Najlepsze gry Star Wars w historii i najgorsze maszkary - zestawienie Spider's Web
Premiera Przebudzenia Mocy już jutro! Wyobrażacie to sobie? Po tylu latach oczekiwania, w końcu zobaczymy kolejny epizod kosmicznej sagi. Coś niesamowitego. Zgaduję, że po wyjściu z kinowej sali będziecie chcieli jeszcze głębiej zanurzyć się w fikcyjne uniwersum. Z myślą o was przygotowaliśmy zestawienie najciekawszych produkcji z logo Gwiezdnych wojen.
Oto najlepsze gry Star Wars oraz najgorsze maszkary na tej licencji:
NAJLEPSZE GRY STAR WARS W HISTORII:
5. Star Wars Episode I: Racer
Wszyscy wiemy, że Mroczne Widmo nie spełniło oczekiwań pokładanych przez fanów. Co innego gra wyścigowa Star Wars Episode I: Racer, skupiona wokół zbyt długiej sekwencji filmowej. Produkcja zadebiutowała w 1999 roku i posiadała kapitalną oprawę wideo, oczywiście jak na tamte czasy.
To, co w Star Wars Episode I: Racer zachwyciło mnie najbardziej, to poczucie gigantycznej prędkości. Jak zostało zasygnalizowane w filmie kinowym, lądowe poduszkowce poruszały się za szybko, aby przeciętny człowiek mógł nimi podróżować. Efekt został świetnie uchwycony w grze wideo. Tak zwane podracery naprawdę zasuwały jak rakiety.
- Warto zagrać w 2015? Na komputerze osobistym? Zdecydowanie odradzam. Z niecierpliwością czekam za to na wersję mobilną. Star Wars Episode I: Racer idealnie pasuje do smartfonów i tabletów.
4. Star Wars: Republic Commando
Jedna z najłatwiej zapominanych produkcji z uniwersum Gwiezdnych wojen. Zupełnie niesłusznie! Star Wars: Republic Commando udowodniło dwie rzeczy – po pierwsze, doskonała strzelanina FPS w świecie George’a Lucasa jest możliwa. Po drugie – dobra produkcja ze Star Wars w tytule obroni się bez Jedi, Sithów i mieczy świetlnych.
Twórców Republic Commando cenię właśnie za odwagę. Producenci nie musieli się uciekać do tanich sztuczek i postaci z filmowej sagi, aby zachęcić graczy do sięgnięcia po ten tytuł. Strzelanina FPS obroniła się klimatyczną rozgrywką, udanym systemem zarządzania drużyną oraz bardzo specyficzną, charakterystyczną dla Wojen Klonów otoczką. Naprawdę dojrzały, naprawdę udany eksperyment.
- Warto zagrać w 2015? Republic Commando miało swoją premierę w 2005 roku. Grafika oparta na silniku Unreal Engine może dzisiaj odstraszać. Jeżeli jednak jesteście fanami Gwiezdnych wojen, warto samemu przekonać się, jak odmienna od reszty, ciekawa i udana jest to produkcja.
3. Star Wars: TIE Fighter
W 1993 roku pojawił się kapitalny kosmiczny symulator o nazwie X-Wing. Jednak to wydanego rok później TIE Fightera darzę największym sentymentem. Producenci odważyli się na naprawdę ciekawy ruch i zaproponowali fanom, aby stanęli po stronie złowieszczego Imperium.
Do teraz pamiętam specyficzną oprawę Star Wars: TIE Fightera. Służba dla Imperatora była znacznie bardziej oficjalna i poważna. Przed misjami rozmawialiśmy z umundurowanymi oficerami Imperium i mrocznymi, zamaskowanymi personami wysyłanymi przez samego Imperatora. Zawsze miałem ciągoty do złej strony mocy, toteż byłem zachwycony.
- Warto zagrać w 2015? Niestety, Star Wars: TIE Fighter okrutnie zestarzał się przez te 11 lat od dnia premiery. Z tego powodu polecam zagrać w nowsze odsłony kosmicznego symulatora, takie jak Rogue Squadron. Pamiętam, że to właśnie dla Rogue Squadron II i Resident Evil 4 kupiłem konsolę GameCube.
2. Star Wars: Battlefront & Star Wars: Battlefront II
To była prawdziwa rewolucja! Miłośnicy Gwiezdnych wojen dostali w swoje ręce symulator prawdziwego pola bitwy. Skala, rozmach, możliwości – nie posiadałem się z radości, że niesamowite konflikty ze świata Star Wars stały się realne, a ja mogłem wskoczyć w sam środek bitwy między Separatystami i Republiką, między Rebeliantami i Imperium.
Smutne jest, że gra z 2005 roku pozwalała na więcej, niż produkcja z 2015 roku, od szanowanego studia DICE. Stare Battlefronty zapamiętam właśnie za skalę – możliwość toczenia kosmicznych bitew i lądowania na krążowniku przeciwnika. Brakuje mi tego w najnowszej produkcji EA. Gdybym mógł, z chęcią wymieniłbym świeżą odsłonę serii na odmalowanego, kultowego klasyka.
- Czy warto zagrać w 2015 roku? Niestety nie. Jakiś czas temu próbowałem odświeżyć sobie edycję na PS2, w trybie podzielonego ekranu. Wspólnie ze znajomym doszliśmy do wniosku, że pikseloza jest już nie do pokonania. Pod względem warstwy wideo, nowy Battlefront od DICE nie ma sobie równych.
1. REMIS NA PODIUM – Star Wars: Jedi Knight II: Jedi Outcast oraz Knights of the Old Republic
Star Wars: Jedi Knight II: Jedi Outcast to najlepsza gra akcji w uniwersum Gwiezdnych wojen, jaka kiedykolwiek powstała. Zdaniem niektórych, lepsze było tylko Jedi Academy. Jestem w stanie przychylić się do tej opinii, bo obie odsłony kapitalnej serii przeszedłem przynajmniej kilkanaście razy.
Seria Jedi Knight opowiada o przygodach Kyle’a Katarna. Mężczyzna przechodzi długą drogę, od pomagiera Imperium, do mistrza Jedi, pod skrzydłami którego rozpoczynamy trening zupełnie nową postacią. Gry z serii posiadały absolutnie wszystko – kapitalne lokacje, niesamowitą muzykę, zróżnicowane misje, kompleksową walkę na miecze świetlne i laserową wymianę ognia. Do tego wyraziste postacie i świetnie zagospodarowane Expanded Universe, z akcją osadzoną po filmie Powrót Jedi.
Warto zagrać w 2015? Warto, z jednego chociażby powodu – aby zobaczyć, jak wygląda wzorowo wykonany system walki na miecze świetlne. Świat gier wideo nie widział w tym aspekcie niczego lepszego, niż to, co zostało stworzone w serii Jedi Knight. Właśnie dlatego Jedi Academy wciąż jest żywe, w tyle lat od swojej oryginalnej premiery! Wystarczy wejść w tryb wieloosobowy.
Knights of the Old Republic to jedno z największych dokonań nie tylko w przestrzeni gier na licencji Gwiezdnych wojen, ale również całego dorobku studia BioWare. Mistrzowie cRPG z nieco nadszarpniętą reputacją stworzyli zupełnie nowy rozdział w historii Star Wars – odważnie otwarli bramy Starej Republiki, wcześniej znanej jedyne z książek i komiksów.
Ten tytuł miał wszystko. Atrakcyjną (jak na tamte czasy!) walkę, zwrot akcji na miarę „-jestem twoim ojcem” z Imperium Kontratakuje, kompleksowy świat i udany system dialogowy. Knights of the Old Republic stało się globalnym, podwójnym hitem – jako gra z logo Gwiezdnych wojen i jako jedna z najlepszych produkcji cRPG. Szkoda, że świetny dorobek został roztrwoniony w postaci MMORPG The Old Republic.
- Warto zagrać w 2015? Zdecydowanie warto! Sam wróciłem do KOTOR-a kilka tygodni temu, grając w ten tytuł na Note 4. Mobilna konwersja może być początkowo ciężka do ujarzmienia, ale gwarantuję wam – po kilkudziesięciu minutach nie będziecie w stanie oderwać wzroku od dotykowego ekranu.
NAJGORSZE MASZKARY:
5. Star Wars: The Old Republic
Nie zrozumcie mnie źle - MMORPG The Old Republic nie jest złe. Jako przedstawiciel gatunku, tytuł wyróżnia się bardzo dobrym systemem dialogowym, świetnymi raidami oraz ciekawym podziałem na jasną i ciemną stronę Mocy. EA tak jednak napompowało nadchodzącą produkcję, że ta nie była w stanie sprostać oczekiwaniom fanów.
Star Wars Galaxis bardzo wysoko zawiesiło poprzeczkę. Pierwsze MMO w uniwersum Gwiezdnych wojen posiadało niemal nieograniczone możliwości. Na jego tle The Old Republic wypadło jako produkcja sucha, dziecinna i pozbawiona zawartości, gdy już wbiło się maksymalny poziom postaci. Po początkowym sukcesie, TOR raptownie zaczął tracić subskrybentów, co zmusiło EA do przejścia na darmowy model.
- Warto zagrać w 2015? Do The Old Republic powróciłem kilka miesięcy temu. Jako darmowa produkcja MMORPG, tytuł naprawdę broni się jakością wykonania. Gra odżyła, jest pełna rycerzy Jedi, łowców nagród i mrocznych Sithów. Gra się naprawdę przyjemnie, płacąc jedynie swoim cennym czasem.
4. Star Wars: The Force Unleashed
Fani Gwiezdnych wojen pokładali w The Force Unleashed olbrzymie nadzieje. Mieliśmy dostać następcę serii Jedi Knight, dostosowaną skalą i rozmachem do hollywoodzkich standardów. W praktyce, The Force Unleashed okazało się być pustą wydmuszką, zbudowaną wokół kilku niezwykle efektownych, czy też raczej efekciarskich scen.
The Force Unleashed to Transformers Michaela Baya wśród gier wideo. Nie wątpię, że znalazły się osoby, którym produkcja przypadła do gustu. Na całe szczęście większość fanów Star Wars nie pozostawiła na tym potworku suchej nitki. Gra okazała się takim rozczarowaniem, że wstępnie planowana trylogia została skrócona do dwóch odsłon.
- Warto zagrać w 2015? Trzymać się jak najdalej z daleka.
3. Kinect Star Wars
Kto nie chciałby trzymać w dłoni prawdziwego miecza świetlnego! Założenia Kinect Star Wars rozbudzały wyobraźnię – to gracz staje się bohaterem kosmicznej sagi, używając Mocy w naturalny sposób. Niestety, wykonanie Kinect Star Wars było tak dalekie od poprawnego, jak to tylko możliwe. Oczekiwania i finalny kod gry dzieliły lata świetlne.
Kinect Star Wars było wszystkim tym, co najgorsze w grach wykorzystujących kontroler ruchowy. Niemal nigdy nie wykonywaliśmy tych ruchów, o które nam chodziło. Z kolei zbiór mini-gier był bardzo skąpy. Tańczący Han Solo do teraz nawiedza mnie w koszmarach. Nie wiem, jak ktokolwiek z producentów mógł sądzić, że tak płytka rozgrywka może dawać frajdę.
- Warto zagrać w 2015? Jasne, o ile masz 10 lat. W innym przypadku omijaj ten tytuł jak najszerszym łukiem. Nawet posiadając Kinecta.
2. Star Wars: Obi Wan
Pamiętam, że ludzie błagali wydawcę, aby Star Wars: Obi Wan pojawiło się na innych platformach. Gra zapowiedziana jako tytuł na wyłączność dla pierwszego Xboksa była tytułem, o który zabijała się społeczność skupiona wokół PC. Do czasu pierwszej recenzji.
Twórcy Star Wars: Obi Wan mieli ambitny pomysł opowiedzenia historii, która rozpoczyna się jeszcze przed wydarzeniami z Mrocznego Widma. Już samo to wystarczyło, aby wprawić fanów w zachwyt. Niestety, produkcja została zarżnięta fatalnym wykonaniem poziomów, połączonych z chorą pracą kamery. W Star Wars: Obi Wan rzadko kiedy dało się coś zobaczyć. Gdy jednak już się to udawało, zazwyczaj majaczyły przed nami puste, sterylne, paskudne lokacje. Ogromna szkoda, bo w systemie walki drzemał naprawdę spory potencjał.
1. Star Wars: Masters of Teras Kasi
Nie każdy wie, że kosmiczne imperium gier LucasArts doczekało się również… własnej bijatyki! Star Wars: Masters of Teras Kasi opierało się na banalnym pomyśle, aby napuścić na siebie najbardziej rozpoznawalnych bohaterów Star Wars, budując wokół tego naciąganą do granic możliwości fabułę.
Masters of Teras Kasi nie podołało na tak wielu płaszczyznach, że sam nie wiem, od czego zacząć. Przede wszystkim – tempo. Produkcja działała jak gdyby była sztucznie zwolniona, a bohaterowie często nie reagowali na wciskane polecenia. Po drugie – balans. Teras Kasi to jedna z najbardziej nieprzemyślanych bijatyk w całej historii gier wideo. Nie ma mowy o równowadze między bohaterami. Część z nich posiadała moce tak przesadzone, że sprawiedliwa zabawa stawała się niemożliwa.
- Warto zagrać w 2015? Jak najbardziej, na zasadzie ciekawostki i tak zwanego guilty – pleasure. Wzorowy przykład tego, jak nie robić bijatyk.