Nie zdziwię się, jeśli pensja obywatelska będzie jednym z haseł wyborczych. Może nie w tych, ale w kolejnych wyborach
Bycie Włochem ma swoją wartość. Już w kwietniu koalicyjny rząd Ligi oraz Ruchu Pięciu Gwiazd wprowadza powszechną pensję obywatelską - do 780 euro na uprawnionego obywatela Włoch lub do 1330 euro dla całej rodziny. Wiadomość jest dobrą okazją, aby oswoić się z koncepcją obywatelskiego dochodu. Wcześniej czy później podobne rozwiązanie pojawi się również w Polsce.
W ciągu kilkunastu - kilkudziesięciu lat czeka nas kompletne przewartościowanie tego, jak postrzegamy pracę. Niby prosta sprawa: musimy realizować potrzeby, w czym bardzo pomagają pieniądze. Dlatego podpisujemy umowę, na mocy której w zamian za nasz czas i wysiłek otrzymujemy wynagrodzenie. Warto jednak przypomnieć, że praca to także pojęcie abstrakcyjne. To sztuczny konstrukt, tak samo nienamacalny jak np. prawo. Model, który porządkuje nasze życie w społeczeństwie.
Za kilka dekad może się okazać, że twoja praca nie jest już potrzebna. W naturalnym procesie automatyzacji oraz robotyzacji maszyny stają się pracownikami szybszymi, tańszymi i bardziej bezbłędnymi. W wielu sektorach przemysłu proces wymiany białka na metal ma miejsce od pokoleń. Od niedawna podobny trend pojawia się także w sektorze usług. We współczesnym świecie pracy jest jednak tyle, że choćby roboty dwoiły się i troiły, nie są w stanie nas zastąpić. Jeszcze. To się jednak zmieni.
Praca w przyszłości będzie jak warzenie własnego piwa i chleb za własnym zakwasie - egzotycznym hipsterstwem.
Maszyny do spółki ze sztuczną inteligencją będą prowadzić pociągi, samoloty i autobusy. Kasjerzy znikną ze sklepów. W gabinetach lekarskich będziemy się oddawać pod skalpel mechanicznego podajnika. SI napisze za mnie artykuł o nowej grze wideo, a także ułoży scenariusz do kolejnego kinowego hitu. Lodówka zamówi zakupy spożywcze, które pod drzwi dostarczy dla mnie dron. To nie jest żadne science-fiction. To świat już za kilka - kilkanaście lat. Gdzie w tym wszystkim będzie człowiek?
Praca przestanie być koniecznością, a zacznie być możliwością. Jak lekcje baletu albo kurs języka obcego. Aktywność zawodowa będzie wynikać z chęci, z potrzeby rozwoju bądź zainteresowań. „Popracuję sobie” zostanie hasłem niewiele innym od „pobiegam sobie” czy „pójdę sobie na trening”. Praca zostanie kompletnie przewartościowana, tak jak wiele lat temu przewartościowaniu uległo np. polowanie. Dawniej niezbędne do przeżycia, dzisiaj traktowane jako hobbystyczna fanaberia ludzi bez serca.
Staniemy przed nowym wyzwaniem dotyczącym redystrybucji środków. Czyje są zyski wypracowane robotem?
Gdy większość PKB będzie osiągana dzięki zautomatyzowanym maszynom, do kogo powinny trafiać środki z tego tytułu? Odruchowo chce się powiedzieć, że do właścicieli maszyn. Co jednak w przypadku, gdy lwia część urządzeń zastępujących człowieka będzie państwowa? Jak wtedy rozdzielać środki? Właśnie w tym miejscu często pada propozycja pensji obywatelskiej, gwarantującej minimum środków potrzebnych na zabezpieczenie swojego życia i zdrowia.
Według części futurologów pensja obywatelska ma się po prostu należeć. Za samo bycie człowiekiem. Za zaszczyt należenia do elitarnego klubu państw zachodnich. Ważne jest bowiem, aby zawęzić snute przeze mnie wizje do państw Unii Europejskiej oraz państw wysoko rozwiniętych. Trzeci świat, próbując gonić za wydajnością i niezawodnością maszyn, stanie się miejscem jeszcze większych nierówności, jeszcze większego wyzysku i jeszcze gorszych warunków do życia. Kraje tak zwanej taniej siły roboczej przeżyją gigantyczną zapaść, podczas gdy w zachodniej Europie pensja obywatelska będzie się należeć za samo oddychanie. Za bycie Włochem. Szwedem. Polakiem.
Będziemy żyć z niestrudzonej pracy wyspecjalizowanych maszyn. Niczym XIX-wieczny właściciel faktorii, zabierzemy zrobotyzowanym pracownikom cały wygenerowany dochód. Przeznaczymy go m. in. na pensje obywatelskie, zapewniające każdemu wyborcy realizację wszystkich podstawowych, a także części ponadpodstawowych potrzeb. Oczywiście osoby ambitne, aktywne zawodowo będą miały tę pensję kilkukrotnie większą. Bycie zasiłkowym leniem stanie się jednak łatwiejsze moralnie niż kiedykolwiek wcześniej. W końcu to nie tak, że kogoś okradam. Po prostu pracują za mnie maszyny.
Kwietniowa rewolucja pomocowa we Włoszech to tylko początek. Pensja obywatelska na pewno trafi do Polski.
Pytanie o wynagrodzenie obywatelskie nie brzmi „czy“, ale „kiedy“. Oczywiście zakładając, że nie dopadnie nas żadna wojna albo kataklizm. Jestem przekonany, iż pensja obywatelska będzie w Polsce drugim wielkim programem pomocowym, zaraz po dyskusyjnym 500+. Mandatoryjne wynagrodzenie podstawowe zostanie jednym z głównych haseł wyborczych do parlamentu krajowego. Może jeszcze nie w 2019 r., ale w 2023 r. albo 2027 r. już na pewno. Kto ma głowę na karku, ten już teraz robi wstępne wyliczenia, ile i kiedy będzie mógł zaoferować wyborcom.
Włoski projekt programu pomocowego zakłada, że osoba otrzymująca pensję obywatelską musi być bezrobotna, a także aktywnie poszukiwać pracy. Jeśli Włoch trzy razy odrzuci oferty pracy z urzędu, straci swoje 780 euro miesięcznie. Taki mechanizm ma wytracać oręż z ręki włoskiej opozycji, grzmiącej o rozleniwianiu społeczeństwa.