Koniec żartów. Chińskie wojsko pokazało (nie)latający spodek
A przynajmniej, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem tamtejszych przywódców, chińscy piloci wojskowi zaczną korzystać z tej przedziwnej konstrukcji już w przyszłym roku. Na razie zaprezentowano tylko prototyp.
Technicznie rzecz biorąc, pojazd zaprezentowany podczas październikowej wystawy śmigłowców w Tiencinie, jest eksperymentalnym śmigłowcem szturmowym o dość sugestywnej nazwie - Super Great White Shark. Oto co o nim wiemy.
Chiński latający spodek
Z prezentacji prototypu wynika, że główną siłę nośną zapewniać będzie 16-metrowy, umieszczony centralnie wirnik, dzięki któremu maszyna będzie wzbijać się w powietrze. Do tego dochodzą jeszcze dwa silniki odrzutowe, dzięki którym Super Żarłacz Biały ma rozpędzać się do 650 km/h (0,5 Macha). Jeśli chodzi o jego zastosowanie bojowe, chiński latający spodek to typowy śmigłowiec szturmowy - oprócz dwóch pilotów i małego arsenału, na jego pokładzie nie zmieści się już nic więcej.
Według bardzo oszczędnych wypowiedzi chińskich wojskowych, maszyna ta została zaprojektowana z myślą o nowej erze wojen cyfrowych. Na razie ten termin brzmi trochę niedorzecznie, ale chodzi tu zapewne o bardzo szybko prowadzone ataki na cele, których zniszczenie mocno zaburzy infrastrukturę sieciową i sieć komunikacyjną przeciwnika. Chociaż lepiej nie myśleć o tym, w kim Chiny widzą potencjalnego rywala wojennego.
Nie jest to oczywiście pierwszy prototyp latającego spodka w historii wojskowego lotnictwa
Tak właściwie, to pierwszy pomysł na latającą maszynę, która bardziej niż ptaka przypominała coś w rodzaju spodka albo parasola powstawał prawie równolegle do konstrukcji braci Wright. Mowa tu o projekcie Change'a Voughta, który wraz z firmą McCormick-Rome w 1910 r. zaprezentował światu prototyp latającego… Parasola. I nie, nie żartuję - to była oficjalna nazwa tej maszyny, i tak - ten szalony pomysł latał. Bardzo słabo, ale latał.
Kolejnym ciekawym przystankiem w historii latających spodków jest niemiecka konstrukcja Sack AS-6 V1, która była pomysłem niemieckiego modelarza-hobbysty, Arthura Sacka. Sack zainteresował nawet swoim projektem Ernsta Udeta - ówczesnego ministra lotnictwa, dzięki czemu dostał pozwolenie, aby wyszabrować z kilku wraków należących do Luftwaffe potrzebne części i wykorzystać je do budowy prototypu swojej spodkopodobnej maszyny. Nazwa Sack AS-6 V1 pojawia się w wielu teoriach spiskowych na temat tego, że naziści dysponowali ponaddźwiękowymi, latającymi spodkami. Dlatego zresztą piszę o tej konstrukcji, zostawiając najlepsze na koniec. Prototyp zbudowany przez Sacka nie latał.
Po drugiej wojnie światowej, koncepcją latających spodków zainteresowali się Amerykanie. Za pieniądze amerykańskiej marynarki powstało wtedy kilka ciekawych prototypów, takich jak Vought-Zimmerman V-173, czy jego następca z hybrydowym napędem śmigłowo-odrzutowym Vought XF5U-1 Skimmer. Ten drugi, według założeń projektowych miał rozpędzać się do 885 km/h. Niestety zanim konstrukcja została dopracowana, marynarka wojenna USA zdecydowała o zakończeniu finansowania tego projektu.
Do etapu seryjnej produkcji najbardziej zbliżył się prototyp VZ-9 Avrocar, który Amerykanie przejęli od kanadyjskiej firmy Avro. Co ciekawe spory udział w projektowaniu tej maszyny miał polski inżynier Wacław Czerwiński, mający na swoim koncie wiele udanych przedwojennych konstrukcji polskich samolotów i szybowców. VZ-9 miał być dwuosobową maszyną, wyposażoną w trzy silniki turboodrzutowe, napędzające turbinę umieszczoną w centralnej części spodka.
Sam pojazd unosił się w powietrzu dzięki efektowi Coandy (strumienie gazu przylegają do najbliższej powierzchni) i rozpędzał się do 480 km/h. Docelowo miał być to pojazd zapewniający wsparcie powietrzne, którego zasięg miał wynosić 1600 km, a maksymalna wysokość lotu 3 km. Armia amerykańska wydała ok. 10 mln dol. na ściśle tajny projekt Avrocara. Niestety po ukończeniu budowy pierwszego sensownego prototypu w 1959 r. pojazd okazał się być straszliwie niestateczny i niezwykle uciążliwy w sterowaniu. Dwa lata później wojskowi zdecydowali się zakończyć finansowanie tego projektu.
Zaraz potem (no dobrze, 10 lat, to nie takie zaraz) pojawił się zresztą Hawker Siddeley Harrier i zawstydził wszystkie inne maszyny z możliwością pionowego startu.
Ciekaw jestem, czy Chińczycy znaleźli rozwiązanie problemów, z którymi borykały się te wszystkie prototypy
Gdybym miał się o to zakładać, powiedziałbym, że nie i że prototyp Super Great White Shark skończy tak, jak wszystkie dotychczasowe latające spodki - jako niedopracowany prototyp, z którego nie będzie chciał korzystać żaden wojskowy. Zaprezentowanie prototypu w Tiencinie miało zapewne o wiele więcej wspólnego z propagandą sukcesu, niż z pokazaniem użytecznej maszyny, która rzeczywiście przyda się w prawdziwych działaniach wojskowych.
Ale o tym przekonamy się w przyszłym roku, kiedy maszyna weźmie (lub nie) udział w jakichś większych ćwiczeniach chińskiego wojska.