Dostałeś PlayStation VR na Święta? Oto 10 najlepszych gier, w które musisz zagrać
Jeżeli pod choinką znalazłeś gogle wirtualnej rzeczywistości PlayStation VR, ale nie wiesz, w jakie gry zainwestować, śpieszę z pomocą. Jako posiadacz tego urządzenia wybrałem dziesięć najciekawszych, najlepszych, najbardziej wartościowych tytułów na start.
Tworząc dla was listę najciekawszych gier dla PlayStation VR, brałem pod uwagę trzy parametry.
Po pierwsze, poziom wykonania i jakość rozgrywki. Po drugie, efekt zanurzenia w wirtualny świat. Po trzecie, stosunek ceny do oferowanej zawartości. Mając na uwadze te zmienne, katalog najciekawszych gier dla PSVR prezentuje się następująco:
Miejsce numer 10 - Headmaster
Headmaster nie jest najbardziej rozbudowanym tytułem dla PSVR, ale wciąga jak diabli. Gogle wirtualnej rzeczywistości od Sony są zaskakująco precyzyjne, biorąc pod uwagę technologię opartą o sensory światła. Wykorzystują to producenci tej gry, tworząc przeciekawy „symulator główkowania”.
W nim gracz zostaje zamknięty w dziwacznym obozie. Jesteśmy zmuszani do kolejnych treningów, bez kontaktu ze światem za murem. Ćwiczenia są coraz bardziej wymyślne i wymagające, przez co szybko zachorujecie na syndrom „jeszcze jednego zadania”. Do tego gra została skąpana w subtelnym czarnym humorze. Na plus trzeba również wymienić grafikę - ta jest ostra jak brzytwa.
Dla kogo: dla każdego, kto uwielbia rywalizację i powtarzalne, proste zadania.
Komu nie: osobom oczekującym rozbudowanych, wielowątkowych produkcji będzie za mało
Miejsce numer 9 - RIGS
RIGS to „gra - wizytówka” gogli PlayStation VR. Tytuł robi wrażenie na wielu płaszczyznach. Jest rozbudowany. Jest atrakcyjny wizualnie. Posiada moduły offline oraz online. Do tego gra jest świetnie wspierana przez twórców, którzy poszerzają ją o darmowe aktualizacje.
Jedyne, czego brakuje mi w RIGS, to jakiegoś naprawdę ciekawego pomysłu. Walki mechów na wielkich arenach początkowo wydają się ciekawe, ale po pewnym czasie ma się wrażenie, że widziało się już wszystko. Solidna produkcja, ale powinna być rozsądnie serwowana.
Dla kogo: dla graczy oczekujących fajerwerków, dobrej grafiki i nieustannej akcji. Dla fanów sieciowych strzelanin.
Komu nie: graczom poszukującym większej głębi lub ciekawej historii.
Miejsce numer 8 - Job Simulator
Job Simulator to jedno z moich najlepszych odkryć na PlayStation VR. Wszystko przez przeciekawy pomysł na rozgrywkę. Gracz zostaje przeniesiony do przyszłości, gdzie odwiedza muzeum pracy przyziemnych przodków. Czyli nas samych, żyjących w XXI wieku. Gość muzeum poznaje szereg prymitywnych czynności, którym się oddawaliśmy, takim jak praca przy kasie, praca w korporacji, przy taśmie produkcyjnej i tak dalej.
Jako członek wycieczki w przeszłość, mamy niebywałą okazję odtworzyć pracę przodków. Spróbować swoich sił jako sekretarka, monter czy farmer. Wszystko pod czujnym okiem robota-przewodnika, który podpowiada oraz opisuje życie prymitywnych ludzi. Kapitalne wykorzystanie kontrolerów Move, a do tego masa świetnie podanego humoru.
Dla kogo: dla posiadaczy PS Move, dla osób chcących poznać pełnię możliwości wirtualnej rzeczywistości.
Komu nie: fanom wybuchów oraz intensywnej akcji.
Miejsce numer siedem - EVE: Valkyrie
W bibliotece PSVR istnieje kilka gier pozwalających na sterowanie statkiem kosmicznych, ale to EVE: Valkyrie jest tą najbardziej spektakularną. Produkcja jest naprawdę rozbudowana. Posiada kampanię dla jednego gracza, tryby wieloosobowe, system rozwoju postaci, a do tego codzienne zadania i wyzwania społecznościowe.
EVE: Valkyrie to najpełniejsza produkcja aktualnie dostępna w PS Store. Nie oznacza to, że najlepsza. Model sterowania jest mocno zręcznościowy, a grafika nie jest tak powalająca, jak mogłaby być. Do tego po kilkunastu godzinach zabawy produkcja zaczyna być mocno powtarzalna. To i tak świetny wynik, jak na standardy wirtualnej rzeczywistości.
Dla kogo: dla fanów rozgrywek sieciowych, bitew kosmicznych i długich gier serwowanych w krótkich odcinkach.
Komu nie: osobom oczekującym prawdziwego kosmicznego symulatora, wymagającego i rozbudowanego o masę technicznym aspektów.
Miejsce numer sześć - Battlezone
Battlezone to tytuł, z którym spędziłem najwięcej czasu w trybie wieloosobowym. Na papierze gra jest bardzo prosta. Zadaniem gracza jest sterowanie futurystycznym czołgiem i niszczenie wrogich obiektów. W praktyce rozgrywka jest o wiele bardziej skomplikowana.
Gdybym miał do czegoś porównać Battlezone, byłoby to „Dark Souls w świecie VR”. Gra jest niezwykle wymagająca. Do tego stawia na silną kooperację do 4 graczy jednocześnie. Wspólne rozgrywanie serii kilku misji daje mnóstwo frajdy, a zręcznościowa zabawa budzi skojarzenia z retro-graniem na automatach.
Dla kogo: dla fanów kooperacji oraz sieciowych zmagań. Dla miłośników gier retro i wymagających produkcji.
Komu nie: amatorom rozbudowanej, filmowej, oskryptowanej akcji oraz filmowej kampanii dla jednego gracza.
Miejsce numer pięć - Driveclub VR
„Lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu” - takim hasłem reklamowym można promować Driveclub VR. To aktualnie jedyna gra wyścigowa dopasowana do PlayStation VR. Tytuł nie ma żadnej realnej alternatywy
Driveclub VR posiada kapitalnie odwzorowane kokpity oraz świetnie skalibrowane ruchy głowy. Niestety, mocno kuleje strona wizualna. Grafika jest bardzo nieostra, a modele drugiego i trzeciego planu wołają o pomstę do nieba. To jednak mała cena, jaką trzeba zapłacić za naprawdę dobre zręcznościowe wyścigi, z trybami online oraz offline.
Dla kogo: dla fanów zręcznościowych gier wyścigowych oraz miłośników zmagań online.
Komu nie: wymagającym maniakom realistycznych symulatorów
Miejsce numer cztery - Werevolves Within
Zupełnie niespodziewanie gra Ubisoftu otarła się o podium. Werevolwes Within jest niesamowite, a to ze względu na oryginalny pomysł. Wyobraźcie sobie, że razem z innymi żywymi graczami siedzicie przy okrągłym stole, a jeden z was jest… wilkołakiem! Reszta zebranych musi odgadnąć kto to, nim będzie za późno.
Werewolves Within to cyfrowa wariacja gier planszowych, opartych na modelu jeden kontra wszyscy. Zmyślny taktyk stara się wyprowadzić w pole resztę uczestników przygody, którzy podejrzewają każdego wokół siebie. Co świetne, taka mechanika zadziwiająco dobrze sprawdza się w wirtualnej rzeczywistości.
Dla kogo: dla fanów wymyślnych gier planszowych, dla osób cierpliwych, mistrzów knowań oraz asów kłamstwa. Obowiązkowa znajomość języka angielskiego.
Komu nie: miłośnikom akcji, wybuchów oraz intensywnej rozgrywki.
Miejsce numer trzy - Batman: Arkham VR
Wspaniała, filmowa przygoda na więcej niż jeden raz. Chociaż Batman: Arkham VR można przejść w dwie godzinki, gra posiada mechanizmy, dzięki którym naprawdę warto wrócić do niej po raz drugi.
Po przejściu głównego wątku fabularnego, produkcja otwiera się na zagadki Riddlera. Aż 30 z nich zostaje wszyte w scenariusz. Każda unikalna, ciekawa i świetnie wykorzystująca wirtualną rzeczywistość. Do tego Batman: Arkham VR jest bardzo przyjemne wizualnie, z kolei możliwość wcielenia się w Mrocznego Rycerza - bezcenna.
Dla kogo: dla amatorów graficznych wodotrysków, fanów przygodówek oraz zagadek logicznych.
Komu nie: małym dzieciom.
Miejsce numer dwa - Robinson: The Journey
Chociaż magikom z Cryteka nie wiedzie się ostatnio najlepiej, mistrzowie silników graficznych jakimś cudem wepchnęli swój CryEngine do gogli PlayStation VR. Daje to kapitalny efekt! Co najlepsze, Robinson: The Journey to coś znacznie, znacznie więcej niż tylko technologiczne demo.
Gra jest wypchana świetnymi zagadkami, łamigłówkami, eksploracją oraz elementami zręcznościowymi. Wspaniały tytuł na VR, zarówno dla młodszych jak i tych znacznie starszych graczy. Do tego powalający wizualnie, z kapitalnymi widokami, a także ciekawą historią. Mniam! Chce się więcej.
Dla kogo: dla każdego, komu marzy się ciekawa przygoda!
Komu nie: osobom bez znajomości języka angielskiego.
Miejsce numer jeden - Resident Evil 7
Chociaż Resident Evil 7 pojawi się na sklepowych półkach dopiero za kilkanaście dni, już teraz grałem w demo przy wykorzystaniu gogli PlayStation VR. Jednego jestem pewien - to będzie prawdziwa rewolucja. Jeszcze nigdy się tak nie bałem, a mam za sobą całą serię Silent Hill. Łącznie z niedokończonym P.T.
Resident Evil 7 w wirtualnej rzeczywistości to dzieło bezkompromisowe. Powalające wizualnie. Przerażające. Piekielnie rozbudowane. Skomplikowane, wymagające, ale i wciągające jak ruchome piaski. Dla tej gry po prostu warto kupić PSVR. Gwarantuję wam - będziecie bardziej przerażeni niż kiedykolwiek wcześniej. Pisze to wam weteran wirtualnego horroru.
Dla kogo: dla każdego fana grozy o mocnych nerwach. Dla osób, które chcą zobaczyć, na co naprawdę stać PS VR.
Komu nie: wszystkim, którzy nie powinni grać w horrory.