Netflix wbija nóż w plecy Apple. Nowa aplikacja TV traci sens
Genialność aplikacji TV od Apple miała polegać na tym, że program indeksuje zawartość WSZYSTKICH wiodących platform VoD. Nie połowy. Nie części. Nie większości. Wszystkich. Inaczej traci sens.
Aplikacja TV od Apple miała być rozwiązaniem totalnym. Na zasadzie „jeden, aby wszystkimi rządzić (i w ciemności związać)”. Program w założeniu twórców indeksowałby biblioteki każdej wiodącej platformy VoD. Mówimy o pierwszoligowych graczach pokroju HBO GO/HBO Now, Netfliksa, Hulu czy The CW.
Amator seriali i filmów nie musiałby ręcznie przełączać się pomiędzy aplikacjami trzecimi dostawców treści cyfrowych. Gra o tron od HBO, The Flash od CW, House of Cards Netfliksa i Dragon Ball Super na Crunchyroll - wszystko znajdowałoby się w jednym, wygodnym, czytelnym miejscu.
Mało tego, aplikacja TV od Apple pamiętałaby wszystkie obejrzane seriale oraz to, na jakich odcinkach kończyliśmy ostatnio oglądanie. Do tego sugerowałaby nam zawartość między-platformową, na podstawie ulubionych produkcji telewizyjnych. Czyli indeksowanie, promowanie i dobieranie treści - wszystko w jednym programie. Dla mnie bomba.
Niestety, piękna idea rozbiła się o ścianę rzeczywistości. Netflix powiedział „nie” dla indeksu TV od Apple.
Netflix to dzisiaj najważniejsza platforma VoD dla filmów i seriali. Dostępna na niemal całym globie, z kluczowymi produkcjami własnymi, takimi jak House of Cards, Daredevil, Jessica Jones, Stranger Things, Luke Cage, Voltron czy Skylanders. Netflix to „primus inter pares” wiodących VoD.
Redakcja Wired potwierdziła, że Netflix nie pozwoli na indeksowanie swoich treści programowi TV. Tym samym najważniejsza platforma filmów i seriali na świecie staje w opozycji do pięknej wizji Apple’a. Program TV bez Netfliksa traci swój sens. Co mi po agregatorze treści, gdy ten nie ma dostępu do Franka Underwooda i jemu podobnych.
Drugą wiodącą platformą VoD, która również nie pojawi się w agregatorze Apple’a, jest Amazon Video. Jednak z punktu widzenia polskiego odbiorcy, to w zasadzie obojętne. Na mapie Amazona wciąż jesteśmy krajem, w którym bardziej opłaca się przerzucać paczki przez magazyny, niż je sprzedawać.
Chociaż kibicowałem wizji Apple’a, doskonale rozumiem decyzję Netfliksa.
Wyobraźcie sobie, że prowadzicie jedną z najlepszych, najpopularniejszych, najbardziej rozpoznawalnych platform VoD na całej planecie. Macie nie tylko doskonałe produkcje na wyłączność, niedostępne nigdzie indziej, ale również najlepszy mechanizm sugestii, podpowiedzi i rekomendacji dostępny na rynku.
I nagle przychodzi firma trzecia, która mówi wam, że jest w stanie lepiej rekomendować cyfrową zawartość, niż wy sami. Do tego chce wrzucić wasz katalog pożądanych produkcji na wyłączność do jednego worka razem z tytułami konkurencji. Czyli po skończeniu oglądania House of Cards program firmy trzeciej nie proponowałby widzowi innego serialu Netfliksa, ale odsyłał do bliższej temu tytułowi produkcji konkurencji.
Nie dziwi mnie, że Netflix nie przystąpił do programu Apple’a. Ba! Dziwi mnie, że przystąpili do niego inni czołowi gracze na rynku VoD, tacy jak HBO Go czy Hulu.
Jak wspomniałem wcześniej, marzy mi się wielki agregator wszystkich treści VoD. Program ostateczny, rozwiązujący problem coraz większej fragmentaryzacji platform z filmami i serialami. Dzisiaj każda stacja, każdy wydawca i każdy producent chce mieć swoją aplikację VoD. Program TV od Apple’a byłby na to świetną odpowiedzią. Doskonałym strzałem prosto w oczekiwania konsumentów, abonentów, widzów.
Niestety, bez Netfliksa cały ten plan legł w gruzach, nim na dobre zaistniał. Albo dostajemy prawdziwy program „jeden, by rządzić wszystkimi”, albo nic. Dziwię się, że Apple zdecydował się na takie półśrodki. To mocno nie w stylu tej firmy. Gdy Tim Cook zapowiadał na scenie, że TV rozwiąże moje problemy z mnogością platform VoD, kupiłem jego wizję.
Dzisiaj widzę, że prezes sprzedał mi jedynie puste obietnice.