Na co komu dwie strony główne serwisu internetowego, czyli twórcy nowego dziennika.pl mają „autorski projekt”
Myślałem, że już wiele widziałem w internetach, ale jak się okazuje, chyba nie. Dziennik.pl odpalił właśnie… drugi serwis oznaczony logo, marką i adresem Dziennik.pl, który wygląda identycznie jak ten pierwszy. Na co komu dwie różne strony główne? Ekipa Dziennik.pl przekonuje, że to ich „autorski projekt”.
Zapytałem Pawła Nowackiego, zastępcę redaktora naczelnego „Dziennika Gazeta Prawna” ds. online, czy zna jakiś inny serwis internetowy, czy to polski, czy zagraniczny, który miałby podobny pomysł do Dziennika. - Nie, ale ktoś musi być pierwszy - odpowiedział. No to jest.
Są więc dwa nowe serwisy Dziennika w tej samej domenie - różnią się tylko subdomeną: jeden pod adresem dziennik.pl, drugi rozrywka.dziennik.pl. De facto jednak, w ujęciu faktycznym mamy dwa zupełnie różne serwisy istniejące pod tą samą domeną dziennik.pl.
Ten pierwszy to po prostu odświeżona wersja serwisu internetowego gazety drukowanej „Dziennik Gazeta Prawna”. To jeden z czterech serwisów, które korzystają z treści z druku, obok Gazetaprawna.pl, Forsal.pl oraz Prawnik.pl. Jak tłumaczy mi Nowacki: - Serwis ma dużo autorskich materiałów, pogłębionych informacji. Chcieliśmy nadać im rangę. Wydawca stawia na modele paywallowe - stąd naturalne jest podkreślanie odrębności treści z printu czy pisanych przez dziennikarzy specjalnie do serwisów online.
Drugi nowy Dziennik.pl, ten z subdomeną rozrywka, wygląda identycznie, tyle że… prezentuje treści plotkarskie, niczym Pudelek.pl. Na takie porównanie oburza się N0wacki: - Sprawdziłeś jakie są tam treści? M.in. z dodatku kulturalnego DGP, własne recenzje, itd!
Problem z tym, że sprawdziłem.
Głównym newsem serwisu rozrywka.dziennik.pl jest materiał o nowej twarzy Marioli Bojarskiej-Ferenc. Poniżej widzę teksty o tytułach: „Najbardziej zaskakująca ciąża Hollywood”, „Wstydliwe łóżkowe sytuacje, których boją się kobiety”, czy „Anna Lewandowska pokazała więcej ciała na Ibizie”, by zacytować tylko te z pierwszych dwóch wierszy. Z recenzji to widzę tylko galerie w stylu „10 filmów, które zrujnowały gwiazdorskie kariery”.
- Serwis nie zawiera li tylko plotek, ale informacje z innych dziedzin, tj. film, muzyka. Rozrywa do oglądania na komputerze w biurze, w przerwie, po godzinach pracy - tłumaczy mi Paweł N0wacki.
Pal jednak licho treści.
Widocznie Infor Biznes uznał, że na rynku potrzebny jest jeszcze jeden serwis plotkarki, ups, przepraszam, rozrywkowy. Niech mi jednak ktoś wytłumaczy o co chodzi z tym, że oba serwisy: ten niby poważny i ten mniej poważny wyglądają dokładnie tak samo; są oparte na tym samym layoucie, tym samym układzie treści, mają nawet to samo kodowanie graficzne.
Mi zawsze wmawiano, że identyfikacja to rzecz najważniejsza, bo z tym kojarzyć cię będzie twój klient, czytelnik, użytkownik. A tu nigdy nie wiesz, gdzie wpadniesz - czy na serwis poważny o polityce, prawnikach i planie gospodarczym Petru, czy o popularnych majtkach Dody.
Może to taki post-modernizm internetowy - kolaż wszystkich rodzajów treści i form? A może po prostu wydawcy Dziennika zrozumieli, że w dzisiejszych internetowych czasach strona główna jest już w ogóle nieważna - większość odwiedzających z mediów społecznościowych czy Google’a odwiedza przecież strony poszczególnych wpisów.
- Będziemy się starali jeszcze bardziej różnicować strony zawartości oraz innymi zabiegami. Możemy też wdrożyć wariant alternatywny, jeżeli w dłuższej perspektywie zabieg się nie przyjmie - tłumaczy N0wacki.
Jedno jest pewne - ruch Dziennika.pl można uznać nie tyle za niekonwencjonalny, czy pionierski, lecz bardziej za kaskaderski. Na koniec pytam Pawła o to, kto wpadł na ten oryginalny pomysł. - Magda Birecka, szefowa Dziennik.pl, wraz z zespołem serwisu - słyszę w odpowiedzi.