REKLAMA

Oto Google Sunroof, czyli odpowiedź na pytanie jaki potenecjał drzemie w twoim... dachu

Google zbiera o tobie dane. Dużo danych. Ba, firma zbiera nawet dane o twoim domu, i to nawet jeśli mieszkasz w Bieszczadach i nie masz dostępu do Internetu. Tym razem na celownik trafiły dachy, a sam cel jest wyjątkowo pożyteczny. Project Sunroof pokazuje, jak wiele energii marnujemy i jak dużo moglibyśmy zaoszczędzić.

18.08.2015 08.23
Oto Google Sunroof, czyli odpowiedź na pytanie jaki potenecjał drzemie w twoim… dachu
REKLAMA
REKLAMA

„Don't be evil” to słynne motto, którym posługuje się (a może tylko posługiwał?) Google. Dziś, w dobie permanentnej inwigilacji, to hasło może brzmieć trochę ironicznie. Są jednak projekty, dzięki którym Google chce udowodnić, że nadal czyni dobro. Jednym z takich przedsięwzięć jest Project Sunroof, dzięki któremu możesz zaoszczędzić sporo pieniędzy, a przy tym odciążyć środowisko naturalne.

Project Sunroof wykorzystuje zdjęcia Ziemi wykonane w wysokiej rozdzielczości oraz dane na temat nasłonecznienia. Połączenie tych dwóch informacji pozwala ocenić, jak dużo energii elektrycznej można byłoby wyprodukować, gdyby pokryć dachy panelami fotowoltaicznymi. Google w tym celu analizuje zdjęcia satelitarne (a tych ma przecież pod dostatkiem), na których sprawdza jak dużo słońca dociera do poszczególnych połaci dachu. Google analizuje zachmurzenie, orientację dachu względem stron świata, jak również dane o zacienieniu (powodowanym np. drzewami lub innymi budynkami).

Mapa skarbów. Dosłownie

Dzięki zebranym danym Google można ocenić, jak duży potencjał energetyczny drzemie w dachu. To jednak dopiero początek, bo Google udostępnia użytkownikom narzędzie do analizy kosztów i opłacalności całej inwestycji związanej z instalacją paneli. Po wypełnieniu kilku podstawowych informacji na temat rachunków za prąd, dostajemy od Google stosowne wyliczenia. Możemy się z nich dowiedzieć ile paneli będzie potrzebnych i jak duży procent zapotrzebowania na prąd będą w stanie pokryć. Google policzy także orientacyjne koszty instalacji oraz opłacalność inwestycji. Ba, możemy nawet od razu wybrać producenta paneli i skontaktować się z nim.

Wszystkie te wyliczenia są bardzo orientacyjne, ale są to jednak jakieś dane. W końcu każda inwestycja zaczyna się od poszukiwań w Google, przeważnie trochę na oślep. Teraz mając darmowe narzędzie do analizy, możemy sprawdzić, czy warto w ogóle interesować się panelami fotowoltaicznymi i czy jest sens zlecać profesjonalnej ekipie wykonanie audytu energetycznego.

project_sunroof

Projekt powstaje nieco na uboczu firmy Google i w istocie tworzy go mały zespół pod przewodnictwem Carla Elkina. Obecnie projektem są objęte jedynie pilotażowe miasta w Stanach Zjednoczonych, czyli Boston (rodzinne miasto Elkina), San Francisco (siedziba Google) oraz Fresno (mieszka tam mama jednego z inżynierów Google). Firma zapowiada, że niebawem projekt obejmie całe Stany Zjednoczone, a później „może nawet cały świat”.

Znając potencjał Google, globalny zasięg byłby banalnie prosty do wdrożenia.

REKLAMA

Z drugiej strony, firma już nie raz pokazała słomiany zapał, także trudno przewidzieć, czy Project Sunroof przyjmie się na dobre i zagości również w Polsce. Mam jednak co do tego wątpliwości. Europejskie regulacje prawne dotyczące fotowoltaiki to skomplikowany temat, którego raczej nie da się oszacować na podstawie kilku danych od użytkownika. W Polsce jest to wiedza dość interdyscyplinarna, która wymaga znajomości przepisów z prawa energetycznego, prawa budowlanego, prawa ochrony środowiska i całego stosu ustaw, rozporządzeń i aktów. Do tego dochodzą jeszcze regulacji unijne, co nie ułatwia sprawy. Czy wiecie, że według zapisów ustawy Prawo energetyczne, wszystkie nadwyżki wyprodukowanej energii elektrycznej trzeba odsprzedać do zakładu energetycznego? Oczywiście po cenie, którą trudno nazwać atrakcyjną (ok. 4,5 razy taniej, niż koszt zakupu).

Z tego względu Project Sunroof to na dzień dzisiejszy tylko ciekawostka, do tego niedostępna jeszcze w Europie. Mimo wszystko warto trzymać rękę na pulsie, bowiem z zapędami Google (teraz już Alphabet) wszystko jest możliwe.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA