REKLAMA

Tak się kończy wydawanie niedorobionych produktów: Edge zaczyna tracić rynek

A miało być tak pięknie. Trudno nie docenić wysiłku, jaki dział Internet Explorera włożył w nową przeglądarkę Edge. Produkt Microsoftu wygląda świeżo i ma w sobie wielką obietnicę. Zachwycalibyśmy się nim, gdyby… był wczesną wersją beta, z datą premiery co najmniej za kwartał.

Edge zaczyna tracić rynek
REKLAMA
REKLAMA

Internet Explorer był projektem, który musiał zostać zaorany. Właściwie, to nie było innej możliwości. Niewielu bowiem wie, a jeszcze mniej jest gotowa to przyznać, że po eksplozji popularności przeglądarki Google Chrome, Microsoft wziął się do roboty i z beznadziejnej przeglądarki… zaczął tworzyć całkiem przyzwoitą. Internet Explorer 9 nie miał wielu powodów do wstydu względem istniejącej na rynku konkurencji, był szybki, bezpieczny i relatywnie lekki. Jednak zaledwie ją dogonił, a ta nie stała w miejscu.

W efekcie Internet Explorer właściwie nigdy nie nadążał za Chromem, Firefoxem i Operą. Ekipa pracująca nad przeglądarką miała dobre chęci, którymi wiadomo co jest wybrukowane. Internet Explorer zawierał w sobie zbyt wiele kodu z zamierzchłych czasów, którego nie można było porzucić z uwagi na nielicznych, ale bardzo istotnych korporacyjnych klientów. Kodu, który hamował dynamiczny rozwój IE. Tak powstała przeglądarka Edge, która dostępna jest wyłącznie w Windows 10.

Edge nie jest czymś absolutnie nowym. Bazuje bowiem na fundamentach Internet Explorera i jego silnika Trident, a zmiana nazwy na Edge i EdgeHTML jest uzasadniona głównie w sposób symboliczny. Edge pozbył się całego balastu swojego poprzednika, a w systemie Windows, dla owych nielicznych korporacyjnych klientów i dla tych potrzebujących przeglądarkę z obsługą wtyczek, Internet Explorer jest dołączany jako dodatkowa przeglądarka.

Niespełniona obietnica

Edge jest lekki, zgodny z nowymi standardami webowymi i bardzo szybki. Obsługuje też rozszerzenia, a by ułatwić programistom pracę, ich import z wersji dedykowanej Chrome jest banalnie prosty i często wręcz ogranicza się do podmienienia metatagów. Ma też własny magazyn typu Pocket, synchronizujący się w chmurze pomiędzy innymi urządzeniami z Windows 10. Integruje się z Cortaną, dzięki czemu asystentka ułatwia nam zdobywanie nowych informacji o zagadnieniu, które aktualnie mamy na ekranie. No i wreszcie system obsługi rysika (lub, na upartego, interfejsu dotykowego i myszki), pozwalający dodawać adnotacje do witryn i dzielić się nimi poprzez dowolną aplikację obsługującą udostępnianie. Przeglądarka jak marzenie, prawda? Prawda? Otóż nie.

2015-12-16

Edge może i działa supersprawnie, ale tylko z większością witryn. A ta mniejszość wystarczy, by kląć pod nosem na zamrażające się na kilka sekund karty czy wynikający z tego nagły wzrost zużycia procesora. Rozszerzenia? Te dopiero mają się pojawić na wiosnę, powodując, że osoby do nich przyzwyczajone odbierają Edge’a jako upośledzone narzędzie. Cortana jest nadal niedostępna na większości rynków wykorzystujących Windows.

Nie dziwię się ludziom, którzy po daniu szansy Edge’owi są już zmęczeni. Patrząc na Firefoxa, jego szybkość, stabilność działania, bazę rozszerzeń a nawet integrację z Windows 10, Edge wstydliwie się chowa i sam odpina swój kafelek z Menu Start.

Widać to w statystykach Edge

Użytkownicy Edge’a, według statystyk, zdecydowanie dali mu szanse i zdecydowanie stracili swój entuzjazm. Według Net Applications, w sierpniu 39 proc. użytkowników Windows 10 używało Edge’a, w listopadzie już 31,2 proc. Z kolei StatCounter podaje spadek z 15,2 proc. w sierpniu do 12,9 proc. w listopadzie. DAP? 24,6 proc. we wrześniu i 22,4 proc. w listopadzie.

REKLAMA

Co zabawne, Edge ilustruje idealnie moment, w którym znajduje się Microsoft ze swoim oprogramowaniem właściwie że prawie wszędzie. Jest świetne. Jest dobrze zaprojektowane. Jest innowacyjne, użyteczne. Ponoć też dobrze zabezpieczone. I właściwie, to zostawia konkurencję w tyle.

Tyle że jeszcze nie wyszło z fazy beta-testów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA