, który stał się moim ulubionym mobilnym komputerem, pchnął mnie mocnej w stronę usług Apple’a.
Teraz wdepnąłem w jabłko na dobre. Komputer? Mac. Tablet? iPad. Notes? iPad z Apple Pencilem. Smartfon? iPhone. Słuchawki? AirPods, wiadomo.
Dokupując kolejne urządzenia tej marki, czułem podekscytowanie jako geek i fan nowych technologii, ale też pojawiały się też pewne obawy. Gdybym kiedyś chciał wyjść z tego rezerwatu, to nie będzie to łatwy ruch. Te obawy czasem wracają – tak same z siebie. Jednak konferencja, nawet taka jak wczorajsza, utrzymuje mnie w przekonaniu, że wybrałem dobrze.
Po pierwsze prywatność
Jestem użytkownikiem, który przywiązuje do niej sporą wagę. Lubię zapłacić za produkt i z niego korzystać, a nie zaoszczędzić kilka złotych i potem zastanawiać się co wieczór, gdzie i po jakich serwerach latają dane, które ktoś o mnie w danym dniu zebrał.
Korzystam z VPN-a, na koncie Google wyłączyłem wszystkie możliwe przełączniki odpowiedzialne za działanie funkcji profilowania użytkownika i wyświetlania mu reklam. Wolę zobaczyć losową reklamę kremu mocującego do protez lub maści na żylaki odbytu niż precyzyjnie wycelowaną we mnie kampanię reklamową dotyczącą tego, o czym rano pisałem w mailu.
Dlatego też ucieszył mnie szereg drobnych zmian zarówno w iOS-ie, jak i w macOS-ie. Ten pierwszy świecącą kropeczką imitującą diodę będzie informował, że w smartfonie działa kamera lub mikrofon i wszystko, co robimy, może być rejestrowane. Zaś w macOS-ie 11 zadebiutuje spora aktualizacja przeglądarki Safari, która również kładzie spory nacisk na prywatność.
Po drugie trafione inwestycje w apki Apple’a
Z korzystaniem z usług Apple’a jest trochę jak z inwestycjami. Poświęcając sporo czasu na stworzenie wielu prywatnych playlist w usłudze muzycznej liczymy na to, że nie będziemy musieli kiedyś robić tego ponownie tylko dlatego, że usługa, na którą postanowiliśmy postawić, jednak znika z rynku, bo nie przetrwała rywalizacji. Tworząc setki albo tysiące notatek w innej usłudze również mamy nadzieję, że z dnia na dzień nie dowiemy się, że to już koniec jej istnienia, a my musimy wszystko przenosić gdzieś indziej.
Z tych powodów swego czasu postawiłem m.in. na Notatki wbudowane w iOS-a, iPadoOS-a i macOS-a. Zrobiłem to mimo tego, że przetestowałem alternatywne płatne usługi, które w tamtym czasie były lepsze. Ale czy kilka dodatkowych funkcji jest wartych tego, żeby za rok lub dwa mieć kilka tysięcy notatek do ręcznego przenoszenia w inne miejsce, bo jakaś usługa oparta o chmurę kończy działalność? Historia zna takie przypadki. A to biznes się nie spina, a to konkurencja kupuje i zabija projekt (Wunderlist, pamiętamy).
Gdy na konferencji otwierającej WWDC 2020 widziałem, jak mocarny będzie teraz Apple Pencil, którego codziennie wykorzystuję do tworzenia notatek odręcznych, to znowu pojawiła się ta powracająca myśl: „dobrze wybrałem”.
W nowym iPadOS-ie będę mógł pisać odręcznie i pracować na tym tekście niemal tak, jakby to był dokument w Wordzie. Zaznaczanie. Kolorowanie. Przesuwanie. Usuwanie. A nawet kopiowanie. To wszystko tam będzie.
No i te AirPodsy
AirPodsy już teraz mega wygodnie łączą się ze sprzętami marki Apple. Otwierasz pudełeczko ze słuchawkami obok leżącego iPhone’a lub iPada, a ten momentalnie z nimi się paruje. Okazuje się jednak, że nawet to dało się usprawnić.
Niebawem AirPodsy nie tylko połączą się łatwo z pobliskimi urządzeniami, ale będą też płynnie przełączały się między sprzętami, z których korzysta użytkownik. Brakowało mi tego trochę, ale mówiąc szczerze, nie miałem nawet odwagi marzyć, aby usprawniono ten proces.
Zmianę doceniam tym bardziej, że AirPodsy nierzadko towarzyszą mi przez sporą część dnia. Podczas pracy przy komputerze, na spacerach, podczas zakupów, ale też wieczorami, gdy oglądam coś na tablecie i nie chcę przeszkadzać domownikom.
Do tej pory ratował mnie przycisk w aplikacji Skróty, którym naciśnięty na iPadzie lub iPhonie momentalnie łączył AirPodsy z tym konkretnym urządzeniem. Niebawem skrót nie będzie już potrzebny, a słuchawki same połączą się z odpowiednim urządzeniem.
To są właśnie te małe zmiany, te małe rzeczy, które spinają mocno ekosystem Apple’a i sprawiają, że tak dobrze jest w nim być.