Gdzie się podziały głosy o wielkim kryzysie finansowym Samsunga?
Czy komentatorzy rynków biznesowych krzyczą dziś wniebogłosy o wielkim kryzysie finansowym Samsunga? Czy w mediach przelewa się spekulacja o końcu innowacyjności koreańskiej firmy? Czy wreszcie dyskutuje się dziś o „końcu pewnej ery” związanej z więdnącymi wynikami sprzedaży smartfonów Samsunga?
Myślę, że nie widzę. To dziwne. O niebo lepsze wyniki finansowe „najgorszego kwartału od dekady u Apple’a” spowodowały nie tylko dramatycznie brzmiące dyskusje medialne, lecz realne wyparowanie 30 proc. wartości amerykańskiej spółki.
Tymczasem porównajmy ostatnie wyniki kwartalne Apple’a i Samsunga.
Dla tych, którym nie chce się liczyć tłumaczę - Samsung ogłosił ponad 2 razy wyższe spadki przychodów oraz kilkadziesiąt razy wyższy spadek rentowności od Apple’a. Dodajmy, że nominalnie biznes Apple’a był w ostatnich 3 miesiącach 2018 r. o 75 proc. większy.
Dobra, spójrzmy na tłumaczenie firmy skąd owo tąpnięcie się wzięło. Otóż Samsung podaje dwa główne powody:
- biznes pamięci (NAND i DRAM), w których Samsung jest światowym hegemonem, ucierpiał z „powodów makroekonomicznych niepewności i korekcie poziomów zapasów”;
- spadającą globalną sprzedaż smartfonów. Wynik finansowy na sprzedaży smartfonów Samsunga spadł z 2,4 bilionów wonów rok wcześniej do 1,5 bln w 4Q 2018.
Co więcej, Samsung wyraźnie zaznacza, że nie oczekuje, by sytuacja na rynku mobilnym szybko się powtórzyła. Spadki sprzedaży smartfonów mają być odczuwalne przez cały pierwszy kwartał 2019 r. (co jest o tyle ciekawe, że przecież najpóźniej na początku marca na półkach sklepowych pojawi się Galaxy S10).
Wyniki konkurencyjnych firm powinny być analizowane w szerszym, wspólnym kontekście. Polecam więc teraz po prostu wrócić do uważniejszej analizy wyników Apple’a, by skonfrontować je z tymi, od Samsunga.
Tym bardziej, że obaj liderzy zgodnie podkreślają, że wielki problem ze sprzedażą smartfonów ma miejsce aktualnie w Chinach.