Od teraz youtuberzy muszą oznaczać filmy dla dzieci. Ale nikt nie wie, co znaczy „film skierowany do dzieci”
Ogromne zmiany na YouTubie właśnie wchodzą w życie. Twórcy mogą już zapinać pasy, teraz czeka ich ostra jazda bez trzymanki.
Właśnie weszły w życie zapowiadane od września zmiany na YouTubie. Od teraz część, także polskich, twórców musi samodzielnie zdecydować – narażać się na kary od amerykańskiej Federalnej Komisji Handlu (FTC), czy z własnej woli obcinać swoje zasięgi i swoje przychody.
Miłego wybierania.
Dzieci na YouTubie? Bez komentarza (ani jednego)
Nowe przepisy to efekt ugody podpisanej przez YouTube'a z FTC. W jej ramach firma musiała zapłacić 170 mln dol. kary i obiecać wprowadzenie nowych obostrzeń.
Wszystkie film na YouTubie muszą być oznaczone jako skierowane do dzieci poniżej 13 roku życia lub przeznaczone dla dorosłych. Dotyczy to także tych wszystkich materiałów, które już na YouTubie są od tygodni, miesięcy czy nawet lat. O tym, do której z grup dane wideo jest kierowane, mogą zdecydować ich autorzy. Jeśli tego nie zrobią, oddają decyzję w niemal nieomylne cyfrowe ręce YouTube'owego algorytmu.
Nie będzie to z ich strony tylko kosmetyczna decyzja skutkująca pojawieniem się jakiegoś nowego ostrzeżenia. Będzie to decyzja prawno-biznesowa. W filmach oznaczonych jako te dla dzieci zostaną bowiem wyłączone komentarze, nie będzie personalizowanych reklam, a dane o widzach tych filmów nie będą zbierane. To przełoży się na przychody twórców i samego YouTube'a. Według analityków Loup Ventures, na których powołuje się Bloomberg, to może oznaczać dla firmy spadek przychodów o 10 proc. czyli o około 50 mln dol.
Jednak niekoniecznie znaczy to, że w wypadku spornym lepiej oznaczyć film jako skierowany do dorosłych. To może bowiem poskutkować wzbudzeniem zainteresowania FTC i wlepieniem przez nią kary niepokornemu autorowi.
Nikt nie wie, co znaczy „skierowany do dzieci”
Największym problem nowych przepisów jest ich nieścisłość. Twórcy sami nie są w stanie często określić, czy ich film jest skierowany do osób poniżej 13 roku życia, czy nie. I FTC, i YouTube nawołują do posługiwania się zdrowym rozsądkiem i podają spis czerwonych flag, które mogą wskazywać na to, że dany materiał jest przeznaczone dla dzieci. Nie podają jednak żadnych sztywnych reguł, które miałyby o tym decydować i na które możnaby się ewentualnie powołać w spornych przypadkach. O ile część kanałów może spać spokojnie, bo mieści się jednoznacznie w jednej z grup, nie wszystkich stać na taki nocny relaks.
Twórcy rodzinnych materiałów, filmów o starych bajkach, które dorośli oglądają z sentymentu, streamerzy gier popularnych wśród wszystkich grup wiekowych gier – wszyscy oni mogą odczuwać w pełni uzasadniony niepokój. Ich filmy wpadają bowiem w szarą strefę. Nawet jeśli autor kieruje je do dorosłych, FTC może mieć inną interpretację jego intencji, a sam film może się okazać atrakcyjny dla dzieci. To, w obliczu mało precyzyjnych przepisów, może stanowić poważny problem dla całego kanału i jego twórcy.
YouTube zapowiada, że ze swojej strony także będzie pilnował dobrego oznaczania filmów i nadpisywał te oznaczenia, które w jego mniemaniu są nieprawidłowe. W wypadku zaś częstych złych oznaczeń wyciągnie konsekwencje wobec autorów kanału.
Jak będzie wyglądało wprowadzenie zmian w praktyce? Czarno to widzę
Od dziś YouTube może iść w kilku kierunkach. W pierwszej wersji wszyscy nowe prawo wezmą na poważnie. FTC będzie rozdawać kary, YouTube banować, a twórcy zaczną ze strachu oznaczać na wyrost swoje filmy jako skierowane do dzieci. Gorący oddech urzędników na karku poczują przede wszystkim twórcy angielskojęzyczni i to głównie ci z dużymi zasięgami, bo na przejrzenie całego YouTube'a komisja nie ma ludzi ani mocy przerobowych. Kary finansowe namieszają więc i zasieją strach, ale uderzą przede wszystkim w relatywnie wąskie grono.
Możliwość druga – problemem dla twórców będzie nie tyle FTC, ile YouTube, który zacznie egzekwować nowe przepisy z siła napędzaną lękiem przed reakcją inwestorów, reklamodawców i dalszymi karami urzędników. To mało prawdopodobny scenariusz – firma musiałaby zdecydować, że bardziej opłaca jej się mocne przykręcenie algorytmów i szerokie oznaczanie filmów łatką „dla dzieci”, a to oznacza dla niej większe straty finansowe (-10 proc. przychodów to jednak kiepska motywacja). YouTube raczej zdecyduje się na swobodne podejście do sprawy, które pozwoli uniknąć skandali, a całą odpowiedzialność przeleje na konkretnych twórców, którzy będą bezpośrednio odpowiadać przed FTC.
Jest też opcja, która wydaje się w tej chwili najbardziej prawdopodobna, i, po prawdziwe, najbardziej wkurzająca. Prawo to w praktyce będzie po prostu fikcją. FTC będzie prowadziła jedno postępowanie rocznie, a YouTube, mający bogate doświadczenie z ignorowaniem własnych przepisów, umyje ręce, mówiąc o pojedynczych złych aktorach, którzy nadużywają jego wspaniałej platformy szerzenia dobra, miłości i filmów ze śmiesznymi zwierzaczkami. W praktyce dostaną po łapach tylko te osoby, które będą chciały się trzymać obowiązujących przepisów. I tak skończymy po kilku miesiącach z równaniem praworządny = frajer.