Białostoczanie krytykują aplikację do kupowania biletów, bo... jest zbyt nowoczesna
Od kilku tygodni Białostoczanie mogą korzystać z aplikacji Konik-BKM służącej do samodzielnego doładowywania kart miejskich. Jednak gdy cała Polska zazdrości im innowacji, oni sami je krytykują.
Mieszkańcy dużych miast wiedzą, że doładowywanie karty miejskiej nie należy do najprzyjemniejszych zajęć. Pal licho, jeżeli mieszkasz w centrum, tam punkty doładowujące karty znajdziesz na każdym rogu. W o wiele mniej komfortowej sytuacji znajdują się osoby, takie jak ja, mieszkające na obrzeżach. Zarówno moje mieszkanie w Warszawie, jak też dom pod Białymstokiem są położone dosyć daleko od najbliższego sklepu lub kiosku.
Właśnie dlatego doceniam rozwiązania takie jak program Konik-BKM, który pozwala na doładowanie białostockiej karty miejskiej za pomocą własnego smartfonu. Niestety wielu osobom ta aplikacja się nie spodobała. Dowiedziałem się tego z artykułu opublikowanego na stronie lokalnego podlaskiego dziennika Poranny.pl, który od rana lata po mojej facebookowej tablicy.
Aplikacja Konik-BKM jest krytykowana za brak kompatybilności z wieloma smartfonami.
Posiadacze niektórych urządzeń z systemem Android nie mogą pobrać programu z Google Play i z niego korzystać. Dzieje się tak, ponieważ aplikacja ta działa wyłącznie na urządzeniach mobilnych wyposażonych w chip NFC w standardzie NXP. Zdecydowano się na użycie akurat tego rozwiązania, ponieważ jest ono kompatybilne z białostockimi kartami miejskimi.
Co więcej, jest ono obecne w zdecydowanej większości sprzętów mobilnych z chipami NFC. To sugeruje, że użycie chipów NFC NXP było jak najbardziej uzasadnione. W dodatku, NFC (obecne m.in. w zbliżeniowych kartach płatniczych) jest łatwe w obsłudze i przyszłościowe. Nie powinno się z niego rezygnować, bo jeszcze przez rok lub dwa część telefonów będzie pozbawiona chipów NFC lub będzie mieć te układy w innym standardzie. Jestem przekonany, że w przyszłości nikt o tych problemach nie będzie pamiętał. A o ewentualnym ubiciu tak przydatnego programu, jak Konik-BKM, już tak.
Od jednego z twórców aplikacji, Piotra Bałtruszewicza z NFC4Mobile S.A., dowiedziałem się, że nie istnieje legalna droga zmuszenia do współpracy z białostockimi kartami miejskimi smartfonów wyposażonych w inne chipy NFC. Właśnie z tego powodu NFC4Mobile S.A. pracuje nad nowymi funkcjami aplikacji Konik-BKM. Jedną z nich jest możliwość skorzystania z trybu gościa i doładowania swojej karty miejskiej za pomocą cudzego telefonu.
Zarzutem w kierunku twórcy aplikacji jest też brak wersji programu na system iOS. Piotr Bałtruszewicz poinformował nas, że program taki powinien powstać do końca roku. Nie został wydany już teraz, ponieważ stworzenie go jest bardziej czasochłonne i wymaga współpracy z Apple w celu uzyskania odpowiedniej certyfikacji. Decyzja o wypuszczeniu w pierwszej kolejności programu na system Android była też podyktowana jego olbrzymią popularnością. Ze smartfonów z oprogramowaniem Google’a w Polsce korzysta ponad 80 proc. użytkowników, a iPhone’y są przy nich zaledwie marginesem.
Nie mam wątpliwości co do tego, że program Konik-BKM jest dobrym rozwiązaniem.
Brak kompatybilności z wieloma smartfonami jest spowodowany wyłącznie względami technicznymi. W dodatku twórcy aplikacji robią wszystko, by umożliwić korzystanie z niej także posiadaczom iPhone’ów, jak też osobom pozbawionym odpowiedniego sprzętu. Należy zauważyć, że obecność takiego programu pośrednio pomaga również osobom, które go nie używają.
W końcu im więcej ludzi z niego korzysta, tym krótsze będą kolejki w tradycyjnych punktach doładowywania kart miejskich. Warto o tym wszystkim pamiętać przed rozpoczęciem krytyki tak przemyślanej aplikacji, której odpowiednika nie mają mieszkańcy wielu innych, większych od Białegostoku, miast. I której ja, Białostoczanin mieszkający w Warszawie, bardzo moim krajanom zazdroszczę.