Gra o Tron jest jak mecz piłki nożnej. Nikt nie będzie czekał z dyskusją, bo Jaśnie Pan jeszcze nie oglądał
Od ludzi wrzucających do sieci spoilery, bardziej irytują mnie tylko ludzie potrafiący lamentować na widok spoilerów 6 dni po emisji odcinka serialu, bo Jaśnie Pan jeszcze do „Gry o Tron” nie zasiadł.
Spoilery są złe. To fakt, z którym nie wypada polemizować. Trzeba jednak znać w tej antyspoilerowej krucjacie pewną proporcję. I tak oto po blisko 40 latach uważam, że mam prawo napisać wielkimi literami, że Darth Vader jest ojcem Luke'a Skywalkera. Niby oczywiste, skoro nawet osoby nieoglądające Powrotu Jedi, mogą to sobie natychmiast wywnioskować z kolejnej i jeszcze kolejnej trylogii Gwiezdnych wojen, milionów parodii i przeróbek. A jednak widziałem w internecie gdzieś, kiedyś, ale przynajmniej ze dwa razy, atak na osoby, które nie utajniły tej kluczowej dla uniwersum Star Wars informacji.
Świat spoilerów
Prawo stanowione jest ważne, ale rządzi naszym cudownym światem coś więcej, niż ustawy, ministrowie i parlamentarzyści. To prawo natury. I jedną z jego koronnych zasad jest na przykład to, że „jutro” zaczyna się po 4.00 rano, co doceni każdy imprezowicz, któremu nikt o 3.00 w nocy z soboty na niedzielą nie ośmieli się powiedzieć, że „jutro trzeba iść do pracy”.
I podobnie jest z prawem spoilerów, które ewoluuje. Żyjemy w XXI wieku, powoli zaczynamy latać w kosmos jak do McDonald'sa, Unia Europejska ma dziś rozmiar większego województwa, a ja tylko od rana obraziłem w grze internetowej czterech Chińczyków, a potem z rozpędu w korespondencji służbowej jeszcze dwóch Brazylijczyków. Przeciętnie piosenka jest na liście przebojów 20 minut, znajomego nie widziałeś 20 lat, ale wiesz wszystko o pierwszych kroczkach piątki jego dzieci i nie czytałeś w tym roku ani jednej książki, bo ktoś w komentarzach na Spider's Webie ciągle nie ma racji.
Świat Gry o Tron
Świat się zmienił. Zmienił się też sposób oglądania seriali, szczególnie tych najważniejszych. Gra o Tron to nie jest nowy odcinek Złotopolskich. To wydarzenie popkulturalne na skalę światową. W moim bloku mieszkają mordercy i architekci, alkoholicy bez tytułu zawodowego i alkoholicy lekarze, wpływowi radni i jeszcze bardziej wpływowe trzynastoletnie instagramerki. Nie łączy nas nic poza reprezentacją narodową w piłce nożnej i poniedziałkowym rytuałem czołówki Gry o Tron, gdy każdy z na co dzień w ogóle nie rozmawiających ze sobą ludzi z premedytacją podgłaśnia, by na osiedlu wiedzieli, że „on już też”.
To swoją drogą zabawne, bo przecież ja - i wielu z was - zabiliśmy w swoim życiu niejednego smoka, odparliśmy niejedną hordę nieumarłych, odzyskaliśmy niejedno królestwo, na szczęście jesteśmy jedynakami, ale zbałamuciliśmy niejedną dziewkę i troszkę czuliśmy się wyklęci.
Społeczeństwo krzywo się na nas patrzyło, że podniecamy się strzelaniem ognia z rąk, mieczami i wiwernami. Ludzie odsuwali się od nas w metrze, gdy wsiadaliśmy do niego w stroju maga. I nagle pojawiła się Gra o Tron, biorąc ten cały nasz fantastyczny ferment i obtaczając go w mieszance pozornie jeszcze bardziej niesmacznej, political-fiction zmieszanego z Dynastią, ale jednak nadal bliższego House of Cards. Zamiast skandalicznej klapy zrobił się wielki, wielki sukces, do którego tęsknie wzdychały nawet 13-letnie influencerki z Instagrama. Dwa minusy faktycznie dają plus.
I to jaki plus! Wydarzenie socjologiczne, medialny fenomen, kopalnia pieniędzy, źródło teorii, przecieków, wielogodzinnych debat (które, oczywiście, wszystkie były ostatecznie lepsze od scenariusza ósmego sezonu, wliczając w to te, które sąsiad alkoholik wyrysował patykiem w swoich własnych wymiocinach).
Prawo do spoileru prawem człowieka
Ustaliliśmy już, że spoilery są złe. Nie wiem co kieruje kimś, kto SMS-uje do kolegi o 8.00 rano, by poinformować go, że ważna postać zginęła.
Ale prawem człowieka jest też dyskusja o epokowym wydarzeniu kulturalnym, jakim jest serial Gra o Tron. I niestety, gotów jestem bronić tego prawa nawet kosztem osób będących nieco w tyle z seansem. Tak jak zasada „jutra” od 4.00 rano, tak zasada, że po 24 godzinach od publikacji odcinka w sieci, to nie spoiler.
Wy sobie pewnie myślicie, że to tak łatwo jest oglądać Grę o Tron? Nie, ósmy sezon wymagał ode mnie tytanicznej pracy. Albo nie spałem w nocy i następnego dnia czołgałem się w poszukiwaniu kawy. Albo oglądałem odcinki w dzień, w skandalicznych warunkach - np. na telefonie, w podskakującym busie, w środku dnia. Znacie moje szczęście na tyle, że nawet nie muszę dodawać, że był to odcinek z bitwą o Winterfell.
Ale zanim zabrałem się do seansu po południu, przez cały dzień jak ognia unikałem mediów społecznościowych czy agregatorów newsów, gdzie jakieś Pikio od samego początku mogło mi wylecieć z grubym nagłówkiem prosto w twarz.
A już po seansie, robiliśmy, co mogliśmy, żeby innym nie popsuć zabawy. Na Slacku Spider's Weba jest osobny kanał #gra-o-tron. Na Slacku Bezprawnika jest osobny kanał #gra-o-tron, gdzie nie tylko rozmawiamy o wydarzeniach kolejnych odcinków, ale też kombinujemy jak powiązać serial z wszelkimi nam znanymi konstrukcjami prawnymi, no bo przecież to się po prostu klika jak szalone.
Z grupką kolegów ze studiów (mamy swoją 20-osobową grupkę na kształt masonerii, tylko z rytuałów zostało nam stukanie się kieliszkami, a wolę panowania nad światem ograniczyliśmy do woli zapanowania nad Fantasy Premier League) wydzieliliśmy sobie osobny czat, z którego wybrani wypisywali się przed emisją i prosili o przywrócenie, gdy już nadrobili. Zostawali najwierniejsi fani, którzy zostawali w nocy.
Spoilerom mówimy „nie”, spoilerowej policji mówimy też „nie”
To trochę tak, jak gdyby frustrować się, że serwisy internetowe publikują wyniki meczu kilka godzin po meczu, bo przecież nagraliśmy sobie jego powtórkę, żeby obejrzeć w weekend.
Spoilerowanie nie jest fajne, ale w świecie serialu elektryzującego miliony ludzi na całym świecie nie sposób oczekiwać, że cały internet będzie tygodniami oczekiwał, aż jasniepaństwo znajdzie chwilę czasu, uporządkuje swoje życie osobiste i zawodowe. Nie, cywilizacyjny rozwój wymaga ożywionej i dosadnej dyskusji na temat Gry o Tron już w kilka godzin po premierze odcinka. Dlatego warto docenić tytaniczną pracę tych wszystkich, którzy od spoilerów się wstrzymują, a jeśli spodziewamy się, że zaraz zostanie nam zdradzona fabuła serialu - cóż - unikajmy mediów tradycyjnych i społecznościowych. Bierność jest jedynym ratunkiem.