Internet właśnie wypromował faceta, który mężczyzn-nieudaczników zamienia w morderców kobiet
Pamiętacie mój tekst o incelach - gościach, którzy wolny czas spędzają na narzekaniu w internecie na świat, w którym kobiety mają wolną wolę i przez to nie chcą z nimi uprawiać seksu? A pamiętacie, jak stwierdziłam w tym tekście, że członkowie takich grup się radykalizują? Jakże chciałabym nie mieć racji, bo oznaczałoby to prawdopodobnie, że 10 osób w Kanadzie nie straciło życia. Problem w tym, że incelsi przechodzą do mainstreamu, w którym za ich radykalne poglądy obwinia się… kobiety.
Przeczytajcie ten tekst zanim przejdziecie dalej. Dobrze tłumaczy, czym są incele.
Niesamowicie wkurza mnie to, że Jordan Peterson, psycholog kliniczny z Kanady, skradł umysły dziesiątek tysięcy młodych ludzi, w przeważającej większości mężczyzn, którzy nie do końca odnajdują się w świecie. Peterson od dwóch lat buduje swoją karierę na wmawianiu im, że muszą brać odpowiedzialność za siebie jednocześnie obwiniając świat przeżarty feminizmem i neomarksistowskim postmodernizmem za te problemy właśnie. Wiem, jest w tym sprzeczność i nie, nie przeszkadza to Petersonowi i jego wyznawcom.
Nie to, że wszystko, co głosi Peterson jest złe i szkodliwe - sama idea brania odpowiedzialności za siebie jest przecież dobra. Jednak ginie ona w reszcie jego mądrości, których jak kazań słuchają jego wielbiciele. Jedna rzecz z ostatniego profilu w New York Timesie sprawiła jednak, że od kilku dni gotuje się we mnie krew.
Miesiąc temu w Toronto dwudziestopięcioletni Alek Minassian wjechał na chodnik i zabił 10 osób.
Okazało się, że Minassian był incelem - tuż przed atakiem napisał na Facebooku o rebelii inceli, wychwalał Elliota Rodgera i był podobno niesamowicie niezręczny i nie trzymał się za bardzo z ludźmi. Podobno obawiał się kobiet.
Co o Minassianie powiedział zapytany Jordan Peterson? Zacytuję: „Ponieważ kobiety go odrzucały [Alek Minassian] był wściekły na Boga. Lekarstwem na to jest przymus monogamii. To właśnie dlatego monogamia istnieje”.
Dalej mówi, że ponieważ kobiety chcą u mężczyzn statusu to reszta mężczyzn, która tego statusu nie posiada, nie ma szans na zdobycie kobiety, na seks i związek.
W swoich wypowiedziach Peterson twierdzi, że męskość kojarzona jest z porządkiem, a kobiecość z chaosem, że społeczeństwo opiera się na uniwersalnych narracjach starych jak mity, na hierarchiach, które powinny być nienaruszalne. Tysiącami słów Peterson wyjaśnia, że mężczyzna jest bardziej kompetentny i dlatego kobiety powinny się podporządkować.
Stwierdzanie oczywistych faktów - jak to, że kobiety i mężczyźni się różnią - i wyciąganie z tego nieoczywistych wniosków jest specjalnością Petersona.
Tak samo jak rzucanie stwierdzeń w sposób, który zawsze pozostawia mu miejsce na stwierdzenie, że został źle zinterpretowany. Peterson nigdy nie jest odpowiedzialny za swoje słowa, to wina słuchających, że źle go interpretują.
W Polsce Peterson też zbiera fanów. Mało bo mało, ale na Wykopie czy Facebooku jest już ich trochę - próbują nawet przetłumaczyć „12 Rules of Life” na polski.
Jordan Peterson nie mówi nic nowego, powtarza dobrze znaną wszystkim narrację o niższości kobiet. Umiejętność medialnego przykucia uwagi i masy ludzi, które nie odnajdują się w nowoczesnym świecie przynosi mu popularność. „12 Rules of Life” to nie praca naukowa, to książka samopomocowa, coś w stylu publikacji wszystkich trenerów osobistych, pełna truizmów, błędów i nadinterpretacji. Jak choćby dawanie przykładu homarów na naturalnie występujące w przyrodzie hierarchie i podział między rolami żeńskimi i męskimi.
Piękny cytat, który równie dobrze mógłby się pojawić w książkach Mateusza Grzesiaka czy innych coachy i trenerów samorozwoju od siedmiu boleści - oto słowa „najważniejszego współczesnego myśliciela”:
Dlaczego smoki strzegą złota? Ponieważ to, czego najbardziej potrzebujesz zawsze jest do odnalezienia tam, gdzie za nic nie chcesz tego szukać - J. Peterson („Slaying the Dragon Within Us”).
Jednak fenomenon popularności Petersona wychodzi z tego samego miejsca, co fenomenon popularności ruchu incelów.
Korzeniem jest ta sama frustracja z utraty domyślnej pozycji i władzy, to samo obwinianie tajemniczego neomarksistsowskiego postmodernizmu (te pojęcia są sprzeczne ze sobą, ale przecież to nic czym warto byłoby się przejmować) i chaotycznych kobiet, które miały czelność domagać się traktowania ich jak ludzi z prawem wyboru i wolną wolą.
Nie dziwi mnie więc, że Peterson tłumaczy incela-mordercę i nawołuje do przymusowej monogamii. To dokładnie te same pojęcia, które miesiące temu znajdowałam na forach inceli; to to samo pragnienie podporządkowania kobiet, władzy nad naszą seksualnością i przekonanie, że my kobiety jesteśmy zobligowane rozkładać nogi przed nienawidzącymi nas przegrańcami. Przegrańcami, bo nie dość, że nie chcą leczyć swoich problemów to dopisują do nich ideologię.
Dzięki internecie za wypromowanie takiego intelektualisty. Bardzo się cieszę, że ktoś broni ideologii morderców nienawidzących kobiet!