W nowej grze na PlayStation VR czułem się niczym Jason Statham. Blood & Truth zapowiada się na hit
Polecieliśmy do Londynu, a trafiliśmy do tuzina wirtualnych światów. Sony pokazało, jak maluje się przyszłość PlayStation VR. Przetestowaliśmy aż 12 nadchodzących gier w wirtualnej rzeczywistości. Od shooterów, przez platformówki i przygodówki, na wyścigach kończąc. Poczynając od Blood & Truth.
Gogle wirtualnej rzeczywistości do konsoli PlayStation 4 sprzedają się nieźle, a Sony właśnie obniżyło ich cenę. W katalogu dostępne jest już teraz ponad sto różnorodnych pozycji. Na londyńskiej imprezie PS VR Showcase 2018 miałem okazję ograć tuzin kolejnych, które dopiero powstają.
Wydarzenie trwało kilka godzin, ale ze względu na liczbę dostępnych tytułów z każdą z gier miałem okazję spędzić po kwadransie. Niczym podczas speed datingu, musiałem w 15 minut zapoznać się z nowym tytułem i ocenić, czy jest hot, czy bardziej not. Z faworytem sesję miałem już na samym początku.
Blood & Truth, czyli blichtr i brudy.
O tej produkcji słyszałem już wcześniej i przed prezentacją aż przebierałem nogami. Blood & Truth jest w końcu nadchodzącą grą od SIE London Studios. To duchowy następca London Heist, które było częścią VR Worlds - paczki będącej z kolei jednym z tytułów startowych dla pierwszej konsumenckiej wersji PlayStation VR.
Rękę deweloperów z SIE London Studios i charakterystyczny brytyjski klimat czuć od samego początku. Jak zapewniali obecni na miejscu twórcy, chcieli stworzyć grę dla fanów filmów akcji takich jak John Wick czy serii o przygodach Jamesa Bonda. Zarazem utrzymując ją w luźniejszym klimacie a la Die Hard.
Co w praktyce idealnie opisuje nową grę.
Gra faktycznie jest hołdem dla kina akcji i brytyjskiego humoru. Fani dzieł Guya Ritchiego z pewnością poczują się jak w domu. Włamywanie się do siedziby gangsterów, dynamiczne strzelaniny w kasynie, podkładanie bomb, ściganie mafijnych bossów po ciasnych korytarzach - to opis zaledwie kilkunastu minut Blood and Truth.
Zdziwiło mnie jednak, że w przypadku Blood & Truth przed stanowiskiem z konsolą i goglami PlayStation VR pojawiło się krzesełko. London Heist wymagało od gracza kucania, wychylania się zza wirtualnych murów i licznych innych wygibasów. Martwiłem się, że przez to nowa gra będzie zbyt statyczna.
Na szczęście po kilku minutach z PlayStation VR na głowie zapomniałem o swoich obawach.
Podczas pokazowej misji nie nudziłem się ani przez chwilę. Najpierw wdrapałem się po drabinie, przecisnąłem przez wentylacyjny szyb i włamałem się do komputerów ochrony przedstawicieli londyńskiego półświatka. Przełączając widok kamer, śledziłem jakiegoś ważniaka spod ciemnej gwiazdy.
Jak tylko namierzyłem, gdzie tenże typ zmierza, ruszyłem w pościg. Trafiłem do kasyna, gdzie przemieszczając się pomiędzy stołami podkładałem bomby. Niestety w złym momencie się wychyliłem - ale gra nie cofnęła mnie do checkpointa. Zaczęła się strzelanina, która mnie naprawdę wymęczyła.
Podkładanie bomb i unikanie ognia padającego ze wszystkich stron to spore wyzwanie.
Naboje świszczały koło uszu. Wrogowie nadchodzili ze wszystkich stron. Biegałem między osłonami, prowadząc wymianę ognia z kilkoma przeciwnikami, przeładowując co chwilę pistolet i licząc naboje, cały czas podkładając kolejne ładunki wybuchowe - a to wymaga więcej ruchów, niż wciśnięcie przycisku na padzie.
Po rozprawieniu się z bandytami ruszyłem dalej w pogoń za namierzonym wcześniej bossem. Sekwencja pościgu przypominała typowe strzelaniny na szynach. Mój awatar biegł kolejnymi korytarzami, a zza winkli łby wystawiały kolejne cyngle do wynajęcia, których posyłałem do piachu.
Podczas pokazu czułem się w dodatku niczym na pokazie w kinie 4DX, aczkolwiek tego twórcy gry raczej nie zaplanowali.
Podczas pościgu skończyła mi się amunicja i zamiast przeładować, postanowiłem na próbę zdzielić wroga wirtualną ręką. Jakież było moje zdziwienie, gdy poczułem, że faktycznie kogoś uderzam! Niestety okazało się, że w tym momencie po prostu trafiłem w jednego z deweloperów, który stanął za blisko mojego stanowiska…
Nie było czasu zdejmować gogli i przepraszać, zresztą i tak słyszałem śmiechy obsługi. Pościg trwał. Pojawiły się nawet efekty slo-mo, które aktywowały się po wysadzeniu celnym strzałem gaśnicy. Po kilku intensywnych minutach oskryptowanej bieganiny dopadłem zbira. Zaczął kuśtykać, gdy dostał w kolano.
Gra dała mi wybór, jak go potraktować.
Główny bohater może podejść do schwytanego gangstera na różne sposoby. Niestety przeszarżowałem. Podczas agresywnego przesłuchania strzeliłem mu w nogę o jeden raz za dużo i biedak zszedł na moich oczach. W tym samym momencie wyskoczył opancerzony boss, a ja rzuciłem się do ucieczki.
Mając ułamek sekundy na decyzję, zacząłem biec w stronę okna, przez które wyskoczyłem z budynku. Czas zwolnił bieg, dookoła widziałem frunące leniwie kawałki szkła, a ekran powoli przeszedł w czerń… Demo się skończyło, a ja zdjąłem gogle i wróciłem do prawdziwego świata z jedną myślą:
Ja chcę jeszcze raz!
Nie było mi niestety dane zagrać w demo Blood & Truth ponownie. W kolejce czekało w końcu 11 stanowisk z innymi grami walczącymi tego dnia o moją uwagę. Kwadrans z nową produkcją SIE London Studios jednak wystarczył, żeby utwierdzić mnie w przekonaniu, że shootery i wirtualna rzeczywistość naprawdę idą w parze.
Żaden inny gatunek gier tak nie zyskuje w wirtualnej rzeczywistości jak dynamiczne strzelaniny. Pomysł to jednak nie wszystko, a nie każda gra typu FPS na PlayStation VR jest z automatu hitem. Programiści z SIE London Studios zasługują na uznanie ze względu na opracowany model sterowania.
Rozgrywka w Blood & Truth na PlayStation VR jest szalenie naturalna.
Co nie jest wcale takie oczywiste. Deweloperzy gier w wirtualnej rzeczywistości nie wypracowali jeszcze jednego spójnego systemu poruszania się. Twórcy nadal eksperymentują. SIE London Studios udało się koncept z London Heist rozwinąć i usprawnić. Blood & Truth jest pod tym względem jednym z wdzięczniejszych tytułów.
W świecie gry awatar stoi w miejscu. Poruszać można się nim za pomocą głównego przycisku na kontrolerze, celując w oznaczoną przestrzeń w zasięgu wzroku. W wybranych fragmentach gry, np. w korytarzach można przeskakiwać pomiędzy osłonami dzięki dodatkowym bocznym guzikom. Jest to w praktyce bardzo intuicyjnie.
Podobnie intuicyjnie wchodzi się w interakcję z otoczeniem.
Trzeba machać rękami, żeby wchodzić po drabinie. Przesuwając rękami, można czołgać się przez szyby wentylacyjne. Podkładanie bomby wymaga złożenia jej z kilku elementów - co można w dodatku robić jedną dłonią, patrząc na bombę kątem oka, celując jednocześnie do wrogów.
Szalenie podoba mi się to, jaką swobodę w rozgrywce daje kontrolowania awatara ruchami dłoni. Blood & Truth to przede wszystkim strzelanina, a nieodłączny pistolet można trzymać dowolnej z dłoni. Drugą ręką wyciąga się magazynki z futerału na pasku, żeby przeładować broń.
Zwykły pad nigdy nie pozwoli tak wczuć się w swojego awatara.
Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby jedną dłonią wyciągnąć magazynek, położyć go na trzymanym poziomo pistolecie, a potem szybkim ruchem podrzucić go, zamachnąć się tymże pistoletem - a jeśli trafi się kolbą w magazynek, broń można w locie przeładować. No super sprawa!
Najbardziej mnie urzekło, że twórcy nawet przewidzieli opcję robienia pistoletem młynków. Wystarczy przytrzymać jeden przycisk i zacząć machać PlayStation Move, a awatar zaczyna kręcić pistoletem wokół własnej osi i strzelać dookoła. A ja czuję się jak sam Jason Statham w Mechaniku albo Cranku.
PS. Pytałem twórców gry na miejscu o to, czy w Blood & Truth pojawią się samochodowe pościgi znane z London Heist. Nie przyznali tego wprost, ale dali mi do zrozumienia, że „najlepsze elementy ich poprzedniej gry” trafią do nowej produkcji - a segmenty w autach były przecież jednymi z ciekawszych.