Żałuję, że musiałem go oddać. Przez miesiąc pracowałem z dyskiem SanDisk Extreme Pro SSD - recenzja
Był ze mną w pięciu miastach, na dwóch lotniskach i trzech dworcach kolejowych. Wyciągałem go w pociągu, hotelowym pokoju i na planie zdjęciowym. Żałuję, że musiałem go oddać. Tak minął mi miesiąc z dyskiem SanDisk Extreme Pro SSD.
Myślałby kto, że w 2020 r. temat przenośnych magazynów danych powinien być już niebyły. Przecież mamy chmurę! Coraz więcej miejsca na dyskach w komputerach!
A jednak, zewnętrzny napęd SSD to element wyposażenia, bez którego nie wyobrażam już sobie pracy. Prywatnie używam dwóch takich magazynów od WD, a testowo trafił do mnie właśnie najnowszy wytwór SanDiska – model Extreme Pro SSD.
SanDisk Extreme Pro SSD – co nowego?
Jeśli patrząc na zdjęcia, myślicie sobie „wygląda znajomo”, to jak najbardziej macie rację. Dwa lata temu na łamach Spider’s Web recenzowałem model SanDisk Extreme Portable SSD, który jest bliźniaczo podobny do nowej wersji. Z zewnątrz różni je tylko kolor obudowy (czerń zamiast głębokiego niebieskiego, na żywo niemal nie do odróżnienia) – wielkość i materiały wykończeniowe pozostały bez zmian.
Ma to swoje dobre i złe strony. Dobre, bo obudowa napędu nadal spełnia normę IP55 i jest wstrząsoodporna, więc można ją zabrać praktycznie wszędzie.
Złe, bo nadal pokryta jest tą samą gumą, która brudzi się niemiłosiernie i zbiera każdy paproch, z jakim się zetknie. Można ją przepłukać celem wyczyszczenia, ale i tak nie wystarcza to na długo.
Najważniejsza różnica kryje się we wnętrzu obudowy. To nowy napęd SSD NVMe o dwukrotnie wyższej prędkości niż w starszym modelu. SanDisk Extreme Pro SSD osiąga prędkości odczytu i zapisu sięgające ok. 1000 MB/s. Na tle 500 MB/s w poprzednim modelu jest to ogromny przyrost, który pozwala na w pełni komfortową pracę z plikami wprost z napędu, o czym przekonywałem się przez ostatnie 4 tygodnie.
Jak SanDisk Extreme Pro SSD spisuje się na co dzień?
Słowem: znakomicie. Używałem go w rozmaitych scenariuszach i nie mogę powiedzieć złego słowa o komforcie pracy.
Niewielki rozmiar sprawia, że napęd w ogóle nie zajmuje miejsca w plecaku. Można go nawet wcisnąć do kieszeni kurtki czy spodni (tutaj więcej miejsca zajmie nawet kabel do podłączenia).
Dwukrotnie zresztą podróżowałem w ten sposób z napędem SanDiska, wioząc na nim kopię zapasową ważnych materiałów. Polecam takie podejście wszystkim profesjonalistom i freelancerom: w podróży dobrze mieć jedną kopię danych zawsze przy sobie, na wypadek kradzieży lub zgubienia bagażu. Nawet jeśli stracimy sprzęt, nie stracimy projektu, nad którym aktualnie pracujemy i który ma dla nas zarobić pieniądze.
Podwyższona prędkość magazynu pozwala też na w pełni komfortową pracę bezpośrednio z napędu. Tym bardziej że w parze z szybszym odczytem i zapisem idzie też szybsze złącze USB 3.1 gen. 2.
Moje prywatne magazyny danych rozwijają prędkość maksymalnie 500 MB/s, co jeszcze do niedawna było wystarczające, ale gdy zmieniłem aparat na Sony A7rIII, niestety przestało być. W efekcie za każdym razem musiałem pliki zgrywać najpierw na dysk zewnętrzny (backup surówki), potem przerzucać na dysk MacBooka Pro 16 (praca nad projektem) a potem z powrotem na dysk zewnętrzny (backup gotowych plików).
Teraz bez najmniejszych przestojów obrabiałem i retuszowałem RAW-y wielkości 100+ MB oraz ważące kilka gigabajtów TIFF-y. Bez najmniejszego zacięcia mogłem pracować nad projektami wideo w 4K, nie przerzucając uprzednio surówki na wbudowany dysk laptopa. Rzecz o tyle istotna, iż pracuję równolegle na dwóch komputerach i możliwość szybkiego przełączania się między nimi poprzez przepinanie dysku zewnętrznego bardzo ułatwia pracę.
Szybkie przepinanie dysku ułatwiają też dwa kable w zestawie - jeden USB-C do USB-C i jeden USB-C do USB-A.
W domu korzystałem zaś z SanDiska Extreme Pro SSD jako z dodatkowego napędu do mojego MacBooka Pro 16. Podłączałem go do stacji dokującej, do której podłączony był także MacBook Pro 16 i tutaj zauważyłem jeden problem, który może być uciążliwy na dłuższą metę – dysk potrafi się bardzo mocno nagrzać, gdy używamy go przez kilka godzin.
Gumowa obudowa niestety nie radzi sobie z odprowadzaniem ciepła i robi się niekomfortowo wręcz gorąca. Nie widać jednak, by temperatury wpływały jakoś na prędkość dysku, ale niewątpliwie mogą wpłynąć na jego żywotność.
Cena? Wysoka, ale do przełknięcia.
Testowany przeze mnie model o pojemności 1 TB kosztuje 1099 zł. Wariant 500 GB to zaś koszt 799 zł.
Cena może się wydawać dość wysoka, ale nadal jest znacznie niższa od dysków z interfejsem Thunderbolt 3 i tylko niewiele wyższa od znacznie wolniejszych urządzeń. Z ciekawości spojrzałem też na ceny poprzedniej wersji tego modelu i w 2018 r. wariant o tej samej pojemności kosztował 1500 zł.
Dziś płacimy 1099 zł za dwukrotnie szybszy napęd. Nie jest tak źle.
Oczywiście nie jest to sprzęt dla przeciętnego zjadacza bitów. Zwykły użytkownik raczej nie znajdzie zastosowania dla kosztującego 1000 zł napędu SSD – są przecież tańsze rozwiązania.
Dla profesjonalistów, zwłaszcza parających się filmem, muzyką i fotografią, taki sprzęt to zakup obowiązkowy.