REKLAMA

Odwiedziłem stacjonarny sklep Xiaomi i... dawno nie byłem tak rozczarowany

Goszcząc przez kilka dni na Tajwanie nie mogłem odpuścić sobie przyjemności wybrania się do jednego z niewielu sklepów Xiaomi znajdującego się poza terenem kontynentalnych Chin. Mimo że pod niektórymi względami przypomina on Apple Store'y, to niestety wiele brakuje mu do pierwowzoru.

13.10.2015 14.32
Z wizytą w Xiaomi Mi Store
REKLAMA
REKLAMA

Wielkim rozczarowaniem była lokalizacja sklepu. Myśląc o azjatyckim potentacie wyobrażałem sobie salon stworzony z rozmachem godnym firmy z Cupertino. Okazało się jednak, że sklep Xiaomi nie znajdował się w dawnej świątyni, odnowionym dworcu lub innym pięknym i jednocześnie zaskakującym obiekcie. Zamiast tego był on w najzwyklejszym miejskim budynku, którego znalezienie graniczyło z cudem.

Brutalnie się o tym przekonałem, gdy przez dobre pół godziny szukałem wspomnianego sklepu. Nie pomogli mi w tym mieszkańcy Tajpej, którzy w większości przypadków nie znali nazwy chińskiej firmy. Ostatecznie znalazłem salon, gdy na jednym z budynków zobaczyłem znajome logo Xiaomi. By znaleźć się w sklepie, wystarczyło tylko wejść po brudnej i ciasnej klatce schodowej na drugie piętro. Mój pierwszy kontakt z Xiaomi Mi Store nie był zatem zbyt pozytywny.

20151013_134356

Dalej było nieco lepiej. Sklep był bowiem ładny i bardzo przytulny. Pomieszcznie zdobione płytkami imitującymi cegły miało jednak małą, wynoszącą zaledwie 60-70 metrów kwadratowych powierzchnię. Na jego środku było kilka stołów, na których można było sprawdzić działanie smartfonów, tabletów, słuchawek i opasek Xiaomi. Tyle na plus.

Niestety zabrakło tu dobrego podejścia do klienta. Żaden sprzedawca w charakterystycznej czerwonej koszulce nie podszedł do mnie i nie spytał, czego szukam. Nie zachęcił też mnie do kupna czegokolwiek więcej, niż zamierzałem. Wysłuchał mojego zamówienia dopiero po kilkukrotnym upomnieniu się o rozmowę i cały czas sprawiał wrażenie, jakby robił mi łaskę.

20151013_135502

Dla porównania, w różnych placówkach Apple Store oraz Microsoft Store na całem świecie byłem serdecznie witany, a gdy tylko interesowałem się danym urządzeniem, znajdowała się osoba, która chciała mi o nim opowiedzieć i zainteresować całym ekosystemem danej firmy. W Xiaomi byłem zdany wyłącznie na siebie.

O dziwo pracownicy sklepu nie używali sprzętów Xiaomi.

Jestem w stanie zrozumieć korzystanie z komputerów Asusa - w końcu Xiaomi nie produkuje laptopów. Jednak na rękach sprzedawców można było zobaczyć nie Mi Bandy, ale zegarki Apple Watch. Jeden z nich otwarcie używał też iPhone’a. Wyglądało to tak, jakby Xiaomi samo nie ufało swoim urządzeniom i wolało korzystać z innych, lepszych rozwiązań. Na szczęście stałe elementy wyposażenia sklepu, takie jak oczyszczacz powietrza, znajdujący się pod telewizorem Set-Top-Box oraz pady były już produkcji Xiaomi.

Niezwykle zirytowało mnie to, że nie każdy wystawiony produkt można było kupić. Przykładem takiego urządzenia była waga Mi Smart Scale. Niestety okazało się, że choć można ją wypróbować i samodzielnie sprawdzić jej działanie, to nie jest dostępna w sprzedaży. Zrozumiałbym to, gdyby produkt ten był rynkową, rozchwytywaną nowością. Dobrze jednak wiem, że sprzęt ten miał swoją premierę już dawno temu, a świat nie oszalał na jego punkcie.

20151013_134224

Sklep Xiaomi jest też miejscem, w którym można odpocząć. We wspomnianej strefie demo można w komfortowych, domowych warunkach wypróbować chyba wszystkie dostępne na rynku sprzęty Xiaomi, a na boku sklepu znajduje się pusty stół, przy którym można usiąść.

Prawdopodobnie jest to coś w rodzaju Genius Baru, czyli miejsca, w którym można od obsługi uzyskać informacje na temat posiadanych urządzeń Xiaomi. Tak to działa w teorii, bo w praktyce, mimo że przy stole siedziało kilka osób, pracownicy się nimi nie interesowali.

20151013_134633

Do odpoczynku w sklepie zachęca też automat do kawy, z którego każdy swobodnie może korzystać. To zdecydowanie na plus. Apple zapewne nie zdecydowałby się na takie wyposażenie swoich salonów, ponieważ osoby pijące gorące napoje mogłyby zalać urządzenia lub stoły i zepsuć sterylne warunki panujące w sklepie.

Powiem wprost. Jestem rozczarowany sklepem Xiaomi.

Idąc do niego spodziewałem się salonu, który będzie przypominał podobne placówki znacznie większej i bardziej renomowanej konkurencji. Okazało się jednak, że jest to jedynie ich marna podróbka różniąca się od pierwowzorów kiepską lokalizacją, brakiem dostępności wielu produktów oraz personelem, który niespecjalnie dba o klienta. Jeśli Xiaomi otworzy salony podobnej jakości na zachodzie, na pewno nie podbije nimi serc i portfeli klientów.

20151013_134651
REKLAMA

Do zakupów będą zachęcać ich wyłącznie niskie ceny sprzętów i akcesoriów. A te faktycznie są zachęcające, bo za każdego z trzech kupionych przeze mnie Mi Bandów zapłaciłem 395 dolarów tajwańskich, za oryginalną kolorową opaskę 95 dolarów tajwańskich, zaś za maskotkę Xiaomi 195 dolarów tajwańskich, czyli kolejno 45, 11 i 23 złote.

Podejrzewam, że za podobnej klasy produkty bardziej renomowanych firm musiałbym zapłacić cztery lub nawet pięć razy więcej. Z tego powodu będąc w Chinach lub na Tajwanie mimo wszystko warto odwiedzić sklep Xiaomi i tam kupić potrzebne gadżety. Jednak jeżeli spodziewacie się warunków, jakie znacie z podobnych salonów konkurencji, będziecie bardzo, ale to bardzo rozczarowani.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA