REKLAMA

New Horizons pożegnał się z Plutonem. Przed nim... Wielkie Nic

Ta najbardziej „medialna” część misji New Horizons, a więc przelot nieopodal Plutona dobiegła już końca. Przed sondą Wielkie Nic. A właściwie prawie nic, bo nadal przydałoby się zbadać Pas Kuipera. Tylko… czy znajdą się pieniądze na tak mało „PR-ową” misję?

New Horizons pożegnał się z Plutonem. Przed nim… Wielkie Nic
REKLAMA
REKLAMA

Misja sondy New Horizons rozpoczęła się aż dziewięć lat temu, co daje pojęcie o rozmiarze naszego Układu Słonecznego: przez ten czas New Horizons pokonał 4,8 mld km. Co zabawne, w trakcie misji zmienił się jej charakter: gdy sonda została wystrzelona, Pluton był nadal klasyfikowany jako planeta, a nie, jak teraz, jako planeta karłowata.

Misja New Horizons kosztowała amerykańskiego podatnika ponad 728 mln dol. Inwestycja jednak powinna się zwrócić: nigdy wcześniej żadna sonda nie pojawiła się tak blisko Plutona i, niestety, w przewidywalnej przyszłości nie pojawi się tam żadna kolejna. New Horizons jest pierwszą sondą, której celem jest właśnie najbardziej oddalona od Słońca eks-planeta. Jednak już w 1989 roku mieliśmy pierwsze zdjęcia Plutona (i Charona) od sond Voyager.

New_Horizons_Jan19_06

Co na pokładzie?

New Horizons wyposażony jest w siedem instrumentów badawczych. Należą do nich dwa spektrometry (Alice i Ralph, nazwane po głównych bohaterach serialu „The Honeymooners”). Całość zasilana jest przez radioizotopowy generator termoelektryczny. Zdjęcia są wykonywane przez aparat wysokiej rozdzielczości LORRI. Podróżujące do nas z prędkością światła sygnały z sondy docierają do nas z 4,5-godzinnym opóźnieniem.

new-horizons

New Horizons minął Plutona znajdując się raptem 13 700 kilometrów od jego powierzchni. Sonda wykonała proces mapowania planety i oznaczania znajdujących się tam obiektów, takich jak lodowe wulkany. Zbadana jest też jego atmosfera, skład krążących nieopodal cząsteczek pyłu oraz siła wiatru słonecznego.

Sonda znajduje się tak daleko od nas, że musiał zostać opracowany specjalny protokół przesyłania cyfrowych danych na Ziemię. Jest on stabilny, ale wyjątkowo powolny. Jej twórcy szacują, że gdy ta zapełni wynikami badań całą pamięć masową, jaka jest na pokładzie, przesłanie danych z powrotem do nas zajmie jej jedyne dziewięć miesięcy.

Pluto and charon

Nie obyło się bez kłopotów

Na 10 dni przed przelotem nieopodal Plutona i Charona, i właściwie tuż po odkryciu zagadkowych, białych, długich na 480 kilometrów „znaków” na powierzchni plutoidy, znajdujących się w okolicach równika (to na pewno baza kosmitów, gdzie szkolą się armie złowrogich wojowników planujących inwazję na Ziemię) sonda New Horizons… zamilkła na skutek, jak to określa NASA, „anomalii”. Cisza trwała godzinę i 21 minut.

New_Horizons_(from_Launch_Press_Kit)

New Horizons uruchomiła procedury awaryjne, a więc w momencie, gdy jej systemy diagnostyczne wykryły problem, przełączyła się z głównego komputera na zapasowy i weszła w coś, co można porównać do trybu awaryjnego w naszych komputerach. Komputer zapasowy zajął się zebraniem telemetrii sondy, którą następnie przesłał na Ziemię, by ułatwić inżynierom odgadnięcie przyczyny usterki.

Diagnostyka sondy nie jest łatwa. Znajduje się ona od nas tak daleko, że choć porozumiewamy się z nią z prędkością światła, to i tak musimy czekać 4,5 godziny na informacje zwrotne. Przez ten czas Ziemia się obraca, co oznacza, że trzeba było zaangażować anteny komunikacyjne znajdujące się w Kalifornii, Australii i Hiszpanii. Na szczęście, awaria okazała się niezbyt poważna i New Horizons kontynuował swoją misję.

Misja zakończona powodzeniem!

Oto i pierwsze wyraźne, ostre zdjęcie Plutona, jakie zostało opublikowane przez NASA. New Horizons już bez problemów minął plutoidę i przez najbliższe kilkanaście godzin będzie zbierał wszystkie dane, jakie tylko mogą zarejestrować jego instrumenty. Łączność z sondą została zerwana po to, by ta mogła skupić się wyłącznie na obserwacji planety, bez „rozpraszania swojej uwagi” łącznością z Ziemią. Dane zostaną opublikowane przez NASA jak tylko zostaną odebrane (4,5 godzinne opóźnienie wynikające z nieprzekraczalnej wartości prędkości światła) oraz… jak tylko wszystkie dotrą do agencji. Biorąc pod uwagę tak niską przepustowość łącza, jaką dysponujemy, wyniki wszystkich badań otrzymamy dopiero za 16 miesięcy.

Co dalej?

Sonda, według planu, zmierza w stronę Pasa Kuipera. A więc do zimnego, mrocznego miejsca w którym dryfują niewielkie lodowe ciała niebieskie. Sonda już teraz wykrywa znajdujące się tam plazmę i pył. Kamery pojazdu zostały jednak wyłączone, bo nie mają one nic ciekawego do transmitowania poza bezkresną czernią. I tu zaczyna się pewien problem.

NASA nie jest w stanie znacząco wpłynąć na kurs New Horizons. Może go tylko nieznacznie modyfikować. A to oznacza, że naukowcy operujący sondą nie mają zbyt wielu wymówek, by realizować ciąg dalszy tej misji. Aktualnie skierowano ją w stronę obiektu 2014 MU69, do którego dotrze pierwszego stycznia i który ma raptem 45 kilometrów średnicy. NASA jednak tej misji jeszcze nie zatwierdziła. Rolą naukowców i inżynierów jest teraz przygotowanie jej dalszego kosztorysu. Sonda jest nieuszkodzona, nadal sprawna, a jej źródło zasilania i paliwo pozwoli jej na pracę przez kolejne kilkadziesiąt lat. A możliwość zbadania MU69 jest tylko pozornie mało interesująca: nikt nigdy nie był w stanie zbadać podobnego obiektu.

REKLAMA

Z drugiej jednak strony: MU69 to nie jest Pluton. NASA nadal musi się rozliczać z każdego dolara, którego wyda. Opinię publiczną łatwo zainteresować badaniem Plutona. Kowalskiego (a raczej Smitha) guzik obchodzi kawałek zmarzniętej bryły na krańcu Układu Słonecznego. I tak naprawdę, to Kowalskiego już niewiele to wszystko obchodzi. A NASA, tak jak każda instytucja publiczna, musi zabiegać o wsparcie polityków, którzy odpowiadają przed swoim elektoratem.

New Horizons z całą pewnością będzie kontynuował swoją podróż dopóki, dopóty transmituje dane zebrane w okolicach Plutona. Jego dalsze losy nie są oczywiste. Z jednej strony, sonda faktycznie znajdzie się za jakiś czas w miejscu, w którym nie ma dosłownie nic. Z drugiej zaś… Voyager też miał już nie dokonać żadnych odkryć. A tymczasem po dziś dzień zapewnia uczonym nowe, intrygujące dane, które zmieniają nasze pojęcie o tym, co znajduje się na granicach naszego Układu Słonecznego…

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA