Oto SanDisk iXpand Wireless Charger. Ładowarka i backup danych w jednym
Bezprzewodowe ładowarki biurkowe uważam za fajny, ale nieco za drogi, by być sensownym, gadżet. Jednak iXpand od Sandiska robi coś więcej niż tylko ładowanie naszego akumulatora. Pomaga również chronić nasze dane.
Żyjemy w pięknych czasach, w których łączność z Internetem jest zazwyczaj szybka i powszechna. To pozwoliło się pięknie rozwinąć konsumenckim chmurom internetowym, takim jak Dysk Google, OneDrive czy iCloud. Warto z nich korzystać, przynajmniej w kwestii danych mało wrażliwych – bo zawsze istnieją obawy o naruszenie naszej prywatności przez operatora chmury. Dzięki tanim i łatwo dostępnym chmurom kopia zapasowa naszych danych jest zawsze pod ręką.
No, prawie zawsze.
Prawdopodobnie niemal każdy z nas miał już w życiu sytuację, w której bardzo potrzebował jakiegoś zbioru swoich danych z chmury, a ta nie była dostępna. Powód może być dowolny: brak zasięgu Internetu akurat tam, gdzie się znajdujemy. Kosztowna sieć roamingowa. Czy nawet – co zdarza się wyjątkowo rzadko, ale jednak – tymczasowa awaria chmury. W takich sytuacjach z pomocą może przyjść nam… bezprzewodowa ładowarka.
SanDisk iXpand Wireless Charger, czyli ładowarka i backup danych w jednym.
SanDisk już jakiś czas temu proponował nam bezprzewodową ładowarkę, która też pełniła rolę urządzenia do zgrywania danych z naszego urządzenia. Tyle że było to urządzenie relatywnie niewygodne. Trzeba było i tak używać kabelków, więc cała idea bezprzewodowości gdzieś ulatywała. Tymczasem iXpand faktycznie działa w pełni bezprzewodowo – wyłączając oczywiście przewód zasilający samą ładowarkę.
Po położeniu na niej urządzenia z Androidem lub iOS-em (z obsługą standardu Qi oraz z zainstalowaną aplikacją ładowarki) zadzieją się dwie rzeczy. Po pierwsze, rozpocznie się ładowanie akumulatora. A po drugie, ładowarka przez Bluetooth wybudzi zainstalowaną na urządzeniu aplikację, by ta następnie połączyła oba urządzenia przez Wi-Fi. Po nawiązaniu tego połączenia rozpocznie się wykonywanie automatycznej kopii zapasowej naszych danych. Wszystko co chcemy (i na co API systemu operacyjnego pozwala) może zostać automatycznie zgrane do wbudowanej w ładowarkę pamięci. W razie problemów czy potrzeby, dane te będzie można łatwo odczytać lub przywrócić.
Bezprzewodowe ładowarki doceniam, gdy są elementem czegoś innego. Na przykład gdy są w samochodzie, pozwalając nam na doładowanie telefonu zwyczajnie kładąc go do odpowiedniego schowka. Ale jako samodzielne urządzenia raczej do mnie nie przemawiają: szybciej, taniej i niewiele mniej wygodnie po prostu podłączyć kabelek od ładowarki przewodowej. Tu jednak mamy wartość dodaną. Kładąc wieczorem telefon na ładowarce podnosimy go rano w pełni naładowanego i z wykonaną lokalną kopią zapasową danych. Wydaje mi się to bardzo fajnym pomysłem i świetnym uzupełnieniem danej publicznej chmury, z której korzystamy.
Problematyczna jest niestety tylko cena. 128-gigabajtowa wersja ładowarki kosztować ma około 130 euro.