REKLAMA

Promienie N, kanały na Marsie i pamięć wody, czyli ślepe zaułki nauki

W dyskusjach z czytelnikami pod moimi tekstami często przewija się temat braku zaufania do nauki i niechęci do niej. Istnieje pewne przeświadczenie, że proces naukowy polega na tłamszeniu innowacyjności, a każdego naukowca zmusza się do naciągania wyników badań tak, by pasowały do z góry narzuconego dogmatu.

Promienie N, kanały na Marsie i pamięć wody, czyli ślepe zaułki nauki
REKLAMA
REKLAMA

Antynaukowość jest na topie, to prawda. Łatwo nam siedzieć przed komputerem połączonym z internetem, w otoczeniu zdobyczy nauki i ją krytykować. Dobrze też wpisuje się to w tzw. światopogląd spiskowy. W końcu świat, w którym prawdziwa nauka jest tłamszona, a rzetelnym naukowcom lobby farmaceutyczne zabrania publikować wyniki badań dotyczących dawno odkrytego leku na raka, jest o wiele ciekawszy niż taki, w którym do każdego sukcesu dochodzi się ciężką i żmudną pracą.

A jednak nauka nie jest idealnym monolitem. Naukowcy, jak każdy z nas, ulegają emocjom, złudzeniom, lub nawet sami się oszukują, gdyż szkoda im pożegnać się z ulubioną hipotezą. Jak naukowiec może się oszukać? Np. przez tzw. cherry-picking, czyli takie przebieranie w danych, by uwypuklić te, które pasują do założeń. Jest to jeden z błędów należących do patologii nauki.

Patologiczna nauka

Pojęcie patologiczna nauka zostało ukute przez laureata nagrody Nobla, Irvinga Langmuira. Chciał opisać za jego pomocą zjawisko samooszukiwania się badaczy, tak by zobaczyć wyniki badań lub eksperymentów, jakie pasują do początkowych założeń.

Langmuir miał na myśli przypadki, kiedy uznanie zjawiska za pasujące do założeń nie wynika z odczytu instrumentów, ale podlega subiektywnej ocenie badającego. Dlatego tak ważne jest, by takie sytuacje z procesu badawczego eliminować.

Inspiracją dla Langmuira była wizyta w laboratorium w Duke University, gdzie jego przyjaciel prowadził badania nad czułością na ESP, czyli potencjalnymi umiejętnościami telepatycznymi. Kazał on uczestnikom badania przewidywać wyniki losowych wydarzeń (np. wylosowaną kartę). Jak zauważył z przerażeniem Langmuir, jego znajomy… odrzuca wyniki które nie wskazywały na odchylenie od średniej statystycznej. Gdy Langmuir spytał przyjaciela o to, ten zbył go: „Ten facet [uczestnik badania] mnie nie lubi i celowo odpowiada źle”. Jak widać, założył sobie z góry wynik, i próbował go osiągnąć, stosując… cherry-picking właśnie.

Oto kilka przykładów patologicznej nauki, w której ślepy zaułek badań zdobywał przez pewien czas zwolenników, by następnie umrzeć śmiercią naturalną z braku dowodów.

Promienie N

Nieistniejące promienie N były przez pewien czas na poważnie badane na początku XX wieku. Promieniowanie było rzekomo emitowane przez źródła światła i inne urządzenia. Jednym ze sposobów ich rejestracji była zmiana jasności płomienia palnika, gdy padało na niego promieniowanie. Pozwalało to na bardzo szerokie pole do interpretacji. W tamtych czasach nie było odpowiednich instrumentów, więc badacze polegali na własnych wrażeniach.

W ciągu roku ukazało się ponad 300 prac nad promieniami N, głównie we Francji - ojczyźnie ich odkrywcy Rene Prospera Blondlota. Badania prowadzone w innych krajach nie potwierdzały ich istnienia, co Blondlot podobno skomentował tak:

Promienie N mogły być wykryte jedynie przez wyostrzone francuskie zmysły. Aż to momentu, gdy amerykański fizyk Robert Wood zaczął w sposób naukowy weryfikować eksperymenty, a międzynarodowa społeczność naukowców odrzuciła całą teorię promieni N.

Kanały na Marsie

Na przełomie XIX i XX wieku, astronomowie byli przekonani, że Mars pokryty jest siecią kanałów. Pierwszy, który je zauważył, był włoski astronom Giovanni Schiaparelli. W rzeczywistości instrumenty, jakie posiadali wtedy astronomowie, nie pozwalały na zobaczenie niczego podobnego. To co opisywali i rysowali, bo fotografia astronomiczna wtedy nie istniała, było połączeniem wyobraźni, złudzenia optycznego i artefaktów instrumentów. Amerykański astronom Percival Lowell nawet wysnuł hipotezę, że kanały są efektem pracy istot rozumnych.

 class="wp-image-222374"
Kanały marsjańskie tak jak widział je Percival Lowell

Rozwój sprzętu astronomicznego spowodował, że kanały po prostu przestały być widoczne.

Poliwoda

Polimeryzowana woda, zwana poliwodą, stała się obiektem badań naukowych w latach 60. XX wieku. Jej kariera zaczęła się od dokonanych przez Nikołaja Fiedkina pomiarów fizykochemicznych wody skroplonej w cienkich kwarcowych kapilarach. Według jego pomiarów woda ta miała inne właściwości niż znana nam H2O. Rzekomo krzepła dopiero w -40 °C, a wrzała w 150 °C lub wyższej temperaturze.

Sprawa uzyskała zainteresowanie międzynarodowej społeczności naukowej i nastąpił naturalny proces weryfikacji wyników badań. Okazało się, że po dokładnym wyczyszczeniu aparatury badawczej, eksperymentów nie udawało się powtórzyć. Inne właściwości wody wynikały z jej zanieczyszczenia.

Jeśli macie wrażenie że gdzieś o poliwodzie słyszeliście, być może był to odcinek The Naked Now serialu Star Trek: The Next Generation, gdzie spowodowała wadliwe działanie androida Data.

Pamięć wody

Pamięć wody to założenie, że cząsteczki wody, stykając się z innymi cząsteczkami, zachowują część ich właściwości i informacji o nich. Przybierają charakterystyczne ułożenie (bądź - uniwersalne słowo - wytrych - wibracje), które jest następnie przenoszone na inne cząsteczki wody, nawet bez obecności pierwotnego czynnika.

Hipoteza ta stała się ad hoc wyjaśnieniem między innymi „działania“ homeopatii. Skoro możemy rozcieńczać roztwór niemal w nieskończoność, a wciąż ma on lecznicze właściwości, zapewne zadziałała tu pamięć wody.

Istnienie pamięci wody nie musiało być wcale potwierdzone aby przynosić korzyści. Dość wspomnieć o założonej przez Johanna Grandera firmie Grander Technology produkującej do dziś rewitalizatory wody, które przetwarzają zwykłą wodę w ożywioną, ustrukturalizowaną oraz pełną pozytywnych biologicznie drgań.

Wśród zwolenników tej teorii był m.in. znany francuski immunolog Jacques Benveniste, który niestety upartym wspieraniem jej (i współpracą z firmami produkującymi rewitalizatory), stracił resztki autorytetu, a nawet otrzymał satyryczną nagrodę Ig-Nobla.

REKLAMA

W 2000 roku znany tropiciel oszustw pseudonaukowych, James Randi, ogłosił przeznaczenie miliona dolarów na nagrodę dla osoby, która udowodni w kontrolowanym eksperymencie istnienie pamięci wody.

Milion dolarów wciąż jest do odebrania.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA