REKLAMA

Wiele wskazuje, że będzie tylko jeden nowy Xbox. Co z wersjami Pro i X nowych konsol?

Nie to by zakup tych konsol był złym pomysłem – wręcz przeciwnie. Coraz więcej jednak wskazuje na to, że Microsoft i Sony spotkali się z ostrą krytyką twórców gier. I że więcej kombinowania z dwoma rodzajami konsol już nie będzie.

xbox one 2018
REKLAMA
REKLAMA

Czerwiec, 1994 r. Ówczesny gigant rynku konsolowego – firma Sega – pokazuje po raz pierwszy Segę 32X. Nie jest to następca wówczas sprzedawanego Mega Drive’a, a rozszerzenie tejże konsoli. W efekcie rynek został podzielony na tych, którzy dysponowali 32X i tych z gołym Mega Drive’em. Co prawda to dość szczególny przypadek w historii (32X wyszedł tuż przed premierą zupełnie nowej Segi Saturn, co z pewnością mu nie pomogło), ale i bez tego 32X był skazany na porażkę. Bez wyraźnych finansowych zachęt ze strony producenta, twórcy gier i tak woleli celować w liczniejszą publikę bez wspomnianej przystawki.

Czytaj także:

Przewijamy do bieżącej dekady. Na rynku pojawiają się Xbox One i PlayStation 4, bardzo rozczarowujące pod względem możliwości technicznych. Konsola Microsoftu z trudem osiąga rozdzielczość 1080p w grach, na obu ze świecą szukać gier, które działałaby w 60 klatkach na sekundę. Sony i Microsoft reagują. Pomysł z cięciem kosztów produkcyjnych okazał się niezbyt trafionym. W pośpiechu tworzą nowe konsole, a zarazem muszą to zrobić tak, by posiadacze poprzednich nie czuli się oszukani.

Tak powstają PlayStation 4 Pro i Xbox One X. Twory nieporównywalnie lepsze od poprzednich konsol, ale na swój sposób jeszcze bardziej niedorobione. Twórcy gier mają duży problem z wykorzystaniem pełni ich możliwości, bo zarówno Sony jak i Microsoft wymagają od nich, by gry na Pro i X działały również na poprzednich konsolach. Dla pewności, nawet procesory w tych urządzeniach pozostały niemal niezmienione, różnice leżą głównie w wydajności układu graficznego.

Masz szybkiego PlayStation 4 Pro? Fajnie, ale większość twoich gier i tak powstaje z myślą o dość prymitywnym Xboksie One S.

Oba sprzęty powstały głównie dlatego, że ich poprzednie wersje zupełnie nie pasowały do ery telewizorów 4K. I zdecydowanie oba warto wybrać nad ich podstawowymi wersjami, jeżeli tylko finanse nam na to pozwalają. Korzyści jest sporo, leżą nie tylko w ładniejszej grafice w grach. Jeżeli jednak podejrzewacie, że przejście z bazowej wersji konsoli na dopaloną to absolutna jakościowa przepaść, to… jesteście w błędzie.

Najpopularniejsze gry na obu konsolach to gry multiplatformowe. A więc budowane z myślą o Xboksie, PlayStation, zazwyczaj też PC, a czasem nawet i o Switchu. To oznacza, że nieważne jak szybki jest Xbox One X czy PlayStation 4 Pro – i tak bazowa mechanika gry musi się sprawdzić na słabszym PlayStation 4 i jeszcze gorszym technicznie Xbox One S. Przyczyną tego stanu rzeczy są ekonomia (budowanie silnika gry ściśle optymalizowanego pod każdą z platform byłoby zbyt drogie) oraz pragmatyzm (gry multiplayer muszą zapewniać wszystkim równe szanse na zwycięstwo).

To jednak nie jest nic nowego, gry multiplatformowe powstawały przecież i na generację Xboksa 360 / PlayStation 3. Tym razem jednak nawet tak zwane gry na wyłączność są siłą rzeczy hamowane przez bazowe wersje konsol. Dlatego też gry na X i Pro działają zazwyczaj płynniej, w wyższej rozdzielczości, z większą szczegółowością obrazu i szybciej się wczytują. Fundamentalnie to jednak te same doświadczenia z zabawy.

Nowa generacja, te same problemy?

Zanim jeszcze Microsoft oficjalnie zapowiedział nowego Xboksa o tymczasowej nazwie Scarlett, po Sieci krążyły nieoficjalne informacje (z rzetelnych źródeł, którym można dać wiarę), że firma projektuje dwie konsole. Anaconda i Lockheart, bo tak je określano, miały być bezpośrednimi następczyniami One S i One X. Tymczasem podczas pierwszej oficjalnej zapowiedzi, Phil Spencer (szef działu Xbox) starannie używał liczby pojedynczej. Project Scarlett to konsola, nie konsole.

Kilku dziennikarzy nawet zaczepiło Spencera w wywiadach, by ten jakoś ustosunkował się do wspomnianych nieoficjalnych informacji. Ten, wyraźnie mrugając okiem, zawsze odpowiadał, że przecież Microsoft wprowadził już do sprzedaży tę drugą konsolę, a jest nim Xbox One S All-Digital Edition. Szef działu Xbox oczywiście wiedział, o co był faktycznie pytany, jednak prawdopodobnie polityka firmy nie umożliwiała mu w pełni szczerej odpowiedzi. Wskazywanie beznapędowej „Eski” wydaje się jednak potwierdzać, że Scarlett nie doczeka się dwóch edycji.

Co się stało?

Brad Sams, który jako jeden z pierwszych dziennikarzy dotarł do informacji o Anakondzie i Lockheart, postanowił wypytać o to swoje kontakty. I wygląda na to, że pomysł na dwie konsole wybili z głowy Microsoftowi (i prawdopodobnie również Sony) twórcy gier. Ich argumentacja wydaje się w pełni logiczna i zasadna.

Tworząc grę w tym momencie muszą oni optymalizować ją pod liczne konfiguracje pecetów, pod Xboksa One S, pod Xboksa One X, pod PlayStation 4, pod PlayStation 4 Pro, pod następne PlayStation i pod Scarlett (bo przecież na początku trzeba będzie tworzyć gry na obie generacje, nie od razu wszyscy się przesiądą na nowszy sprzęt). To nie jest możliwe, jeżeli budżet na produkcję tych tytułów ma się zamknąć w sensownej kwocie. Gry działałyby i wyglądałyby dużo gorzej, niż sprzęt na to pozwala. I, w przypadku nowych Xboksów, byłyby tworzone na wolniejszego Lockhearta, z ewentualnymi dodatkami na szybszej Anakondzie.

Ta jedna, ta najlepsza

Microsoft (i wiele wskazuje, że również i Sony, choć tego na razie się tylko domyślamy) właśnie z tego powodu zrezygnował z wprowadzenia na rynek dwóch konsol. Pojawić się ma tylko ta szybsza i lepsza, by twórcy gier mogli przeznaczyć więcej swojego czasu na optymalizację pod jej sprzęt i system operacyjny.

To rodzi jednak jeszcze jedno pytanie. Konsole do gier muszą być relatywnie tanie, tego oczekują po nich konsumenci. Decyzja o wypuszczeniu na rynek jednego modelu może mieć tylko dwie konsekwencje:

  • albo konsola będzie złożona z tańszych komponentów,
  • albo będzie sprzedawana ze stratą.

Ta druga możliwość wcale nie jest nieprawdopodobna. Przecież przez długi czas ze stratą były sprzedawane PlayStation 3 i Xbox 360, dopiero pod koniec ich panowania Microsoft i Sony dopracowały procesy technologiczne tak, by przestać tracić na ich produkcji pieniądze. A gdzie zyski? Prowizje z certyfikacji i sprzedaży gier wideo na obie platformy i usług typu Xbox Live Gold czy PSN+. Mam nadzieję, że i tym razem tak będzie.

Jest jeszcze trzecia możliwość. Choć tę akurat wyssałem z palca.

Nie mam niestety tak dobrych kontaktów, jak mieszkający w Stanach Zjednoczonych dziennikarze. Mam jednak pomysł jak Microsoft mógłby rozwiązać problem zbyt drogiego Xboksa Scarlett. Z pomocą mogłaby przyjść usługa xCloud, która przecież by móc działać w pełni zadowalająco wymaga bardzo niedrogiego sprzętu.

A co gdyby Xbox Scarlett był tą droższą konsolą, za powiedzmy 1700 zł, zapewniającą piękne, uruchamiane lokalnie gry w 4K i 60 klatkach na sekundę? Z kolei tą tańszą mógłby niezmiennie być Xbox One S All-Digital Edition, uruchamiający natywnie gry ze starych Xboksów, a te nowe oferując w nieco obniżonym komforcie (kompresja obrazu, wymóg szybkiego łącza, lekki input lag), który do czasu premiery Scarlett zapewne osiągnie cenę w granicach 500 zł?

REKLAMA

Nie mam żadnych informacji które sugerowałyby, że taki może być plan Microsoftu. Pomysł ten wydaje mi się jednak logiczny i oczywisty. Niestety, by sprawdzić czy to prawda, będziemy musieli uzbroić się w ogromne ilości cierpliwości. Wszak premiera Scarlett ma mieć miejsce dopiero na koniec 2020 r.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA