Switch bez szczęścia do bijatyk. SNK Heroines Tag Team Frenzy z półnagimi postaciami to szczyt żenady - recenzja
Nawet nie poznałem Mai Shiranui. Jedna z najpopularniejszych żeńskich postaci ze świata wirtualnych bijatyk została wciśnięta w skąpy strój bikini, zapewne ku uciesze japońskich graczy. SNK Heroines Tag Team Frenzy to mokry sen nieletnich Japończyków, który kompletnie rozmija się z moim poczuciem smaku czy estetyki.
Muszę od razu zaznaczyć: absolutnie nie mam nic przeciwko japońskim dziwactwom. Wręcz przeciwnie. Ja te dziwactwa uwielbiam. Yakuza, Persona, Zero Escape, Dangarompa, Shin Megami Tensei, Nier - to wszystko serie, które cenię między innymi za egzotyczny, obcy kulturowo element. Za zawartość, której próżno szukać w amerykańskich i europejskich produkcjach. To świetna odskocznia od typowych zachodnich gier AAA.
Istnieje jednak cienka granica między japońskimi dziwactwami, a prymitywnym wykorzystaniem podstawowych żądz.
SNK Corporation niestety tej granicy nie czuje. Najnowsza bijatyka wydawnictwa odpowiedzialnego za wiekową serię King of Fighters jest jak mokry sen niewybrednego gimnazjalisty*. Twórcy wyselekcjonowali najładniejsze i najciekawsze bohaterki gier King of Fighters, a następnie wrzucili je do wspólnej produkcji. Oczywiście wcześniej obleczono kobiety w zupełnie nowe stroje. Jak łatwo się domyślić, te zazwyczaj więcej odsłaniają niż zasłaniają.
Współczesne uprzedmiotawianie kobiet w grach wideo jest dobrze chowane jest za maską poprawności oraz postępowości. W SNK Heroines Tag Team Frenzy jest kompletnie odwrotnie. Fabuła tej gry koncentruje się na tajemniczym męskim osobniku (Kukri z najnowszego KoF-a), który porywa nieprzytomne kobiety do swojego własnego, widmowego wymiaru (poetycka metafora creepa i jego piwnicy). Tam bohaterki bijatyk muszą walczyć ze sobą ku uciesze pana włości, stękając i jęcząc w strojach kąpielowych.
Między walkami pojawiają się kilkusekundowe wstawki, w których „ukryta kamera“ podgląda dziewczęta w bikini.
Można się wtedy poczuć jak autentyczny zbok. Ale tak dosłownie. Podczas przerywników czułem się szczerze zażenowany. Dziękowałem Bogu, że nikt akurat nie patrzy, co dzieje się na ekranie telewizora. Nie miałem ani grama przyjemności z tego podglądania. Jeszcze gdyby modele postaci zostały zaprojektowane ponadprzeciętnie… Tak jednak nie jest. Czułem, że patrzę na obiekty nastoletnich fantazji Japończyków i zastanawiałem się, co robię z własnym życiem. No tak - pracuję.
Największym fabularnym „twistem“ SNK Heroines Tag Team Frenzy jest zamiana popularnego wojownika Terry’ego Bogarda (jedna z głównych twarzy serii King of Fighers) w kobietę. Oczywiście taką o obfitych i ponętnych kształtach, która ledwo mieści się w jeansowych szortach. Te są obowiązkowo rozpięte, dzięki czemu czujne męskie oko dostrzeże kawałek bielizny. Tyle wygrać! Jeśli strój Terry’ego mi nie odpowiada, mogę kupić inny. Do wyboru mam kreację diablicy w mini albo uniform czirliderki. Żyć nie umierać.
Wojowniczkę Athenę można przebrać w strój uczennicy oraz (a jakże) komplet bikini. Zabójczyni Kula dostała spodnie z wycięciem na krocze, które mogę zamienić na strój baletnicy. Wcześniej wspomniana Mai Shiranui nosi komplet plażowy, w którym top nie jest w stanie pomieścić krągłości bohaterki. Tych przykładów można mnożyć, ale raczej wiecie już, czego można się spodziewać po zakładce „Customization“ w SNK Heroines Tag Team Frenzy. Co ciekawe, zabawa w przebieranki to jeden z głównych trybów w obrzydliwym menu, co samo w sobie wiele mówi o grze.
Odkładając na bok zażenowanie, SNK Heroines Tag Team Frenzy to po prostu kiepska i prosta bijatyka.
Produkcja jest kilkukrotnie mniej skomplikowana niż najnowsza odsłona King of Fighters. Może po to, aby dało się grać jedną ręką. Mechanizm rozgrywki nie pozwala nawet wykonać przysiadu/kucnięcia. Lewo, prawo (jest dash!) i skok - to by było na tyle. Zapomnijcie o flankowaniu rywala czy błyskawicznym uskoku na bok. Za blok odpowiada przycisk L, który automatycznie łapie WSZYSTKIE nadchodzące ciosy poza chwytami kontaktowymi.
SNK Heroines Tag Team Frenzy posiada kilka bardziej zaawansowanych ruchów manewrowo-defensywnych. To jednak kropla w morzu potrzeb. Blok w połączeniu z kierunkiem pozwala robić przewroty. Blok podczas upadku prowadzi do szybkiego powstania. Trzymana garda po czasie zostaje przełamana serią ciosów. Ciosy można anulować i wyprowadzać w ich miejsce alternatywne sekwencje. To jednak zbyt mało, aby mówić o jakimkolwiek zbliżeniu się do „poważnych“ gier PvP.
Najgorzej wypada paleta ruchów ofensywnych. W SNK Heroines istnieją dwa typy ataków - słaby oraz silny. Do tego dochodzi atak energetyczny (czasem dystansowy, czasem kontaktowy, w zależności od bohaterki) oraz chwyt. To by było na tyle. Kombinacje przycisków NIE POWODUJĄ żadnych unikalnych ciosów. W grze pojawiają się co prawda sekwencje combo, ale te są bardzo proste i krótkie. Nawet biorąc pod uwagę, że wrogów można odbijać od niewidzialnych ścian areny. Mój rekord to 13 uderzeń. Fani jugglowania będą potężnie zawiedzeni.
Ciekawe w SNK Heroines jest to, że po wyczerpaniu paska życia przeciwnika, ten nie przegrywa.
Bohaterka z zerową wartością wytrzymałości wciąż stoi na nogach. Wciąż walczy. Za wyprowadzenie KO odpowiada osobny atak, który stanowi rodzaj super zdolności. Aby go aktywować, trzeba posiadać odpowiednio naładowany pasek energii. Muszę przyznać, że akurat ten pomysł jest bardzo ciekawy. Nadaje walkom świeżości. Starcia przypominają nieco bardziej partię szachów albo podchody. Dochodzi do sytuacji, w których to bohater z 0 HP wygrywa, ponieważ jego rywal nie miał naładowanego supera. Ciekawa warstwa taktyczna.
Trzeba dodać, że jak sugeruje sam tytuł gry, SNK Heroines Tag Team Frenzy to bijatyka drużynowa. Gracz zawsze wybiera dwie wojowniczki. Jedna wymachuje rękoma i nogami, podczas gdy drugą widać w tle. Rola postaci wspierającej jest zadziwiająco aktywna. Wojowniczka „na ławce“ nie tylko ładuje swój pasek energii, ale również wykorzystuje przedmioty podnoszone przez jej koleżankę. W trakcie starcia pojawiają się losowe elementy, które można użyć. Np. rzucając nimi w rywala.
Chciałem podejrzeć, jak mechanikę gry wykorzystują zabijaki w sieci. Niestety, online w SNK Heroines nie działa.
Próbowałem w dzień i w nocy. W godzinach wieczornych i porannych. Przez kilkanaście dni posiadania bijatyki ani razu nie udało mi się natrafić na gracza z rejonu Europy oraz Stanów Zjednoczonych. Czekałem w lobby po kilkadziesiąt minut, ale nic to nie dało. Oczywiście sprawdziłem NAT. Przetestowałem stan sieci oraz podejrzałem konfigurację routera. Wszystko było w jak najlepszym porządku.
SNK Heroines Tag Team Frenzy łączyło mnie wyłącznie z graczami spoza regionu, o ile ustawiłem taką opcję. Jedyni rywale, na jakich trafiałem, to zaprawieni w boju Japończycy (tak sugerowały nicki). Niestety, jakość pojedynku Polska - Japonia przypominała pokaz slajdów. Aby minimalizować opóźnienia i zapewnić relatywnie sprawiedliwą rozgrywkę dla obu graczy, mechanizmy serwerowe SNK Heroines Tag Team Frenzy radykalnie spowalniały grę. Okropne doświadczenie. Jak gdyby wojowniczki poruszały się w kisielu ( ͡° ͜ʖ ͡°).
Zdecydowanie nie polecam. Nawet gimnazjalistom. Nie jestem osobą, która oburza się na podobne uprzedmiotowienie w grach wideo. Skoro więc otoczka SNK Heroines drażni mnie ponad miarę, musi być naprawdę źle. Ten tytuł jest kiepski pod względem mechanizmów rozgrywki, pod względem martwego modułu sieciowego oraz godnej pożałowania kampanii. Gdyby nie kopia recenzencka, omijałbym grę możliwie szerokim łukiem. Szkoda, bo Switch nie miał dotychczas szczęścia do dobrych bijatyk (nie licząc Dragon Ball FighterZ). Zmieni to zapewne dopiero premiera nowego Smash Bros.
Największe zalety:
- Zaskakująco wiele dialogowych perełek nawiązujących do serii King of Fighers
- Ciekawy pomysł na brak KO po wyczerpaniu paska życia przeciwniczki
- W pudełku z grą można trzymać narkotyki, bo i tak nikt nie będzie chciał tam zajrzeć
Największe wady:
- Grając w ten tytuł czułem się jak zboczony oblech
- Prosta, żeby nie napisać prostacka mechanika walki
- Martwy moduł wieloosobowy w Stanach Zjednoczonych oraz Europie
- Paskudne menu, irytująca muzyka
- Kampania fabularna to nieśmieszny żart
- Gra uboga wizualnie (chociaż może to i dobrze)
Za testowanie takich gier jak SNK Heroines Tag Team Frenzy powinno się dostawać odszkodowanie. Albo dodatek do pensji za pracę w szkodliwych warunkach.
* Autor zdaje sobie sprawę, że w serii King of Fighters większość zawodniczek również pełni bądź pełniła rolę miłych dla oka maskotek. Ba, jak przyznają deweloperzy, część wojowniczek powstała w wyniku inspiracji japońskimi modelkami oraz gwiazdami porno. Jednak nawet w bijatykach KoF przedstawienie żeńskich postaci nie było aż tak prostackie co w SNK Heroines.