Karta Revolut w praktyce: sprawdziłem, ile zaoszczędziłem podczas urlopu
Z karty Revolut korzystam już od kilku miesięcy, ale dopiero teraz postanowiłem wystawić tę usługę na prawdziwą próbę. Na majówkowym wyjeździe do Włoch płaciłem wyłącznie Revolutem. Czy było warto? Ile faktycznie udało mi się zaoszczędzić? Wnioski są zaskakujące.
O Revolucie od kilku miesięcy jest bardzo głośno, czemu zupełnie się nie dziwię. Usługa pozwala zaoszczędzić pieniądze, a kto z nas nie lubi oszczędności?
Revolut nie jest bankiem, ale umożliwia płatności w 25 walutach. Można płacić za granicą lub w internecie, a cały szkopuł polega na tym, że Revolut nie pobiera prowizji za przewalutowanie. Do tego kurs wymiany walut jest bardzo korzystny, więc w teorii jest to idealna karta na zagraniczne wyjazdy.
Jak działa Revolut?
Przede wszystkim trzeba zacząć od założenia konta w usłudze i wyrobienia karty płatniczej. Do wyboru jest darmowa karta wirtualna, którą można płacić tylko w internecie, albo karta plastikowa, którą zapłacimy także fizycznie w sklepach.
Polecam od razu zamówić kartę plastikową. Wyrobienie takiej karty kosztowało mnie 20 zł, choć Revolut czasami ma promocje, w których opłata spada do 10 zł lub do zera. Karta przychodzi pocztą po kilku dniach.
Byłem nieufny, ale w końcu powiedziałem: sprawdzam.
Plastikową kartę Revolut zamówiłem kilka miesięcy temu i do tej pory płaciłem nią kilkukrotnie. Mam za sobą zakupy elektroniki na Amazon.de i pojedyncze transakcje w Wielkiej Brytanii (płatność w funtach) oraz w Hiszpanii i Niemczech (euro). Revolut za każdym razem działał bezbłędnie, ale traktowałem go z nieufnością, na zasadzie testowania nowej usługi. Zakładałem, że coś może pójść nie tak.
W końcu powiedziałem: sprawdzam. Postanowiłem, że na tygodniowym wyjeździe majówkowym do Włoch będę korzystał tylko z Revoluta. Tak też zrobiłem.
Aplikacja Revolut jest równie ważna, co karta.
Revolut to karta prepaid, co ma swoje wady i zalety. Aby móc nią płacić, trzeba ją wcześniej zasilić, co bywa niewygodne. Z drugiej strony pozwala to utrzymywać na koncie małe kwoty, co jest dobrym zabezpieczeniem w podróży. Często przecież bywa tak, że płacimy w nieznanych, lekko podejrzanych terminalach, albo wręcz zostawiamy kartę kelnerowi. Co kraj to obyczaj, więc lepiej dmuchać na zimne. W razie problemów lepiej, żeby zniknęła mała kwota z Revoluta, niż żeby zostało wyczyszczone konto w naszym podstawowym banku.
Dlatego też bardzo ważnym elementem jest aplikacja do obsługi Revoluta. Mam w niej konto w złotówkach, w euro i w funtach. Na co dzień nie trzymam tam pieniędzy, a zasilam je tylko przed wyjazdami. System działa w taki sposób, że najpierw zasilamy podstawowe konto prowadzone w złotówkach, a następnie wymieniamy pieniądze na inną walutę. Kurs wymiany widać w aplikacji od razu i zmienia się on w czasie rzeczywistym, na naszych oczach.
Doładowania jak i przewalutowania są realizowane natychmiast, w ciągu sekund, dzięki czemu nie trzeba zasilać Revoluta dużą kwotą przed wyjazdem. W trakcie mojego pobytu we Włoszech musiałem dwukrotnie dosyłać pieniądze na Revoluta i w obu przypadkach było to błyskawiczne. Wybrałem kwotę, konto, z którego mam zasilić kartę, potwierdziłem operację kodem SMS i pieniądze od razu były na koncie. Można to zrobić nawet w kolejce do kasy.
Trzeba tylko pamiętać, że to wszystko jest możliwe tylko wtedy, gdy mamy internet.
W miastach nie ma z tym żadnego problemu, ale bywają rejony, gdzie nadal nie ma zasięgu mobilnego, a w takich miejscach nie zasilimy konta Revolut. Bez internetu można jednak płacić Revolutem, choć w systemie jest ograniczenie tylko do kilku transakcji offline.
W trakcie wyjazdu bardzo podobały mi się powiadomienia z aplikacji Revoluta, które dostawałem po każdej transakcji. Daje to poczucie panowania nad pieniędzmi, a także potwierdza, że system działa prawidłowo. W aplikacji mamy też historię wszystkich transakcji.
Gdzie można płacić Revolutem? Czy któreś terminale odmówiły posłuszeństwa?
Pierwsza opłata podczas mojego wyjazdu odbyła się jeszcze w domu, bo Revolutem zapłaciłem online za bilety lotnicze. Nie miałem z tym żadnych problemów. Revolut opiera się na standardowych kartach (do wyboru Visa lub MasterCard), które są akceptowane wszędzie.
Pierwszą operacją we Włoszech było wyjęcie gotówki z bankomatu na lotnisku. Tutaj również nie było żadnych problemów. Kartą wypłaciłem odpowiednią kwotę w euro, a do operacji nie została doliczona żadna prowizja. Co ważne, karta automatycznie korzysta z konta w walucie, w której jest płatność. We Włoszech Revolut sam wiedział, by płacić za transakcje z konta prowadzonego w euro.
Przez kolejny tydzień płaciłem kartą Revolut wszędzie: w sklepach, w restauracjach, na lotnisku, w biletomatach, na stacji benzynowej, a nawet w malutkiej kawiarni w średniowiecznym mieście gdzieś pośród wzgórz Toskanii. Płaciłem w terminalach odczytujących chip z karty, w starych terminalach bazujących na pasku magnetycznym, a także zbliżeniowo.
Generalnie nie miałem żadnych problemów przy płatnościach zbliżeniowych i poprzez chip, ale raz wystąpił błąd przy płatności korzystającej z paska magnetycznego. Zakładam jednak, że był to problem starego terminala w automatycznym biletomacie, bo po ponowieniu transakcji wszystko zadziałało.
Co jeśli po wyjeździe zostały pieniądze na Revolucie?
Taka sytuacja wydarzy się właściwie zawsze. Całą kwotę, jaka jest na koncie w obcej walucie, można przewalutować na złotówki i wypłacić na swoje konto bankowe. Bez prowizji. Dzięki temu nic się nie marnuje, a my nie wracamy z wakacji z banknotami lub - co gorsza! - z monetami w obcej walucie.
Przejdźmy do najciekawszej części: finansów. Ile zaoszczędziłem dzięki Revolutowi?
Płacąc kartą bankową tak naprawdę nigdy nie wiem, jaką kwotą zostanie obciążone moje konto. Mam konto w złotówkach, a kiedy płacę w euro, nie mam pojęcia, według jakiego przelicznika bank zrobi przewalutowanie. Do tego dochodzi też prowizja. Sprawdziłem tabelę opłat w moim banku, z której wynika, że prowizja przy przewalutowaniu wynosi 2 proc., a przy wypłacie pieniędzy z bankomatu jest to 2,5 proc.
W trakcie wyjazdu wykonałem dokładnie 14 transakcji kartą w terminalach, dwie transakcje przez internet i raz pobrałem gotówkę w bankomacie. Wydałem dokładnie 721,94 euro (671,94 kartą i 50 płacąc gotówką pobraną z bankomatu). Z tabeli opłat mojego banku wynika, że każda transakcja przy użyciu karty byłaby obarczona prowizją wynoszącą 2 proc. Daje to kwotę 13,44 euro. Do tego doszłaby u mnie opłata za skorzystanie z bankomatu, gdzie prowizja wynosiłaby 2,5 proc., czyli w moim przypadku 1,25 euro. Łączna suma prowizji pobranych przez bank wyniosłaby 14,69 euro.
Do tego dochodzi różnica na przewalutowaniu. Na tę chwilę w Revolut jedno euro kosztuje 4,2638 zł. W moim banku aktualna cena wymiany to 4,4158 zł, więc w tej chwili kwota w banku jest o ok. 3,5 proc. wyższa. Na kwocie 721,94 eur daje to aż 25,27 euro różnicy!
Podsumowując: od tej pory będę płacić za granicą tylko Revolutem.
Podczas jednego tygodniowego wyjazdu Revolut pozwolił mi zaoszczędzić kwotę w wysokości 39,96 euro, co stanowi 5,5 proc. moich wydatków, jakie przeznaczyłem na wyjazd. Myślę, że te liczby mówią same za siebie.
Nie przypuszczałem, że zobaczę oszczędności tego rzędu. W skali tygodnia oszczędności pozwoliłyby mi dostać za darmo naprawdę dobrą kolację w centrum Rzymu lub dwa przyjemne lunche poza głównymi szlakami turystycznymi. Albo 40 filiżanek pysznego espresso!
Poza zaoszczędzoną kwotą mam też czystą i trochę infantylną satysfakcję, że nie pozwoliłem zadrzeć z siebie prowizji bankowi. Revolut zostaje ze mną na dłużej, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.