To koniec serii aparatów Nikon 1. Ta porażka może przerodzić się w sukces
Aparaty Nikon 1 kończą swój żywot, zaledwie po siedmiu latach od premiery systemu. To koniec produkcji i dystrybucji tych aparatów, a jednocześnie porażka Nikona. Czy kolejna seria okaże się lepsza?
O serii Nikon 1 możemy już mówić w czasie przeszłym. Nikon oficjalnie potwierdził zakończenie produkcji swoich bezlusterkowców. Nie jest to wielkim zaskoczeniem, bo spodziewaliśmy się tego od dawna. Mimo to Nikonowi należą się słowa uznania za postawienie sprawy jasno: cały system został oficjalnie wycofany.
Podobną śmierć systemu widzieliśmy w przypadku bezlusterkowców Samsung NX, ale ten producent nigdy oficjalnie nie potwierdził, że kończy produkcję swoich aparatów. Mimo to system został porzucony.
Nikon 1 cierpiał na złe decyzje projektowe. Najgorszą z nich było użycie zbyt małej matrycy.
Wprowadzenie nowej serii aparatów systemowych jest dla każdego producenta bardzo poważną decyzją. System obejmuje nie tylko aparaty, ale też obiektywy i wszelkiej maści akcesoria, co wymaga konsekwencji w działaniu. Dla użytkownika wejście w nowy system oznacza budowanie całego ekwipunku od zera, więc jest to decyzja na lata.
Nikony 1 miały wiele zalet. Były bardzo niewielkie i piekielnie szybkie. Możliwe było fotografowanie z szybkością dochodzącą do 60 kl./s, choć z kilkoma ograniczeniami. To szybkości praktycznie niespotykane w sprzęcie tej klasy.
Niestety aparaty Nikon 1 od samego początku ustępowały konkurencji na najważniejszym polu: jakości obrazu.
Nikon zdecydował się na zastosowanie małej matrycy formatu CX, który jest odpowiednikiem jednocalowych sensorów, które znajdziemy w kompaktach premium, takich jak np. Sony RX100. Konkurencja w aparatach systemowych stosuje znacznie większe matryce, które dają wyższą jakość obrazu. A skoro można mieć jednocalową matrycę i uniwersalny obiektyw w malutkim aparacie kompaktowym, to czy warto budować nowy system w oparciu o taką technologię?
Czas pokazał, że nie warto. Sprzedaż Nikonów 1 była bardzo słaba. System cały czas borykał się z niewielką liczbą obiektywów. Mieliśmy sześć ciemnych zoomów, dwa szkła typu power zoom i zaledwie trzy obiektywy stałoogniskowe. Zainteresowanie firm trzecich było znikome, bo powstały zaledwie trzy zewnętrzne obiektywy z mocowaniem Nikon 1.
Na przestrzeni siedmiu lat pojawiło się za to całkiem sporo - bo aż 11 - korpusów, dzielących się na cztery serie: V, J, S i AW. Bardzo ciekawie zapowiadała się ostatnia, która była wodoodporna. Niestety doczekała się tylko jednego korpusu i dwóch wodoodpornych obiektywów.
Umarł król giermek, niech żyje król?
Pierwsze podejście Nikona do bezlusterkowców okazało się porażką. Wiemy jednak, że Nikon pracuje nad nową serią aparatów systemowych bez luster, które tym razem mają być stworzone z myślą o profesjonalistach. Mowa o nowym pełnoklatkowym systemie, który ma zadebiutować jeszcze w tym roku. Według nielicznych przecieków, Nikon chce nawiązać walkę z serią Sony A7.
Podobną drogą ma iść Canon, który według przecieków, też szykuje pełnoklatkowe bezlusterkowce. Tegoroczne targi Photokina mogą więc otworzyć nowy rozdział w fotografii.
Możliwe, że 2019 rok będzie początkiem końca lustrzanek.
Kiedy Sony postawiło na serię bezlusterkowców A7, lustrzanki tej firmy odeszły w zapomnienie. Sony nigdy oficjalnie ich nie porzuciło, ale po liczbie premier widać wyraźnie, że bezlusterkowce mają znacznie wyższy priorytet.
Zastanawiam się, czy Nikona i Canona będzie stać na podobny ruch. Lustrzanki tych producentów to marki same w sobie. Obaj producenci mogliby porzucić amatorskie i półprofesjonalne lustrzanki na rzecz bezlusterkowców, ale walka będzie toczyć się na wyższej, profesjonalnej półce, która cały czas lustrzankami stoi. Historia pokazuje, że równoległy rozwój dwóch profesjonalnych linii - lustrzanek i bezlusterkowców - jest niemożliwy. Jeśli chce się grać w pierwszej lidze, trzeba postawić na jednego konia. Jazda na dwóch może się skończyć tylko upadkiem.