REKLAMA

Trudno powiedzieć, kto jest lepszy w "Faktach z Zagranicy" - Kraśko czy Rokita

Jednak nie wygraliśmy losu na loterii i przyszło nam żyć w ciekawych czasach. Pomimo kryzysu konstytucyjnego polska polityka stała się jednak wybitnie nieciekawa, dlatego od pewnego czasu ze zdecydowanie większym zainteresowaniem zerkam na to, co się dzieje za granicą. 

Trudno powiedzieć, kto jest lepszy w „Faktach z Zagranicy” – Kraśko czy Rokita
REKLAMA
REKLAMA

Nie jestem w stanie oglądać programów publicystycznych, gdzie partię rządzącą reprezentuje (symboliczna) Beata Kempa wmawiająca mi, że to Słońce krąży dookoła Ziemi, a obok niej sadzają (symboliczną) Julię Piterę w postaci opozycji totalnej, która kwestionowałaby działania rządu nawet wtedy, gdyby ten nagle - jakimś cudem, pewnie przypadkiem - znalazł uniwersalne i skuteczne lekarstwo na przykład na raka.

Nie dziwi zatem, że od pewnego czasu chętniej zerkam na anglojęzyczne serwisy informacyjne, gdy na świecie dzieje się tyle ważnego, a my taplamy się w błotku. Z dużą przyjemnością - czasami - oglądam też "Fakty z Zagranicy" emitowane w TVN24BiŚ, gdzie mainstreamowa stacja znana z umiarkowanej głębi analizy geopolitycznej choć troszkę stara się patrzeć w kierunku Stanów Zjednoczonych, Rosji, Syrii, Unii Europejskiej czy nawet, choć zdecydowanie za słabo, Chin.

Piotr Kraśko dobrze odnalazł się w tym formacie. Dziennikarz, który był jedną ze spadających gwiazd TVP sprawia wrażenie jak gdyby jeszcze nigdy dotąd nie był tak szczęśliwy prowadząc program telewizyjny. Robi to zresztą w publicystycznym, blogerskim stylu, nie jest tylko maszynką do odczytywania promptera czy z góry przygotowanych pytań, ale wchodzi ze swoimi gośćmi w interakcję, a czasem nawet kłótnię w prezentowaniu stanowisk.

Największą gwiazdą Faktów z Zagranicy jest jednak w mojej ocenie Jan Rokita.

Emerytowany polityk swoją przygodę z parlamentem skończył mniej więcej 10 lat temu. Warto nadmienić, że zrobił to na własne życzenie, ponieważ był gwiazdą komisji sejmowej badającej Aferę Rywina, obywatele mu ufali, media rozpisywały się nawet o "premierze z Krakowa". Rokita jednak był stopniowo wycinany przez Donalda Tuska, nie umiał się do końca odnaleźć w poPOPiSowej rzeczywistości na polskiej scenie politycznej, na dodatek chciał zrobić miejsce na karierę związanej ze środowiskami PiS-u żony.

REKLAMA

Kolejne lata Rokita spędzał na uboczu polityki, sporadycznie odnajdując się w roli komentatora, choć z różnymi skutkami. Do opinii społecznej przebijał się głównie przedziwnymi incydentami z gatunku "ratunku, biją mnie Niemcy", w tle przegrywał też sprawy sądowe, które - jak sam przyznawał - miały być zabójcze dla jego portfela, a kiedy od czasu do czasu pojawił się w telewizji, to występy te miały przedziwny charakter - mam w pamięci taki jeden występ z 2010 roku o urokach włoskich dywanów, który należałoby porównać do niedawnego wystąpienia takiej jednej feministki, której nie dano dokończyć w TVN24 pasjonującego monologu o palmie na rondzie De Gaulle'a.

Od jakiegoś czasu Rokita występuje jednak w roli komentatora dla stacji informacyjnych TVN-u i jestem zdania, że jest w swojej roli kapitalny. Prawie zawsze idzie pod prąd, rzucając jednak nowe światło na możliwe interpretacje. Jest to miła odskocznia do wspomnianych wcześniej (symbolicznych) Beaty Kempy i Julii Pitery, partyjnych żołnierzy, którzy nigdy nie są w stanie zaskoczyć nie tylko swoim stanowiskiem, ale i argumentacją. Zresztą, podobny problem mają też i pozostali z komentatorów stacji, nawet bezpartyjni eksperci. Oglądam regularnie i niestety coraz częściej uważam takie spotkania na linii gość stacji-telewidz za marnowanie czasu. Nie dzieje się tak jednak w kwestii nowej tvnowskiej supergwiazdy, czyli Jana Rokity. Polecam wam gorąco programy z jego udziałem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA