REKLAMA

Euro 2016 - dzień #13 - Red Is the New Oranje?

Gdy w Holandii od kilku dekad obserwowaliśmy wysyp kolejnych pokoleń piłkarskich talentów, ich najbliższy i chyba najbardziej podobny sąsiad nie był w stanie wyprodukować nawet jednego zawodnika, o którym odważyłbym się powiedzieć "klasa europejska". 

Euro 2016
REKLAMA
REKLAMA

Co więcej, miałbym też poważny problem ze znalezieniem tam piłkarza, który wyróżniałby się czymś w lidze kraju, w której występował (o ile oczywiście nie byłaby to liga belgijska). Najbardziej w pamięć zapadli mi bracia Mpenza, ale jeśli o nich nie pamiętacie, to naprawdę nie róbcie sobie wyrzutów sumienia. Emile otarł się o Schalke 04 z czasów Hajty i Wałdocha i to w sumie tyle ciekawostek, które powinniście na ich temat wiedzieć.

Może jeszcze jedną rzecz - obaj wprawdzie urodzili się już w Brukseli, ale wywodzili się z Demokratycznej Republiki Konga. Korzystając z okazji zainteresowanym chciałbym przypomnieć mój tekst pt. Urodzony na środku oceanu, czyli ile Francji jest w reprezentacji Francji?

Współczesna reprezentacja Czerwonych Diabłów (przydomek ten dzielą z Manchesterem United) to również w dużej mierze armia Belgów urodzonych zwykle na belgijskiej ziemi, ale jednak z domieszką genów importowanych z innych kontynentów. Taki na przykład Romelu Lukaku urodził się w Antwerpii głównie dlatego, że jego ojciec był zairskim piłkarzem występującym w okolicznym klubie. I tak już został.

Jeszcze bardziej egzotyczne jest pochodzenie Radji Nainggolana, którego tata jest Indonezyjczykiem (to chyba jedyny istotny wkład Indonezji do świata wielkiej piłki, ale wybaczcie, jeśli się mylę). Typowym farbowanym lisem jest Benteke, który urodził się w stolicy Zairu. Z kolei Carrasco jest synem Portugalczyka i Hiszpanki, choć należy podkreślić, że od urodzenia jest lojalnym obywatelem Belgii. Kontuzjowany Kompany to syn Belgijki i Kongijczyka, a Fellaini to urodzony w Belgii potomek Marokańczyków.

Pomijając jednak te historie (których proszę nie traktować jako zarzutu, przy okazji reprezentacji Francji tłumaczyłem już, że tego typu piłkarze to już często rezultat któregoś, naturalizowanego pokolenia) niewątpliwie obrodziło nam złotym pokoleniem "rdzennych" Czerwonych Diabłów. Eden Hazard uchodzi przecież za jednego z najlepszych piłkarzy na świecie. W światowej czołówce bramkarzy jest również Thibaut Courtois (na jego miejsce zawsze gotowy jest wskoczyć Mignolet z Liverpoolu). W obronie popisuje się Vertonghen, Vermaelen, a gwiazdami pomocy są ponadto Kevin de Bruyne czy Dries Mertens.

Jan Tomaszewski może w studiu telewizyjnym godzinami krzyczeć o szkoleniu, ale przykład Belgii pokazuje jak niesamowita jest we współczesnym futbolu kwestia pokoleniowości. Jak z kompletnej zbieraniny anonimowych piłkarzy z Czerwonych Diabłów zrobił się gwiazdozbiór, a jednocześnie potęgi sprzed kilkudziesięciu lat - np. Węgry - od dekad ledwie człapią po boisku (choć akurat tegoroczny turniej tego nie potwierdza, nawet jeśli ta ich grupa jest zwyczajnie dziwna).

Niestety, jest coś w tym DNA drużyn, o którym pisałem przy okazji Włochów:

REKLAMA

Belgia absolutnie ma ekipę nawet na końcowy sukces, jednak tam jeszcze nie stworzyła się drużyna o mentalności zwycięzców. Sami, jak gdyby zaskoczeni swoim potencjałem, notorycznie utrudniają sobie życie. A czasu tracić nie powinni, być może na kolejne takie pokolenie będą czekali kolejne dziesiątki lat?

Czy są gotowi udźwignąć swój potencjał, o tym przekonamy się w telewizji już dziś o 21.00.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA