REKLAMA

Była twarz PlayStation mówi: gry są za długie. I ma całkowitą rację

Gry wideo są za długie. Branża powinna przerzucić się na model tytułów AAA trwających 12–15 godzin. Takie stanowisko propaguje Shawn Layden, była twarz PlayStation, a ja całkowicie się z nim zgadzam.

24.06.2020 16.30
The Last of Us 2 oficjalnie.
REKLAMA

Shawn Layden to znana osobistość świata gier wideo. Przez lata był prezesem Sony Interactive Entertainment Worldwide Studios, a w samym Sony pracował od 1996 do 2019 r.

REKLAMA

Z kolei Sony Interactive Entertainment nie trzeba przedstawiać żadnemu fanowi PlayStation. Kultowy wydawca zrzesza takie studia jak Insomniac Games (Spider-Man), Naughty Dog (The Last of Us, Uncharted), Santa Monica Studio (God of War), Sucker Punch Productions (Ghost of Tsushima), Media Molecule (LittleBigPlanet), czy Guerrilla Games (Horizon Zero Dawn). To creme de la creme gier wideo.

Były szef Sony Interactive Entertainment twierdzi, że branża powinna zrobić krok w tył. Współczesne gry są zbyt długie.

Shawn Layden podczas konferencji Gamelab Live stwierdził, że branża powinna zatrzymać się i zadać sobie pytanie „co my właściwie robimy?”.

Główny postulat Laydena jest taki, że gry są za długie. Weźmy na tapet The Last of Us, czyli sztandarowy przykład kinowej, fabularnej opowieści dla jednego gracza. Przejście pierwszej gry serii zajmowało graczom ok. 15 godzin. Druga odsłona zajmuje ok. 25 godzin.

Nie inaczej jest ze słynnym God of War. Pierwsze gry serii zajmowały zaledwie 8–12 godzin. W najnowszej odsłonie z 2018 r. przejście wątku fabularnego zajmuje 20,5 godziny, a zrobienie wszystkich pobocznych aktywności zajmuje więcej niż wymaksowanie wszystkich poprzednich gier serii łącznie.

Ale przecież nie ma w tym nic złego prawda? Odpowiedź nie jest prosta. Średnia wieku graczy na przestrzeni lat poszła w górę. Dziś statystyczny gracz to trzydziestopięciolatek. Mający pracę, rodzinę i tonę obowiązków. Ma pieniądze na gry i konsole, ale nie ma tyle wolnego czasu co w liceum. Być może dlatego tak mało osób ogląda w grach wideo napisy końcowe.

Jest też druga strona medalu. Produkcja gier pochłania coraz więcej środków.

Przy czy mowa tutaj zarówno o budżecie czasu, jak i pieniądza. Shawn Layden ponownie przytacza przykład The Last of Us. Pierwsza część gry powstawała 3,5 roku, podczas gdy sequel potrzebował sześciu lat. Layden wspomina też czasy, kiedy koszt produkcji gry AAA wynosił milion dolarów. Dziś jest to przedział 80 - 150 mln, bez uwzględniania kosztów marketingu.

Konsekwencji tego stanu rzeczy jest sporo. Przede wszystkim gracze muszą dłużej czekać na sequele ulubionych tytułów. Do tego studia rzadziej ryzykują z nowymi pomysłami. Gry z głównego nurtu upodabniają się do siebie i mają podobną mechanikę oraz strukturę rozgrywki i świata.

Gdyby tego było mało, studia coraz częściej sięgają po sprawdzone tytuły, stąd wysyp remasterów i remake’ów. Granie na nostalgii to sprawdzone rozwiązanie, dużo bardziej opłacalne, a jednocześnie mniej ryzykowne, niż tworzenie nowej franczyzy. Duże studia przede wszystkim minimalizują ryzyko wpadki, a to oznacza mniejszą różnorodność niż kiedyś.

A co z ceną? Ta pozostaje bez zmian, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych.

Od wielu lat koszt nowej gry pudełkowej w Stanach Zjednoczonych wynosi 60 dol., choć koszty produkcji wzrosły wielokrotnie. W Polsce widać na przestrzeni lat wzrost cen, ale nakłada się na to wiele czynników, włącznie z kursem walut.

REKLAMA

Osobiście zgadzam się z Layden. Chciałbym widzieć gry bardziej skondensowane i po prostu krótsze. Doceniam kunszt i cały ogrom pracy potrzebny do stworzenia trzydziestogodzinnej gry o filmowej fabule, ale mój czas nie jest z gumy. W ciągu roku mam okazję przejść tylko kilka gier, więc coraz bardziej irytuje mnie powtarzalność i mechanika wymagająca odwiedzania każdego regionu po kilka razy.

Sztucznemu rozwlekaniu rozgrywki mówię nie. Chętnie wróciłbym do czasów, w których gry miały po 12 - 15 godzin, a ja mogłem poznawać więcej ciekawych historii rocznie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA