To chyba najbardziej niedorzeczny pomysł Google'a. Wideokonferencje z dronów latających po biurze
Na komputerze pojawia się powiadomienie, a nad głową - dron. O rany, znów dzwoni klient. Urwanie głowy z tymi wideokonferencjami!
Wideokonferencje. Każdy, kto je odbywa wie, że nie są niczym przyjemnym ani wygodnym. Rozmówca co chwila robi się rozpikselowany, dźwięk zapętla się w jakieś dziwne echo, a na dodatek kamerka nie obejmuje planszy, którą chcesz pokazać.
Okej, pewnie są na świecie organizacje, które temat wideokonferencji mają opanowany do perfekcji. Odnoszę wrażenie, że należą one do mniejszości. Sytuacja nie jest najgorsza podczas prywatnych rozmów, np. na Skype. W takich sytuacjach nie zwracam uwagi na jakość, a po prostu cieszę się, że technologia umożliwia mi kontakt z osobami, które są np. za granicą.
Co innego w pracy. Gdybyście tylko widzieli nasze Spider’s Webowe wideokonferencje… Lepiej będzie dla nas wszystkich, jeśli spuszczę na nie zasłonę milczenia. Co jakiś czas są one jednak niezbędne, zwłaszcza w takim medium jak Spider’s Web, gdzie właściwie cała redakcja pracuje zdalnie.
Google chce uprzyjemnić wideokonferencje poprzez drony
Brzmi to mniej więcej tak, jakby chcieć uprzyjemnić sobie jazdę rowerem poprzez przebicie dętki.
Patent obejmuje kilka dronów. Pierwszy ma wbudowany ekran mogący wyświetlać rozmówcę i jest sterowany zdalnie. Drugi również ma ekran, a dodatkowo miejsce na smartfona, dzięki czemu możliwe będzie bezpośrednie połączenie z internetem. Brzmi to jak świetny pomysł na jednoczesne rozbicie ekranu i dodatkowo smartfona.
Trzeci pomysł to dron z projektorem, który mógłby wyświetlać obraz na każdej płaskiej powierzchni.
Po co to wszystko? Jest to rozwinięcie idei mobilnych asystentów z ekranami. Czasami można spotkać coś na kształt niewielkiego Segwaya z dołączonym tabletem, na którym widać rozmówcę. To rozwiązanie jest mobilne, ale tylko do momentu kiedy napotka próg lub schody. Dron z ekranem byłby pozbawiony takich ograniczeń.
Na ten pomysł ewidentnie wpadł ktoś, kto nigdy nie latał dronem.
Każda osoba, która choć przez chwilę była w pobliżu drona, doskonale kojarzy charakterystyczne bzyczenie jakie wydają silniki. Nawet w przypadku małych i lekkich dronów śmigła tną powietrze dość głośno. Ba, w przypadku małych dronów sytuacja wygląda wręcz gorzej, bo dźwięk jest wyższy, bardziej piskliwy i przez to bardziej irytujący.
Z całą sytuacją kojarzy mi się słynna już reklama drona DJI Phantom 3. Widzimy w niej operatora, który lata dronem wewnątrz kościoła i w ten sposób nagrywa ślub. Oczywiście w nagraniu mieliśmy wycięty dźwięk, a w tle grała nastrojowa muzyka.
Reklama doczekała się kapitalnej przeróbki, w której ktoś podłożył pod nagranie prawdziwy dźwięk drona. Tak właśnie wyglądałoby nagrywanie dronem wewnątrz kościoła.
Niestety, wszystkie piękne filmy zrobione dronem mają wycięty dźwięk. Najczęściej zamiast silników słychać podkład muzyczny dodany podczas edycji. Jedynie amatorskie nagrania pokazują, że audio zebrane kamerą drona nie nadaje się do niczego. Dosłownie. Jak w takich warunkach prowadzić rozmowę?
Na razie nie wiemy, czy Google zamierza pracować nad fizyczną wersję dronów do wideorozmów. Póki co projekt istnieje tylko jako szkic i opis we wniosku patentowym. Dziwię się, że Google zabiegało o prawa do tego pomysłu. Naprawdę nie sądzę, że znalazłby się ktoś, kto postanowiłby go ukraść. To nie ma sensu.