Rozpoznaje twarze, łamie regulaminy i narusza prywatność. Świat drży przed apką Clearview
Clearview ma cię na oku. A raczej, dzięki niemu na oku mogą cię mieć służby porządkowe. Z aplikacji, która łamie zasady całej masy serwisów, korzysta między innymi FBI i policja.
Clearview jest szybkie i proste, to jednak tylko nieliczne z jego zalet. Wystarczy wgrać do niego zdjęcie danej osoby, a aplikacja pokaże jej fotografie zamieszczone w internecie wraz z linkami do ich oryginałów. Tam, w odmęcie sieci, można często znaleźć więcej danych na temat interesującego nas mężczyzny lub podejrzanej kobiety – imię i nazwisko, zawód, czasami miejsce zamieszkania. Identyfikacja w ten sposób jest znacznie prostsza. Z aplikacji korzysta więc chętnie policja czy FBI.
Clearview pomaga rozwiązać szybko sprawy, pytanie za jaką cenę.
Działanie aplikacji opisał New York Times. Jak twierdzą przedstawiciele prawa, aplikacja pomaga im szybciej rozwiązywać różnego rodzaju sprawy – od morderstw po sklepowe kradzieże. Jedna z przytoczonych historii skutecznego aresztowania przy pomocy Clearview opowiada o mężczyźnie, który podczas kłótni postrzelił swojego interlokutora w brzuch. Całą awanturę nagrał przechodzień, który potem udostępnił policji firm. Ta materiał z niego wrzuciła do aplikacji. Okazało się, że w mediach społecznościowych jest jego zdjęcie podpisane imieniem i nazwiskiem. Sprawa była rozwiązana. Jak twierdzą funkcjonariusze, bez pomocy Clearview nie znaleźliby sprawcy, który nie miał prawa jazdy i nie znajdował się w żadnej oficjalnej bazie danych. To niewątpliwie imponujące osiągnięcie, ale zawsze w takich wypadkach powstaje pytanie – jakim kosztem coś takiego się dzieje.
Wielkie firmy technologiczne algorytmy rozpoznawania twarzy rozwijają od dawna. Jednak część z nich, poza Amazonem, świadomie odrzuca dzielenie się nią choćby ze stróżami prawa. Technologia tego typu pozwala bowiem na dużą ingerencję w prywatność obywateli, a brakuje przepisów, które gwarantowałyby nadzór nad jej wykorzystaniem i regulowałyby je. Nie bez przyczyny San Francisco zakazało wykorzystywania rozpoznawania twarzy swojej policji, a dyskusja na ten temat toczą się w mediach niemal nieustannie. Tymczasem media sobie, a rzeczywistość sobie. Z Clearview w zeszłym roku miało skorzystać ponad 600 jednostek organów ścigania oraz wiele firm.
Nie ważne jak, ważne, że działa.
Tego typu wykorzystanie technologii rozpoznawania twarzy budzi ciarki na plecach, bo pozwala na daleko zakrojoną inwigilację i daje duże pole do nadużyć. Optymizmem nie naprawa także to, że służby nie mają oporów przed korzystaniem z usług firmy, która ukrywa informacje o sobie i podaje na własnej stronie internetowej fałszywy adres. Dziennikarz NYT, żeby sprawdzić sposób działania Clearview, namówił kilku znajomych policjantów, by dodali jego zdjęcie do aplikacji. Po niedługim czasie otrzymali oni telefon od przedstawiciela firmy. Pytał on, czy przedstawiciele prawa rozmawiają o ich aplikacji z dziennikarzami. Szef firmy twierdzi, że fotografia dziennikarza uruchomiła po prostu algorytm ostrzegający przed potencjalnym nadużyciem. Nie zmienia to faktu, że Clearview AI monitoruje wrzucane przez przedstawicieli prawa materiały i to na zasadach, o których nikt nie ma pojęcia.
W rozmowie z New York Timesem przedstawiciele prawa przyznali, że nie wiedzą dokładnie, jak aplikacja działa i kim jest jej twórca. Nie wahają się jednak z niej skorzystać. Jej Hoan Ton-Thata, szef Clearview AI, bez zażenowania przyznaje, że materiały do aplikacji zostały pozyskane z Facebooka, Twittera, Instagrama, YouTube'a i „miliona innych stron”. Pozyskano je łamiąc regulaminy przynajmniej części z nich. Ale, jak rozbrajająco przyznaję twórca, w końcu nikt ich nie przestrzega.
Strach myśleć, jakich jeszcze zasad, według szefa firmy, nikt nie przestrzega i w związku z tym można je ignorować.