REKLAMA

Nie doceniliśmy Hongmenga. Xiaomi i Oppo są zainteresowane systemem Huaweia

Budowana przez Huaweia autorska platforma operacyjna, wydawać by się mogło, od początku była skazana na porażkę. Wygląda jednak na to, że Huawei będzie licencjonował Hongmenga konkurentom. A ci wyraźnie są zainteresowani.

Hongmeng OS z wsparciem od Huawei, Xiaomi, Oppo i Vivo
REKLAMA
REKLAMA

Kiedy Huawei trafił na czarną listę Trumpa, oznaczało to w zasadzie katastrofę dla tej firmy, w szczególności jej segmentu konsumenckiego. Chiński koncern nie może już korzystać z procesorów Intela i licencjonowanych od ARM, a także nie może preinstalować na swoich produktach Windowsa i Androida. Na ten ostatni problem firma ponoć ma rozwiązanie.

Jest nim Hongmeng, budowany rzekomo od kilku lat system operacyjny. Jak twierdzi Huawei, firma wolałaby nadal korzystać z Androida i Windowsa, jednak ów Hongmeng był tworzony właśnie z myślą o takiej sytuacji, jak bieżąca. By w razie kłopotów z Amerykanami mieć cokolwiek do swojej dyspozycji.

Z Hongmengiem jest jednak pewien problem. Nawet jeżeli technicznie okaże się świetny, będzie to platforma jednego producenta, bez dostępu do usług Google Play, w tym sklepu z aplikacjami. Źródłem oprogramowania ma być repozytorium AppGallery, co pozwala podejrzewać, że wybór aplikacji na Hongmenga będzie zbliżony do tego z Windows 10 Mobile, Sailfish OS czy BlackBerry 10 w czasach ich największej świetności. Czyli marny.

Wygląda na to, że nie doceniliśmy Hongmenga. Chciałoby się aż ironicznie napisać „tej siły już nie powstrzymacie”.

Hongmeng ma szansę podbić ogromny, lokalny chiński rynek, bo tamtejsi klienci i tak mają w nosie zachodnie usługi. Ale resztę świata? Huawei sprzedaje, co prawda niesamowite ilości telefonów komórkowych, ale to raczej i tak za mało, by zachodni usługodawcy i deweloperzy zechcieli inwestować w nową, niesprawdzoną platformę. Tyle że sytuacja może wyglądać zgoła odmiennie.

Jak informuje państwowa, chińska gazeta Global Times (o czym dowiedziałem się z Forbesa), Hongmenga testują i planują – prawdopodobnie za sprawą nacisków ze strony chińskiego rządu – w pełni wspierać i oferować takie firmy, jak Tencent, Xiaomi, Oppo i Vivo. Są ponoć pod wrażeniem „o 60 proc. szybszego od Androida systemu” (cokolwiek by to nie znaczyło), a sam Hongmeng ma się już pojawić w telefonach Huawei Mate 30 i P40.

Huawei, Xiaomi, Oppo i Vivo to 40 proc. całego globalnego rynku smartfonów.

To dane z pierwszego kwartału bieżącego roku. Firmy te łącznie w tym czasie (jeden kwartał!) sprzedały ponad 136,5 mln telefonów. Warto pamiętać, że istotna część z tej puli nigdy nie opuściła Chin. A także o tym, że tylko Huawei jest zmuszone do Hongmenga, a pozostali partnerzy mogą dalej oferować urządzenia z Androidem. Hasło „40 proc. rynku smartfonów” robi jednak ogromne wrażenie, nawet jeżeli jest nieprecyzyjne.

To znacznie więcej urządzeń niż tych sprzedawanych w tym samym okresie z iOS-em lub z Windowsem. Radziłbym powstrzymać emocje, bo informacje o zaangażowaniu powyższych firm mają charakter mocno nieoficjalny. Jeżeli jednak to prawda, to pan Trump właśnie podkopał poważnie interesy amerykańskiego Google’a i jego licznych partnerów, budząc chińskie bestie z letargu.

Kluczowa oczywiście będzie reakcja zachodnich konsumentów.

REKLAMA

Nie jest jasne czy dla typowej Kowalskiej obecność Androida w telefonie ma jakieś znaczenie. Śmiem zaryzykować teorię, że dopóki typowy nietechniczny konsument ma w ręku ładny, tani i sprawny telefon, na którym może zainstalować sobie Messengera czy Ubera czy podobne, to nie będzie to dla tej osoby żaden problem. Wręcz podejrzewam, że wiele zwykłych osób wręcz nie do końca przejmuje się (i słusznie) rozumieniem całej koncepcji Androida, a z wyglądu i obsługi przecież i tak jego liczne odmiany w formie EMUI, OxygenOS czy MIUI znacząco się od siebie różnią.

Sytuacja różni się też znacząco od problemów Windows Phone’a czy BlackBerry, bo przynajmniej teoretycznie Hongmeng pojawi się na nieporównywalnie większej liczbie telefonów, niż w całej historii tamtych platform. Nie powiem, takiego zwrotu akcji się nie spodziewałem. Choć raz jeszcze uczulam: trzymajmy emocje na wodzy. Hongmenga jeszcze nawet nie widzieliśmy na oczy, więc wróżenie mu sukcesu jest, delikatnie rzecz ujmując, mocno przedwczesne.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA