Rynek aparatów kurczy się w zastraszającym tempie. Widać jednak światełko w tunelu
Organizacja CIPA pokazała nowy raport sprzedaży aparatów. Znów kupujemy ich mniej niż rok wcześniej, ale dopiero porównanie z ubiegłymi latami robi największe wrażenie.
CIPA (Camera & Imaging Products Association) to japońska organizacja zajmująca się badaniem i raportowaniem stanu rynku fotografii. Organizacja od wielu lat monitoruje cały rynek foto, dzięki czemu wgląd w archiwalne dane jest kopalnią ciekawych informacji.
Poznaliśmy raport za wrzesień. Jest źle, ale dość stabilnie.
W raportach CIPA nie znajdziemy faktycznej sprzedaży aparatów, a produkcję i - co ważniejsze - dostawy do sklepów. To popularny parametr, którym posługuje się wiele organizacji tworzących raporty sprzedaży. Dostawy mogą się różnić względem sprzedaży, ale możne je za to o wiele precyzyjniej monitorować.
Z najnowszego raportu za wrzesień wynika, że na całym rynku foto sprzedało się więcej urządzeń, niż we wrześniu ubiegłego roku. Widać jednak spadek sprzedaży aparatów z wymiennymi obiektywami (lustrzanek i bezlusterkowców).
Wykresy z 2017 i 2016 roku przeplatają się, co pokazuje, że sytuacja od roku jest w miarę stabilna. Nie oznacza to, że jest dobra. Ubiegły rok był rekordowo słaby dla rynku foto, także z uwagi na trzęsienia ziemi, po których Sony musiało zawiesić prace fabryki produkującej matryce do aparatów wielu firm.
Dopiero szersze spojrzenie pokazuje, jak zmienia się rynek foto.
Prześledziłem raporty CIPA dla ubiegłych lat. Poniżej znajdziecie zestawienie łącznej sprzedaży (a precyzyjnie: dostaw w sztukach), a także jej wartość dla kolejnych lat, aż do 2010 roku.
- 2016: 24,19 mln sztuk, wartość: 710 mld jenów,
- 2015: 35,39 mln sztuk, wartość: 885 mld jenów,
- 2014: 43,43 mln sztuk, wartość: 965 mld jenów,
- 2013: 62,84 mln sztuk, wartość: 1,17 bln jenów,
- 2012: 98,14 mln sztuk, wartość: 1,47 bln jenów,
- 2011: 114,62 mln sztuk, wartość: 1,17 bln jenów,
- 2010: 121,77 mln sztuk, wartość: 1,37 bln jenów.
To pokazuje, że rynek kurczy się w zawrotnym tempie. Jak pewnie wiecie, jest to winą aparatów kompaktowych, które w dobie smartfonów przestały się sprzedawać. Kompakty stanowiły większą część rynku (także finansową), a brak tej potężnej gałęzi producenci muszą rekompensować podnoszeniem cen innych produktów, w tym lustrzanek i obiektywów.
Co roku aparaty i obiektywy drożeją. Debiutujące konstrukcje z roku na rok biją rekordy cenowe, ale to samo dotyczy sprzętów obecnych na rynku. Bardzo popularny obiektyw Nikon 50mm f/1.8G kosztował dwa lata temu 730 zł, a dziś kosztuje 930 zł.
Jeszcze gorzej wypada fakt, że drożeją też aparaty, które - w przeciwieństwie do obiektywów - z czasem się starzeją. Nikon D750 kosztował dwa lata temu 7200 zł. Dziś kosztuje 7400–8050 zł, a przecież technologia zestarzała się o dwa lata!
Być może dochodzimy do kresu tych spadków.
Całoroczne dane za 2017 rok pokażą, czy okres największych spadków mamy już za sobą. Póki co tylko w styczniu i w kwietniu sprzedaż była gorsza, niż w analogicznych miesiącach 2016 roku. To może oznaczać, że rynek w końcu się ustabilizuje, a być może stanie się to już w tym roku.
Mam nadzieję, że dochodzimy do momentu, w którym może będzie definitywnie stwierdzić, że smartfony wygryzły już to, co miały wygryźć, a dalej sytuacja będzie stabilna.