Klasa postaci: śmieciarz. Fallout 76 to gigantyczny symulator zbieractwa. Albo to pokochasz, albo znienawidzisz
Było nas troje. Mój Mr. T to czarnoskóry wojownik nastawiony na walkę bronią białą. Towarzyszyła mi hakerka sterowana przez Piotra Grabca, która odpowiadała za sejfy i terminale. Gdzieś w tle był jeszcze Piotr Barycki, grzebiący w śmieciach i podniecający się każdą ledwo używaną deską toaletową.
Gdy tylko weszliśmy do zrujnowanego budynku administracji rządowej, zgraja ghuli rzuciła się w naszym kierunku. Zacisnąłem mocniej dłonie na stalowej rurze, wydałem z siebie okrzyk bojowy i ruszyłem im na spotkanie. Osłaniał mnie Piotr Grabiec, którego hakerka rozpraszała przeciwników strzałami z pistoletu. Pierwszy, piąty, dziesiąty przeciwnik - wkrótce sprawnie oczyściliśmy całe miejsce. Ufff. Czas zabrać się za poszukiwanie fantów.
Podczas gdy razem z Grabcem cieszyliśmy się nowymi poziomami doświadczenia, nasz towarzysz Barycki realizował się jako szop śmietnikowy. Prawie nowa cewka! Ledwo przeżarte rdzą pudełko gwoździ! Aluminiowe wiadro, które nie ma tylko połowy dna! Te wszystkie „skarby“ Barycki skrzętnie chował do niewidzialnego plecaka, jak gdyby cały świat chciał mu je ukraść.
Razem z Grabcem patrzyliśmy na to z mieszaniną współczucia oraz lekkiego obrzydzenia.
Przez większość czasu awatar Piotrka był jak ten głupkowaty młodszy kuzyn, który przyjeżdża do ciebie na wakacje i który wszędzie za tobą chodzi. Trzymaliśmy go w drużynie, bo tak wypadało. No i postać Baryckiego pełniła kilka „taktycznych“ ról w drużynie. Przez „taktyczne“ mam na myśli na przykład skakanie do basenu wypełnionego mętną wodą, żeby zobaczyć, czy jest w nim promieniowanie. Albo jakiś potwór z głębin. Nasz przyjaciel był bardziej niż chętny, żeby wspierać drużynę w takich rolach.
Kiedy jednak Piotr Barycki oznajmił, że zajmie się budowaniem domu, chyba wszyscy poczuliśmy ulgę. Już pal licho, że mój redakcyjny kolega wybrał lokalizację między wieżą wysokiego napięcia oraz legowiskiem supermutantów. Niech się bawi. Niech lepi ten swój gruz na taśmę klejącą. W tym czasie razem z Grabcem realizowaliśmy główny wątek fabularny, od czasu do czasu zaglądając tylko na mapę świata, czy aby nasz przyjaciel się gdzieś nie zgubił (co lubiło mu się przytrafić).
Słuchajcie - to nie tak, że wyśmiewam się z mojego redakcyjnego kolegi. Piotr Barycki jest bardzo inteligentnym człowiekiem. Gry sieciowe wyzwalają jednak w człowieku demona. Pech chciał, że ten siedzący w Piotrku to demon z upodobaniem do rozbierania klozetów, zrywania boazerii oraz chomikowania zardzewiałych czajników. Taka jego uroda.
Chłopak aż się trząsł, kiedy musiał przejść obok kompletu aluminiowych sztućców, bo limit udźwigu nie pozwalał wepchnąć więcej śmieci do kieszeni.
Z perspektyw kilku godzin w Fallout 76 muszę to napisać: Piotr Barycki miał rację.
Podczas wykonywania głównych misji fabularnych dochodzi się do ściany. W pewnym momencie typowa rozgrywka w stylu Fallouta 3 lub New Vegas staje się niezwykle problematyczna. Bronie wypadające z przeciwników są kiepskie, z kolei bestie stawiają coraz większe wyzwanie. Amunicji początkowo jest masa, ale po czasie zaczyna jej brakować. Przedmioty ulegają zniszczeniu i trzeba je naprawiać surowcami. Do tego przez licznik zaspokojenia głodu oraz pragnienia bohater co chwila musi jeść i pić.
W Fallout 76 tak zwany crafting jest o wiele bardziej istotny niż w poprzedniej odsłonie serii. Pamiętam, że nie licząc kilku męczących głównych zadań, budowanie i tworzenie w czwartym Falloucie było wyłącznie opcjonalnym dodatkiem. Niestety, w 76 to ważna część rozgrywki. Tylko poprzez tworzenie i budowanie gracz zyskuje łatwy dostęp do szeregu bardzo porządnych przedmiotów. Potrzebujesz AntyRadów oraz Stimpacków? W takim razie zbuduj warsztat, a następnie obroń go przed falami przeciwników. Tak to niestety działa.
Oczywiście Fallout 76 wciąż pozostawia graczowi dowolność. Tyle tylko, że mechanizmami takimi jak skażenie, głód, pragnienie, wytrzymałość przedmiotów czy jakość pancerza Bethesda ciągnie graczy w kierunku craftingu bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Po kilku godzinach z betą na Xboksie One X jestem przekonany, że najlepsi gracze będą mieli opanowany mechanizm budowania i tworzenia w małym palcu. W skład ich ziem wejdą własne farmy, laboratoria i warsztaty rusznikarskie, pełniące rolę obowiązkowych baz wypadowych przed kolejnymi misjami. Wyczuwam, że właśnie w ten sposób twórcy chcą wydłużyć rozgrywkę, oddzielając doświadczonych surwiwalistów od graczy prących ślepo do przodu.
Po przekroczeniu 10 poziomu doświadczenia sam zostałem śmieciarzem w Fallout 76.
Zbieram wszystko. Im cenniejszy surowiec bazowy, tym lepiej. Amunicja? Bronie? Kombinezony? Proszę was. Aluminum i stal. To się liczy. Czajniki, wiadra, żelazka, talerze, kubki, mikroskopy, nawet worki z cementem - biorę wszystko jak leci, dopóki jestem w stanie to udźwignąć. Wszystko przyda się w ręcznie budowanej bazie. Tam mamy już stoły płatnerskie i rusznikarskie, gdzie można naprawiać ekwipunek oraz ulepszać go o nowe elementy. A to tylko wierzchołek góry lodowej.
W Fallout 76 pojawiają się nowe, „elitarne“ surowce które są wymagane do tworzenia najlepszych broni i pancerzy. Czyli zbieractwa i craftingu będzie jeszcze więcej. Dlatego jestem zmuszony ugryźć się w język i oddać Baryckiemu co jego. Ta głupia chata między wieżą wysokiego napięcia i bazą supermutantów wcale nie była najgorszym pomysłem na świecie. Wręcz przeciwnie.
Regularne powroty do bazy po wykonaniu trudnej misji, aby oddać śmieci, uzupełnić zapasy i wylizać rany, to całkiem miła rutyna. No i osoby z zacięciem do budowania nareszcie będą mogły pochwalić się stworzonymi dziełami bezpośrednio w środku wirtualnego świata, oprowadzając po bazie towarzyszy broni. To kapitalna opcja, jeśli tylko masz pod ręką paczkę znajomych do grania online. Z drugiej strony, Fallout 76 mocniej niż kiedykolwiek wcześniej pokazuje, że nie jest typowym przedstawicielem gatunku dla samotnego gracza.
Bawić się w pojedynkę jak najbardziej można, tylko kto wtedy będzie dla ciebie wskakiwał do basenu pełnego skażenia?