Komputer zamiast nauczyciela. Taką wizję przyszłości edukacji testują w Chinach
Coraz więcej osób boi się tego, że w przyszłości ich stanowisko pracy może zniknąć, a to, co oni teraz w znoju i pocie czoła robią, będą efektywniej i szybciej robić maszyny. Nie ma ponoć ludzi niezastąpionych. Na liście zawodów, które mogą zerkać z niepokojem na rozwój technologii, coraz częściej pojawia się nauczyciel. Szczególnie zaniepokojeni powinni być ci z Chin. Ukrywane przez rząd sprawdzanie esejów przez komputery to tylko kawałek obrazka, za to istotny.
W 60 tys. szkół rozprawkę młodego Chińczyka na temat tego, jak fantastyczna jest rządząca partia lub jak technologie zmieniają nasze życie, czyta i ocenia sztuczna inteligencja. Problem polega na tym, że większość rodziców dzieci biorących udział w eksperymencie nie została o tym poinformowana. O wyrażaniu zgody na cokolwiek nie wspominając.
Maszyny coraz lepiej radzą sobie z tekstem.
Nie dalej niż kilka dni temu Tłumacz Google wypluł mi co prawda Skontaktować się z Działem Obsługi Klienta nie później niż 7 dni po porodzie, ale każdy, kto miał do czynienia z tym narzędziem w przeszłości, musi przyznać, że między tym, co kiedyś oferował, a tym, co oferuje teraz, istnieje ogromna przepaść. Maszyny coraz lepiej radzą sobie nie tylko z gramatyką, ale też z logiczną strukturą tekstu, z rozpoznawaniem i uwzględnianiem kontekstu.
Coraz doskonalsze są programy oferujące korektę pisowni, które nie tylko pokażą błędy ortograficzne, ale też podpowiedzą, co zmienić i jak napisać to lepiej. Niestety, polski język jest na tyle skomplikowanym i mało popularny, że ten rozwój łatwiej zaobserwować na podstawie angielskiego. Nauczyciele w Stanach Zjednoczonych coraz chętniej sami sugerują uczniom (i nie tylko) korzystanie z takich programów jak na przykład nieocenione Grammarly.
Sprawdzanie esejów przez komputery to przyszłość?
W Stanach Zjednoczonych sprawdzanie esejów przez maszyny to rozwiązanie już wykorzystywane na gruncie edukacji. Poza oczywistą różnicą, jaką jest poinformowanie o tym wszystkich, którzy biorą udział w projekcie, w Stanach komputerowa ocena nie zastępuje ewaluacji nauczyciela, ale jest dodatkiem do niej. W ichniejszym systemie przewiduje się sprawdzanie esejów przez dwie osoby. Komputer zastępuje tę drugą. Jeśli rozbieżność ocen jest zbyt duża, arbitrem jest trzeci nauczyciel. Jeśli oceny człowieka i maszyny się zgadzają, nie ma o czym gadać.
W 2016 r. naukowcy z uniwersytetu Stanforda przeprowadzili badania, według których sztucznej inteligencji udało się osiągnąć wynik 94,5 proc. zgodności ocen z tymi stawianymi przez nauczycieli. Inne znane uniwersytety też są zainteresowane tematem. EdX, platforma z internetowymi kursami, której głównymi członkami jest MIT i Harvard, testuje maszynowe ocenianie esejów.
Jednak nie wszystko jest różowe. Problemów z tego typu rozwiązaniem jest wiele. System nie jest w stanie ocenić czy całość tekstu ma sens. Nie wie, czy właśnie uczeń udowodnił, że Ziemia jest płaska, a Księżyc to hologram rzucanym na niebo przez NASA. Co więcej system ocen jest dość przejrzysty i jeśli już się go pozna, łatwo go oszukać. Wystarczy wrzucić w teksty dłuższe słowa, słowa klucze, czy sztucznie rozbudowane zdania. To z grubsza te same problemy, jakie mamy ze zbytnio opartym na punkach ocenianiem pisemnej matury z polskiego, tylko podniesione do kwadratu.
Chiński nauczyciel i jego maszynowa prawa ręka.
Najwyraźniej chiński także dobrze poddaje się ocenie chłodnego oka sztucznej inteligencji. Jak donosi Business Insider, programy dostępne w chińskich szkołach są w stanie zrozumieć i ocenić poszczególne akapity, ale też wypracowanie jako całość. Może potem wystawiać ocenę i napisać zalecenia na przyszłość dotyczące stylu lub struktury tekstu. Według South China Morning Post, które doniosło o sprawie, oceny sztucznej inteligencji w 92 proc. są zbieżne z ocenami nauczycieli.
Program ma w założeniu nie tyle zastąpić nauczycieli, ile ich odciążyć. Nie jest to zresztą pierwsze rozwiązanie, które ma za zadanie zdjąć nieco ciężaru z barków chińskich siłaczy i siłaczek.
Nie tak dawno do jednej z chińskich klas zawitał system rozpoznawania twarzy. On też ma zwolnić nauczyciela z części zadań. Czujne oko kamery analizuje twarze milusińskich i wyławia te, których ekspresja sugeruje znudzenie, rozproszenie albo zainteresowanie zgoła innym tematem niż sugerowałby to temat lekcji. Niesforni uczniowie, którzy zamiast pilnie notować lub z zapartym tchem spijać mądrość płynącą z ust nauczyciela, będą zajęci czym innym, dostaną gorszą ocenę.
Jak te rozwiązania się sprawdzą? Trudno powiedzieć. Chiński rząd nie ma zamiaru ujawniać wyników swojego eksperymentu, W Polskiej szkole to dopiero pieśń przyszłości. Choć, jeśli chodzi o skanowanie twarzy uczniów, wolałabym, żeby była to pieśń, której nigdy nie zaśpiewamy.