Pobrałem 100 albumów w najwyższej jakości. Zajęły 6 proc. pamięci smartfonu
Pod jednym z moich wpisów w ramach akcji #1TBChallenge pojawił się komentarz mówiący, że muzyka w jakości Hi-Fi z jednego z serwisów streamingowych szybko zapełni pamięć Galaxy S10+ Performance Edition. Postanowiłem to sprawdzić.
Jeszcze nie tak dawno temu, kiedy wychodziłem z domu, zabierałem z sobą odtwarzacz MP3. Było to jedno z moich najważniejszych elektronicznych urządzeń. Każdego dnia umilało mi poruszanie się po mieście, spacery i treningi. Odtwarzacz miał 32 GB pamięci i mógł pomieścić pełne dyskografie kilku zespołów.
Nie wiedzieć, kiedy pliki MP3 odeszły w niepamięć. Dziś nie przechowuję i nie kupuję muzyki w tym formacie, a z plikami audio mam styczność tylko kiedy nagrywam dźwięk mikrofonem. Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio odtworzyłem muzykę z pliku MP3.
Mimo to słucham muzyki namiętnie, oczywiście za sprawą serwisów streamingowych. Ich powstanie było wielką rewolucją, która pozwoliła na całkowicie legalny, a do tego niedrogi dostęp do nieprzebranych archiwów wszelkich gatunków muzycznych.
Czy to oznacza, że dziś nie ściągamy muzyki? Nie. Dobra aplikacja do streamingu powinna pozwalać na pobieranie utworów.
Dzisiejsze pakiety internetu u operatorów są na ogół tak duże, że pozwalają strumieniować muzykę przez sieć niemal bez limitów. Mimo to nadal opcja pobierania muzyki jest jedną z kluczowych funkcji. Nie wszyscy mieszkają w miejscach, gdzie dociera zasięg sieci LTE, a ponadto każdy z nas co jakiś czas wyjeżdża poza miasto, gdzie zasięg jest znacznie gorszy. Wakacje sprzyjają też wyjazdom za granicę, gdzie pakiet danych jest mniejszy i znacznie bardziej kosztowny.
Możliwość pobierania muzyki jest więc nadal bardzo istotnym elementem każdej aplikacji do streamingu. Na co dzień, w serwisie streamingowym, z którego korzystam, mam pobranych kilkanaście playlist i kilka albumów. W ramach testu postanowiłem jednak pójść krok dalej odpowiedzieć na wyzwanie rzucone przez jednego z komentatorów pod artykułem w ramach akcji #1TBChallenge.
Kto powiedział, że muzyka ze smartfonu musi mieć kompromisową jakość?
Streming muzyki jest wygodny, ale na ogół zapewnia dość przeciętną jakość dźwięku, skompresowaną do co najwyżej 320 kbps. Osoby wychowane na płytach CD i ich cyfrowych następcach, czyli bezstratnych plikach FLAC/ALAC, mogą czuć się rozczarowane. Szczególnie, jeśli zainwestowały w dobre głośniki i słuchawki.
Postanowiłem więc zabawić się w konesera i sięgnąć po najwyższą jakość audio dostępną w streamingu. Dołączyłem do usługi oferującej pliki w bezstratnej kompresji i formacie FLAC 1411 kbps. Poszedłem jednak dalej i skupiłem się na sekcji Masters, czyli muzyce w kodeku MQA (Master Quality Authenticated) oferującym studyjną jakość dźwięku 96 kHz/24 bit, w odróżnieniu od 44.1 kHz/16 bit dostępnym w formacie FLAC.
Najwyższa jakość audio to także największe pliki.
Przejdźmy zatem do praktycznego testu. Pobrałem 100 albumów w najwyższej możliwej jakości MQA. Daje to ok. 75 godzin słuchania nowej muzyki, bez żadnej przerwy. Innymi słowy, jeśli każdego dnia słuchalibyśmy muzyki przez ok. 8 godzin dziennie, taka ilość materiału wystarczyłaby na 10 dni poznawania nowej muzyki, bez powtórzenia ani jednego utworu.
W praktyce jednak mało kto słucha w ten sposób muzyki, a 100 albumów wystarczy na dobry rok poznawania nowych artystów i gatunków.
100 albumów w najwyższej możliwej jakości audio zajęło… 6 proc. pamięci Galaxy S10+ Performance Edition.
100 albumów w jakości MQA zajęło dokładnie 64,83 GB. Jest to dokładnie 6,3 proc. pamięci, jaką dysponuje Samsung Galaxy S10+ Performance Edition.
Wobec tego w pamięci testowanego smartfonu można byłoby zmieścić ponad 15 razy więcej muzyki, czyli… ponad 1500 albumów! I to w najwyższej jakości, jaką tylko da się uzyskać w cyfrowym świecie. Daje to ok. 1125 godzin ciągłego słuchania nowej muzyki, czyli 150 dni ciągłego słuchania nowości po 8 godzin dziennie. Są to niewyobrażalne liczby, niedostępne w żadnym innym smartfonie.
Jeśli zdecydujesz się na najwyższą jakość audio, pamiętaj też o zainwestowaniu w odpowiednie słuchawki i głośniki. I o złączu minijack.
Samsung Galaxy S10+ ma tę zaletę, że jako jeden z naprawdę nielicznych flagowców, jest wyposażony w gniazdo minijack. Dzięki temu do smartfonu podłączymy najwyższej jakości słuchawki przewodowe, lub ewentualnie Galaxy S10 może stać się źródłem dźwięku w domowym zestawie audio.
Galaxy S10+ obsługuje też standard Dolby Atmos. A jeśli ktoś postanowi korzystać ze słuchawek Bluetooth, przyjdą z pomocą kodeki aptX oraz LDAC służące do transmisji dźwięku o wysokiej rozdzielczości.
Przyznaję, że nie jestem audiofilem i prawdopodobnie w ślepym teście nie rozpoznałbym dobrego pliku 320 kbps od pliku z kodekiem MQA, ale 1 TB pamięci dostępnej w smartfonie zmienia podejście do przechowywania plików. Jeśli pamięć przestaje być problemem, można pokusić się o pobieranie plików w najwyższej jakości. Nawet jeśli miałoby się to zrobić nie dla ucha, a dla własnej satysfakcji.
*Materiał powstał we współpracy z firmą Samsung.