Nie będzie rewolucji w interfejsie Windowsa. To wina Chrome'a
Windows 10 miał spopularyzować zupełnie nowe podejście do okien w interfejsie desktopowych systemów operacyjnych. Microsoft pracował bardzo długo nad prowadzeniem do nich kart. Niemal cała praca na marne.
Pod koniec 2017 r. usłyszeliśmy po raz pierwszy oficjalnie o Zestawach, lub – jak ktoś woli oryginalne anglojęzyczne nazewnictwo – o Sets. Stanowiły one największą koncepcyjną zmianą w interfejsie desktopowego Windowsa od czasów Windowsa 95. No OK, może jeszcze Windowsa NT, jeżeli doliczymy do tego skopiowane od uniksów nieukończone wirtualne pulpity.
Okna Windowsa miały zyskać obsługę kart. Dokładnie na takich samych zasadach, jakimi rządzą się karty aplikacji webowych w przeglądarkach. Moglibyśmy tworzyć okna z zestawami (Sets) aplikacji do danych konkretnych zadań. A więc na przykład okno, w którym mielibyśmy pracę domową w Wordzie w pierwszej karcie, folder ze zdjęciami mającymi ją ilustrować w drugiej i kilka związanych z nią artykułów z Wikipedii w kolejnych kartach. A w kolejnym oknie podobny zestaw, tyle że do pracy z innego przedmiotu.
To zupełnie nowy pomysł na organizację przestrzeni roboczej na desktopie, niespotykany do tej pory w żadnym mainstreamowym systemie operacyjnym. Innowacyjny, ciekawy i potencjalnie jeszcze ciekawszy od wirtualnych pulpitów. Niestety, odpowiednie jego wdrożenie okazało się problematyczne.
Nie można zmienić filozofii interfejsu systemu bez problemów z uruchamianymi na nim aplikacjami.
Zestawy zachowywały się na tyle niestabilnie i nieprzewidywalnie, że w końcu usunięto je z testowych kompilacji Windowsa 10, udostępnianych w ramach programu Windows Insider. Największym problemem w ich implementacji okazywały się aplikacje klasyczne, ze środowiska Win32. A więc te najpowszechniej wykorzystywane przez użytkowników Windowsa. Wiele z nich nie radziło sobie za dobrze w pracy w systemowym oknie, którego interfejs i sposób działania odbiegał od takiego, pod które były projektowane.
Sets było jednak mechanizmem budowanym na fundamentach EdgeHTML i Chakra, a więc na systemowym środowisku uruchomieniowym dla skryptów i aplikacji webowych. Dopóki do Sets dodawane były strony internetowe i zbudowane na nowoczesnych fundamentach aplikacje typu UWP, działało to bardzo obiecująco. Zakładano więc, że Microsoft nadal pracuje nad tym rozwiązaniem. Tyle że na razie walczy z problemami, które są zbyt fundamentalne, by był sens publicznego testowania tego interfejsu.
Tymczasem Windows 10 Sets to coś, co Microsoft odłożył na półkę. Powodem jest rzekomo nowa, zbudowana na Chromium przeglądarka Edge.
O porzuceniu Sets przez Microsoft po raz pierwszy dowiedzieliśmy się w zasadzie przez przypadek, z powyższego tweeta. To odpowiedź na pytanie o wprowadzenie kart do narzędzia PowerShell. Rich Turner odpowiada, że systemowy interfejs kart w oknach już nie istnieje, ale jego zespół pracuje nad wprowadzeniem kart do wspomnianego PowerShella.
Prawdopodobnie pan Turner napisał o tym bez wiedzy i zgody pracowników ds. komunikacji w Microsofcie, bo szybko nadesłano oświadczenie (opublikował je chociażby Windows Central), wedle którego „Sets odłożono na później, by na razie skupić się na pracy nad nowym Edge’em”. Jednak jak wynika ze źródeł Mary Jo Foley, to pan Turner powiedział właściwą wersję rzeczywistości. Microsoft wykorzystał zmianę mechanizmów do przetwarzania skryptów i aplikacji webowych w przeglądarce Edge by porzucić rozwój frustrująco problematycznych Zestawów. Jeżeli faktycznie to właściwa wersja rzeczywistości, to oznacza to przy okazji, że Windowsa czeka fundamentalna zmiana. W bardzo dosłownym znaczeniu.
Trident kontra EdgeHTML kontra Chromium.
Już od czasów Windowsa 98 przeglądarka internetowa jest integralną częścią systemów Microsoftu. Gigant z Redmond nie kłamał w słynnym procesie antymonopolowym, gdy twierdził, że Internet Explorer jest integralną częścią Windowsa. Serce przeglądarki Microsoftu – silnik Trident – odpowiadał również za rysowanie Pulpitu Windowsa 98 w trybie Active Desktop. Pozwalał też twórcom aplikacji dla Windowsa na korzystanie z języków webowych do budowania ich interfejsu.
Dlatego też odinstalowywanie Internet Explorera z Windowsa polegało od zawsze na ukrywaniu ikon tej przeglądarki i odwołań do niej z interfejsu systemu. Internet Explorer, oczywiście przez lata mniej lub bardziej umiejętnie doskonalony przez Microsoft, jest wszyty w Windowsa po dziś dzień, jako jeden z jego integralnych i kluczowych elementów. EdgeHTML z Windowsa 10 jest forkiem Tridenta, odchudzonym z jego przestarzałych elementów.
Na pewno niektórzy z was zaczynają już dostrzegać rodzącą się przed nami zagadkę.
Skoro nowy Edge nie będzie już korzystać z EdgeHTML, a będzie za to budowany na Chromium, to co z samym Windowsem? Odpowiedź na to pytanie do tej pory wydawała mi się dość oczywista. Nowy Edge będzie tylko aplikacją, niczym więcej. Taką samą, jak Chrome czy Firefox. I w swoim izolowanym procesie będzie sobie rysował strony i aplikacje webowe wykorzystując Chromium. Ot, tyle.
Interfejs Windowsa i uruchomionych na nim aplikacji oczywiście by pozostał na EdgeHTML. Projekt Chromium nie jest prowadzony z myślą o byciu środowiskiem uruchomieniowym dla Windowsa, Microsoft nie ma nad nim pełnej kontroli. Jego podmiana na tak niskim poziomie systemu jest zbyt trudna, ryzykowna i zapewniająca zbyt nieprzewidywalne rezultaty, by była sensowna. Przecież tyle aplikacji może przestać działać. Prawda?
Do tego założenia jednak nie klei się rzekoma przyczyna porzucenia prac nad Sets. Tworzenie przeglądarki na Chromium nie powinno mieć znaczenia dla tej funkcji, skoro EdgeHTML jest nadal wbudowany w Windowsa. Chyba że faktycznie Microsoft podejmie się niemożliwego i uczyni Blinka natywnym silnikiem renderującym w Windowsie.
To rodzi mnóstwo pytań. Co z wydajnością systemu? Jak to wpłynie na czas pracy na urządzeniach przenośnych? Co z budowanymi na kontrolkach webowych aplikacjami, które były testowane na EdgeHTML, ale nie na Blinku? Na razie jednak nie zapominajmy, że zanim poznamy odpowiedzi na te pytania musimy poczekać na tę jedną, fundamentalną: jakie są rzeczywiste plany twórców Windowsa?
Jeśli wierzyć oficjalnym komunikatom, nic się nie zmienia i nic ciekawego się nie wydarzyło. Kuluarowe szepty pochodzą jednak z wiarygodnych źródeł. A oparcie Windowsa o otwartoźródłowe rozwiązanie, którego rozwój nadzorowany jest przez groźnego konkurenta jakim jest Google, rodzi przedziwną i bezprecedensową sytuację, której konsekwencje są nie do przewidzenia.