Niemcy wyprodukowali tak dużo energii... że musieli płacić za jej używanie. To nie żart!
Niemcy ostatnio wyprodukowali tak dużo energii, że... konieczne było dopłacanie za jej zużycie. Sytuacja ta pokazuje, że odnawialne źródła energii mają nie tylko jasne strony i nieumiejętnie wdrażane mogą powodować znaczne problemy.
O odnawialnych źródłach energii zazwyczaj mówi się w samych superlatywach. Możemy usłyszeć, że dzięki nim nie zużywamy cennych zasobów naszej planety, ograniczamy emitowanie szkodliwych substancji do atmosfery i spowalniamy rozwój efektu cieplarnianego.
Należy jednak pamiętać, że tego typu rozwiązania mają też wady. Najważniejsze z nich to mniejsza wydajność niż w przypadku konwencjonalnych źródeł energii oraz zmienność warunków atmosferycznych, które bezpośrednio przekładają się na ilość produkowanej energii.
Oznacza to, że jeżeli akurat dzień będzie pochmurny i bezwietrzny, odnawialne źródła energii będą za mało wydajne.
Wówczas trzeba posiłkować się źródłami konwencjonalnymi lub dokupować energię z innych krajów. Jeszcze ciekawiej sytuacja wygląda, jeżeli warunki pogodowe są zbyt dobre. Wówczas zostaje wyprodukowana nadwyżka energii, z którą trzeba coś zrobić. Z sytuacją taką spotkały się Niemcy, którzy najchętniej w Europie inwestują w odnawialne źródła energii.
Z raportu Agora Energiewende wynika, że 8 maja bieżącego roku nasz zachodni sąsiad za pomocą elektrowni słonecznych i wiatrowych wyprodukował rekordową ilość energii. Przez pewien czas niemieckie instalacje produkowały 55 GW energii. Stanowiło to aż 87 proc. ówczesnego zapotrzebowania wynoszącego 67 GW.
W Niemczech doszło do pobicia rekordu ilości produkowanej energii elektrycznej z Odnawialnych Źródeł Energii. Wpływ na taką sytuację miały odpowiednie warunki pogodowe, czyli dzień był słoneczny i wietrzny na raz. Niestety taka sytuacja destabilizuje pracę systemu elektroenergetycznego.
Z tego powodu producenci energii ze źródeł konwencjonalnych musieli dopłacić odbiorcom za korzystanie z wyprodukowanej przez nich energii, bowiem OZE mają pierwszeństwo i zarazem gwarancję sprzedaży produkowanej energii. Tym samym odbiorcy końcowi zarabiali za odbieranie energii elektrycznej, na przykład zapalając światła w ciągu dnia, a zapłacić za to musiały elektrownie konwencjonalne - mówi Olaf Dybiński, specjalista ds. analiz energetycznych.
Doszło wówczas do kuriozalnej sytuacji. Na kilka godzin ceny energii spadły do poziomu… minusowego. Oznacza to, że elektrownie węglowe i jądrowe płaciły odbiorcom za to, że zużywali oni energię. Było to konieczne, ponieważ nie da się ich łatwo wyłączyć, a energia z odnawialnych źródeł energii jest bardziej ekologiczna i ma gwarancję sprzedaży.
Niemcy w tym czasie odłączyli od sieci elektrownie gazowe, ale okazało się to niewystarczające. W podobnych sytuacjach Niemcy wypychają też energię do systemów energetycznych swoich sąsiadów, w tym Polski. Wbrew pozorom nie jest to dobra wiadomość.
Kilkukrotnie już Niemcy na siłę wpychały nam swoją energię i domagały się za nią zapłaty, bo pochodziła ze źródeł odnawialnych.
Jeżeli otrzymujemy taką dawkę energii, polskie elektrownie muszą samodzielnie zbilansować ten dodatek. W tym celu obniżają swoją moc, ich sprawność spada, rosną koszty jednostkowe za produkcję energii, a elektrownie sprzedają jej mniej. Często nie możemy też korzystać z własnych sieci energetycznych, bo są one zapchane. Podobny problem dotyczy Czechów.
Wynika on z tego, że Niemcy produkują dużą część ekologicznej energii na północy kraju, po czym sprzedają ją Austrii. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby oba kraje dysponowały infrastrukturą umożliwiającą taką wymianę. Ta jednak nie istnieje, więc Niemcy transportują energię do Austrii za pośrednictwem sieci energetycznych swoich sąsiadów.
Wg. opinii Agencji ds. Współpracy Organów Regulacji Energetyki, ACER (ang. Agency for Cooperation of Energy Regulators), w ten sposób Niemcy transportują do Austrii nawet 30-50 proc. zamówionej energii. Przepływ energii jest tak duży, że praktycznie uniemożliwia wykorzystanie połączenia polsko-niemieckiego do realizacji innych transakcji handlowych, np. transportu prądu z Niemiec do Polski.
Pamiętacie początek sierpnia ubiegłego roku? Wówczas w polskim systemie energetycznym pojawiło się za mało mocy. Pogoda taka jednak powinna umożliwić nam otrzymanie energii od Niemców, którzy mieli w tym czasie jej ogromną nadwyżkę. Nie można było tego zrobić, bo sieć była zapchana przez energię płynącą do Austrii. Obecnie na rynku energii odnawialnej panuje chaos i nic nie zapowiada zmiany tego stanu rzeczy.
Problemy takie będą pojawiać się coraz częściej, ponieważ Niemcy nadal chcą inwestować w odnawialne źródła energii.
Obecnie w ten sposób produkują około 30 proc. swojej energii, a do 2050 chcą za pomocą ekologicznych rozwiązań zaspokajać wszystkie swoje potrzeby energetyczne. By zrealizować swój cel Niemcy będą musieli nie tylko stawiać nowe wiatraki i farmy fotowoltaiczne. Konieczne jest też poradzenie sobie z małą przewidywalnością tych takich źródeł energii.
Krótko mówiąc, Niemcy będą zmuszeni do stworzenia odpowiednich magazynów energii, gdzie będą przechowywane jej nadwyżki i wykorzystywane podczas pochmurnych i bezwietrznych dni. Niestety stworzenie tego typu infrastruktury jest trudne, kosztowne i nawet taki gigant jak nasz zachodni sąsiad nie zrobi tego w najbliższym czasie. A cierpieć z tego powodu będziemy również my.