Elektryczna droga nad polskie morze. Lotos zbuduje sieć ładowarek wzdłuż autostrad A1 i A2
12 nowych stacji ładowania samochodów elektrycznych wzdłuż popularnych polskich dróg – ten plan na papierze nie brzmi może imponująco, ale jeszcze trochę i faktycznie będzie można ogłosić: zakup elektryka ma już sens.
Nowe punkty ładowania od Warszawy, aż pod Gdynię – taki jest najnowszy plan Lotosu, który na obejmującej 450 km dróg trasie chce rozstawić tuzin punktów ładowania. 4 ładowarki znajdą się w Trójmieście, 6 przy autostradach A1 i A2, natomiast w samej Warszawie ulokowane zostaną 2 kolejne stacje. Całość ma zostać przygotowana tak, żeby odległość pomiędzy poszczególnymi punktami ładowania nie wynosiła więcej niż 150 km.
Co to oznacza?
Że po wybudowaniu tych stacji ładowania nad morze z Warszawy (i okolic) będzie można dojechać niemal każdym dostępnym obecnie na rynku sensownym samochodem elektrycznym. W tym momencie problem (i to przy założeniu pełnego akumulatora na starcie) z pokonaniem takiego dystansu bez podłączania do ładowarki miałyby nawet samochody Tesli. Nie wspominając już o BMW i3, nowym Nissanie Leaf czy reszcie stawki.
Ba, nawet schodzące modele, takie jak pierwsza generacja Nissana Leaf (zasięg do 160 km), mogą okazać się odpowiednie na weekendowy wypad nad morze. Skorzystają też posiadacze hybryd plug-in, którzy będą mogli odcinek trasy po doładowaniu pokonać albo taniej (bo np. na samym prądzie), albo szybciej (bo korzystając z połączonych mocy silnika elektrycznego i spalinowego).
Nie powinno być też problemów z doborem wtyczki.
Czyli z problemem pod tytułem „czy zabrałem swój kabel/przejściówkę do ładowania?”. Punkty ładowania budowane przez Lotos mają bowiem obsłużyć: