REKLAMA

- Sceptykom, mówiącym o liczeniu na życzliwość w kraju cebuli, zamknęliśmy wczoraj usta - mówi nam Krzysztof Gonciarz

Krzysztofa Gonciarza czytelnikom Spider’s Web przedstawiać nie trzeba. To nie tylko jeden z najpopularniejszych, polskich twórców internetowego wideo, ale też człowiek, który lubi bawić się konwencjami i sporo eksperymentować. I zrobił to znowu, startując z kampanią na Patronite.

Krzysztof Gonciarz znów zaskakuje.
REKLAMA
REKLAMA

Jak zarabia się w Internecie? Poprzez reklamy, sponsorów i sprzedaż produktu, to trzy najbardziej powszechne drogi. Ostatnimi czasy coraz bardziej popularny robi się też crowdfunding, czyli zbiórki społecznościowe, ale to zazwyczaj jednorazowe strzały, skupione dookoła pojedynczego projektu, a nie generowania stałych przychodów.

Nieco inaczej rzecz się ma z „patronowaniem”, czyli swoistym, internetowym mecenatem, crowdfundingiem tworzenia treści, w którym to odbiorcy sypią kasą w stronę twórców, zapewniając im stały, miesięczny przypływ pieniędzy, w zamian za bonusy. Za granicą najpopularniejszym serwisem i systemem patronackim jest Patreon, na którym zarabia wielu internetowych twórców. W Polsce de facto ten system dopiero się rodzi i jednym z pierwszych serwisów, który wskoczył do tego dyliżansu, jest Patronite.

Jak dotąd żaden z twórców, który zdecydował się na dołączenie do Patronite, nie odniósł tam przesadnego sukcesu. Aż do wczoraj.

Krzysztof Gonciarz znów przeciera drogę innym sieciowym twórcom.

Nie powiem, byłem ogromnie zaskoczony i mocno sceptyczny, kiedy Krzysiek Gonciarz w swoim daily vlogu zapowiedział, że startuje z kampanią na Patronite. Powody, które nim kierowały, są zrozumiałe, co zresztą bardzo klarownie wyłożył w filmie promującym kampanię:

Niemniej jednak z początku wydawało mi się, że nawet przy tak poważanym i popularnym twórcy kampania na Patronite nie ma szans. Jak bardzo się myliłem! Nie minęło 12 godzin od startu zbiórki, a Krzysztof przekroczył już trzy zakładane progi patronackie. A licznik wcale się nie zatrzymał i jestem pewien, że minie kilka dni i na Patronite stuknie mu 10 tys. zł. miesięcznie od widzów, co otwiera zupełnie nowe możliwości dla jego pracy twórczej.

Postanowiłem zatem zapytać Krzyśka o to, skąd ta decyzja, dlaczego postawił właśnie na „internetowy mecenat” i co ma zamiar dzięki niemu zbudować:

Łukasz Kotkowski, Spider’s Web: Tu miało być pytanie o tym, czy taka kampania ma szanse na powodzenie, a tymczasem mija doba, a już przekroczyłeś trzeci próg, pięciu tysięcy złotych miesięcznie. Niby to wsparcie raptem 400 osób, ale w krótkim czasie zebrałeś więcej, niż ktokolwiek inny na Patronite. Jak myślisz, z czego to wynika, że inne kampanie nie podołały?

Krzysztof Gonciarz: “Nie podołały” to ostre sformułowanie, myślę że moja akcja miała po prostu nieporównywalnie większy zasięg niż próby innych twórców. W dniu startu o Patronite dowiedziało się ponad 100 tysięcy osób.

To co, kiedy Aokigahara?

Prawdopodobnie w lipcu lub sierpniu.

Kiedy w ogóle urodził Ci się w głowie pomysł na "internetowy mecenat" i jak długo przygotowywałeś kampanię?

Ten pomysł dojrzewał we mnie od jakiegoś czasu, ale dopiero niedawno się wykrystalizował - powiedzmy, że ze dwa tygodnie temu pomyślałem, że teraz jest odpowiedni moment. Akcję przygotowywałem przez kilka dni. To nie jest dużo pracy, tylko trzeba dobrze poczuć filozofię mecenatu, odpowiednio zbudować narrację na pozytywnych skojarzeniach, zmotywować ludzi do współtworzenia projektu, sformułować klarowne powody i cele akcji.

Nadal mam w sobie ziarenko sceptycyzmu - masz podgląd na to, ile osób opłaciło automatycznie odnawialne wsparcie, a ile wpłaciło z góry na trzy miesiące? Kampania mimo wszystko nadal może wytracić impet...

Większość to subskrypcje Paypalowe, czyli odnawialne. Oczywiście istnieje możliwość, że po kilku miesiącach akcja straci impet - ale moja w tym głowa, by patroni byli zadowoleni, a ich grono wciąż się powiększało. To system zbudowany na wzajemnej życzliwości i zaufaniu - wiadomo, że ktoś może opłacić próg, dostać jednorazową nagrodę, po czym go anulować. Jego prawo, nie mam nic przeciwko, natomiast chciałbym stworzyć poczucie przywiązania patronów do projektu.

Widzę, że sporo komentarzy pod filmem mówiącym o Patronite to teksty w stylu "co, pieniążki się skończyły?", co w sumie, biorąc pod uwagę demografię widza, nie dziwi. Myślisz, że na dłuższą metę internetowy mecenat ma szansę się utrzymać? Czy może internauci są do tego stopnia przyzwyczajeni do darmowych treści, że dla nich ten koncept to czysta abstrakcja?

Nie ma takich głosów dużo, do tego zatrzymałbym się nad demografią, bo robisz dość duży skrót myślowy. Zwykło się wrzucać wszystkich youtuberów do jednego worka - bo "YT to filmiki dla gimbazy”. Tymczasem scena ta istnieje w Polsce już około 7 lat, niegdysiejsza gimbaza kończy studia. Jestem jednym z najstarszych stażem twórców na polskim YouTube i moi odbiorcy to głównie grupa 20-25 lat. Na kanale vlogowym grupa 25-34 to 35% całej oglądalności.

Odpowiadając już na Twoje pytanie: ten model ma świetlaną przyszłość. W dzisiejszym świecie konsument jest w stanie kupić więcej dóbr kultury, niż skonsumować - bo za parędziesiąt złotych masz Netflixa, którego nigdy w całości nie wchłoniesz, za 5 zł kupisz pakiet gier z Humble Bundle, których nie będziesz miał czasu przejść, kupujesz na wyprzedażach steamowych gry, których nie masz czasu przejść, książki których nie czytasz. Walutą stał się czas - a pod tym względem youtuberzy radzą sobie znakomicie na tle innych mediów, skutecznie okupując uwagę swoich widzów. Myślę, że przy tych założeniach nie jest dla wielu ludzi problemem rzucić 5-10 zł w stronę twórcy, z którym spędzają kilka, kilkanaście minut dziennie. Spędzają z nim pewnie więcej czasu, niż czytając tę książkę, którą kupili trzy miesiące temu i położyli na kupce wstydu.

Planujesz podobny krok dla TheUwagaPies? Odnoszę wrażenie, że zagraniczny odbiorca chętniej sypie kasą np. na Patreonie, niż Polacy; u nas takie finansowanie to kompletne novum.

W tym momencie nie widzę takiej możliwości, bo jako TheUwagaPies nie mamy na to mocy przerobowych. W przyszłości - niewykluczone, jednak nie jestem w stanie daily vlogować na dwóch kanałach jednocześnie ;)

Co masz na myśli mówiąc, że "w końcu to wszystko zacznie mieć sens"? Oglądam Twoje filmy w zasadzie odkąd założyłeś kanał na YouTube i nigdy nie odniosłem wrażenia, żebyś robił coś na siłę lub "bez sensu"?

Mówiąc te słowa miałem na myśli model finansowy YouTubera. Źródła przychodu są takie: AdSense, czyli reklamy przed filmami (w Polsce - jedne z najniższych stawek na świecie, kilkadziesiąt razy mniejsze niż w Stanach Zjednoczonych), sprzedaż własnych produktów (książki, koszulki itd.) oraz współpraca z firmami/sponsorami, w różnych postaciach. Pomijając tego nieszczęsnego AdSense’a, nie zarabiasz na większości filmów, które robisz. Tworzysz je po to, by lojalizować widzów, rozbudowywać społeczność - tworzysz lejek sprzedażowy i dajesz ludziom koszulki, bądź też sprzedajesz widzów sponsorom. Jestem wyznawcą bolesnej prawdy, że widz nie płacący za oglądanie, to nie klient, ale towar. Oczy widzów sprzedaje się sponsorom, przez co popularny zwrot “sprzedałeś się” jest niepoprawny. Powinno się mówić “sprzedałeś nas”.

Model, w którym filmy same z siebie się finansują, poprzez dobrowolne płatności widzów, jest ideologicznym wywróceniem tego do góry nogami. Posłużmy się przykładem filmu o lesie Aokigahara - powiedzmy, że jego realizacja, czyli dojazdy i jakiś tam koszt alternatywny utraconego czasu, to 2 tysiące złotych. Na reklamach ten film zarobi może 100 zł, jak dobrze pójdzie.

A przecież żaden sponsor nie będzie chciał dać swojego logo na filmie na tak cierpki temat. Czyli film nie ma ekonomicznego sensu; można go zrobić z zajawki - i tak tworzyłem swoje filmy od wielu lat - ale na dłuższą metę jako YouTuber możesz w ten sposób zbankrutować. Albo być na łasce sponsorów, od których jesteś zależny. A ludzie chcą zobaczyć film o lesie Aokigahara. To co, nie zobaczą? Zobaczą, bo sami go sfinansują.

Wykonał się wczoraj mały kroczek, ale crowdfunding tworzenia treści to rewolucja. Jak widzimy na załączonym obrazku, możliwa i w Polsce. Myślę że wszystkim sceptykom mówiącym o “liczeniu na życzliwość w kraju cebuli” zamknęliśmy wczoraj usta.

Z jednej strony podkreślasz, że dalej jesteś otwarty na współpracę z firmami, a z drugiej mówisz o tym, że Patronite jest pewniejszym źródłem, z mniejszym ryzykiem. Próbujesz się uniezależnić od współpracy, czy po prostu eksplorujesz nowe obszary i formy zarobku dla sieciowego twórcy?

Patronite to dla mnie bufor bezpieczeństwa, dzięki któremu rozwinę swoją działalność i zbuduję zespół, który będzie pracować razem ze mną. Bo wiesz, to jest tak. Jako youtuber, według wielu ludzi, powinieneś działać z pasji, za darmo. Ale jak oczekujesz, że ktoś ci pomoże za darmo, to już jesteś burakiem. Więc musisz płacić z pasji.

Nie zrezygnuję z filmów sponsorowanych, bo lubię je robić, a moja społeczność lubi je oglądać. Takich filmów jak “Sztuka Składania Historii”, mój cykl podróżniczo-inspirujących szortów sponsorowanych przez Intel, nie sfinansowałbym społecznościowo - są za drogie, jak na obecny stan crowdfundingu w Polsce.

Jestem zwolennikiem sposobu myślenia, że powinno się wykorzystywać filmy sponsorowane do robienia rzeczy, których nie byłbyś w stanie zrobić bez tych dodatkowych funduszy. Dlatego zazwyczaj dość szaleję z budżetami, wydaję sporą część czegoś, co mogłoby być moim własnym honorarium, na to by film był jak najlepszy. Dzięki moim widzom i patronom, będę teraz mógł poszaleć również tam, gdzie żadna firma nie chce projektu dofinansować.

Dzięki za rozmowę!

gonciarz-patronite-2 class="wp-image-498427"

W tej chwili Krzysztofa Gonciarza wsparło już 392 patronów, gwarantując mu ponad 7000 zł miesięcznie. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, jak niesamowity jest to wynik, szczególnie patrząc przez pryzmat stereotypu „Polaka-cebulaka”, od którego – faktycznie – chyba powinniśmy właśnie odejść i zamknąć usta.

Nie zamierzam jednak wyciągać hurraoptymistycznych wniosków i liczyć na to, że nagle wszyscy twórcy rzucą się na ten model finansowania, bo do tego droga jeszcze daleka. Patrzę jednak zafascynowany na to, co udało się tym ruchem osiągnąć Krzyśkowi, bo to na swój sposób przełom w patrzeniu na całą tę branżę i – co tu dużo mówić – dowód, że DA SIĘ. Nawet w Polsce, nawet przy naszym sposobie myślenia.

Zostaje tylko czekać na to, co też przygotuje Gonciarz dla swoich patronów i wszystkich widzów swoich kanałów na YouTube. Patrząc na jego tempo pracy i rozwój, na pewno nie będziemy rozczarowani.

Dobra robota.

Aktualizacja: 26 maja, około godziny 18-nastej, Krzysztof Gonciarz przekroczył na Patronite 10 tys. zł. Jednocześnie zaktualizowano profil i dodano bonusowy cel - Vlogi z Polski - przy progu 15 tys. zł miesięcznie:

Nie trzeba było dużo czasu, aby Krzysztof osiągnął kolejny próg. 17 tysięcy zł miesięcznie właśnie wskoczyło na licznik, a w zamian:

Czytaj również: 

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA