Tak wygląda przyszłość - bez billboardów i plakatów, ale ze spersonalizowanymi reklamami. Włączanymi na życzenie
Adobe zaprezentował ciekawy pomysł, nad którym pracował wykorzystując własne technologie, a także te od Microsoftu i Amazonu. Przypomina on wizje, które do tej pory widzieliśmy głównie w filmach science-fiction.
Adobe chce podbić kolejne rynki poza tymi, w których ma już ugruntowaną pozycję. Acrobat, Photoshop, Lightroom, InDesign, Illustrator, Premiere, After Effects to już rynkowe standardy, a reszta aplikacji firmy cieszy się również niemałą popularnością wśród twórców.
Adobe jest jednak nadal głodny i chce zaatakować branżę bardzo blisko związaną z tą, którą zajmował się do tej pory. Narzędzia twórcze Adobe z czasem zostaną uzupełnione przez narzędzia tworzone dla marketingowców, mające na celu uatrakcyjnienie prezentacji produktu.
Adobe od długiego czasu pracuje też nad własną sztuczną inteligencją. Wie jednak, że jest daleko w tyle za konkurencją i nie boi się prosić partnerów o pomoc. Zaprezentowane na Adobe Summit prototypy korzystają nie tylko z Sensei (tak nazywa się SI od Adobe) i Creative Cloud, ale również z Windows Holographic czy amazonowej Alexy.
Sklep rodem z Raportu mniejszości
Adobe zakłada, że urządzenia o funkcjonalności zbliżonej do HoloLens już niedługo trafią do konsumentów. Rzecz jasna nie w obecnej formie, a w znacznie wygodniejszej, lżejszej i przede wszystkim tańszej. I już teraz projektuje odpowiednie rozwiązania, które mają być znacznie skuteczniejsze od stosowanych do tej pory plakatów czy billboardów.
Sensei, Alexa i Adobe Experience Cloud, współpracujące z Windows 10 i Windows Holographic, mają wiedzieć jakiego produktu aktualnie szukamy lub jakim będziemy mocno zainteresowani. A to oznacza, że gdy będziemy w sklepie, może nam ów produkt zaproponować, wskazać gdzie leży i wyświetlić przed oczami informacje na jego temat. Zobaczcie sami, jak by to miało wyglądać:
To nie tylko wygląda efektownie i użytecznie. To również może oznaczać początek końca paskudnych billboardów
Na razie to prototyp, na dodatek niezupełnie gotowy, chociażby z uwagi na ograniczenia gogli HoloLens i im podobnych, takie jak rozmiar, waga, czas pracy na akumulatorze. Wyobraźcie sobie jednak przyszłość, w której HoloLens 3, Apple Glasses czy Google Tango Spectacles (nazwy zmyślone, rzecz jasna) są w cenie typowego telefonu i mają formę zakładanych na nos lekkich, stylowych okularów.
Po co wtedy płacić olbrzymie pieniądze na kupowanie powierzchni reklamowych na billboardy, które wszystkich irytują i których treść interesuje małą część ich oglądaczy? Przecież można wykorzystać rzeczywistość rozszerzoną!
Ta nie tylko jest skuteczniejsza dla marketera, bo oznacza przesyłanie klientowi spersonalizowanych rekomendacji i – co za tym idzie – będzie miała nieporównywalnie lepsze wyniki, ale również jest przyjemniejsza dla samego użytkownika. Bo tryb zakupowy będzie można przecież w każdej chwili wyłączyć. A nawet jeśli nie, to przecież te okulary będziemy mogli, tak po prostu, zdjąć.
I cieszyć się pięknymi, pozbawionymi reklam fasadami budynków.