Edge po przejściach. I z nowymi argumentami przeciwko Google Chrome
Edge w wersji na Androida niebawem zyska dodatkową funkcję. Rozwój mobilnej przeglądarki Microsoftu może być cenną wskazówką w kwestii jej przyszłości na systemach Windows.
W ekspresowym skrócie, dla tych, którzy przespali: po niemal dwóch dekadach Microsoft ogłosił zakończenie rozwoju jego autorskiej techniki przetwarzania języków webowych (EdgeHTML) i JavaScript (Chakra). Firma dołącza do projektu Chromium. Jest on rozwijany między innymi przez Google’a i Operę, i wykorzystujące webkitopodobny mechanizm Blink do HTML-a i V8 do JavaScript.
Innymi słowy: Microsoft uznał, że jego przeglądarka już nie ma szans wpłynąć na rynek. Podczepia się więc pod rozwój najpopularniejszego rozwiązania, którego głównodowodzącym jest Google. To rodzi pewne niezręczne pytanie: a po co właściwie mielibyśmy w takim razie korzystać z Edge’a?
Edge będzie korzystał z tych samych fundamentów co Chrome, więc jego szybkość i zgodność z witrynami nie będą atutami nad konkurentem. Zaleta w postaci integracji z usługami Microsoftu zamiast tymi od Google’a jest dyskusyjna: te drugie są popularniejsze i – patrząc po trendach – udziały rynkowe będą się zmieniać na niekorzyść Microsoftu. Edge zawsze też będzie oferował uboższy katalog rozszerzeń: bo te niemal zawsze będą najpierw trafiać na przeglądarkę Google’a.
Tymczasem w moim telefonie oparty o Chromium Edge już wygrał walkę z Chrome'em.
Tak się składa, że w zasadzie to już możemy testować zbudowanego na fundamentach Chromium Edge’a. Tyle że nie pod systemem Windows. Tak skonstruowana przeglądarka Microsoftu jest już od dłuższego czasu dostępna w Sklepie Play. I już teraz wyróżnia się na tyle od Chrome’a, że stała się domyślną przeglądarką na moim telefonie.
Ze szczegółami jego wszystkie „niestandardowe” funkcje opisałem w stosownym tekście. Tu jako najistotniejsze wskażę przeprojektowany interfejs, który zamiast na zgodność ze wzornictwem Material Design stawia na wygodę obsługi przeglądania za pomocą jednej ręki. Wymienię też bardzo wygodny mechanizm zarządzania kartami, znakomicie działający tryb ułatwiający czytanie (usuwający zbędne i rozpraszające elementy z witryny).
Wiemy też, że na tym nie koniec. Już teraz w kanale testowym dostępny jest Edge na Androida zintegrowany z wyłączalną usługą NewsGuard, która oznacza (na razie tylko w regionie Stanów Zjednoczonych) tak zwane „fake-newsy”.
Microsoft lubi multiplatformowe rozwiązania. Należy więc podejrzewać, że windowsowy Edge będzie całkiem podobny do tego androidowego.
Firma kładzie duży nacisk na równoczesne opracowywanie usług i aplikacji wszędzie tam, gdzie jest to możliwe i sensowne. Nie wiemy tego, ale możemy założyć z dużym prawdopodobieństwem, że nowy desktopowy i oparty o Chromium Edge będzie wyglądał dokładnie tak, jak wersja na Androida. Oczywiście z widokiem interfejsu dopasowanym do dużego wyświetlacza i z obsługą większej liczby rozszerzeń.
Mnie ciekawi to, czy Microsoft będzie w stanie zintegrować „nowego Edge’a” tak ściśle z mechanizmami Windows, co aktualnie oferowana, wykorzystująca w całości autorskie rozwiązania wersja. Wiele atutów Edge’a dla Windows – takich jak jego lekkość w działaniu czy niski wpływ na zużycie energii – osiągnięto tylko dlatego, że konkurencja nie ma takiego dostępu do mechanizmów Windows, co sam Microsoft. Czy będzie to możliwe wykorzystując cudzą platformę? Nie mogę się doczekać, by wreszcie się przekonać.