Nie takich "trudnych decyzji" w Microsofcie spodziewaliśmy się po liście Nadelli
Piotrek doniósł nam dziś rano o sprzedaży części Binga odpowiedzialnej za zbieranie informacji wizualnych, na potrzeby usługi kartograficznej. Teraz się dowiadujemy, że pod nóż idzie kolejna część platformy. Platformę „wiedzową” Microsoftu czekają bardzo duże zmiany.

Satya Nadella w niedawnym liście do pracowników ostrzegał, że firmę czekają „trudne decyzje do podjęcia w sprawie działów, którym nie wiedzie się za dobrze”. Obstawialiśmy, że szef Microsoftu miał na myśli usługi multimedialne. Dziś już wiemy, że chodzi tu o rynek, na którym dominującym nieprzerwanie od lat graczem jest Google. Na tyle dominującym, że część rynków oskarża go o monopol i wykorzystywanie go celem nieuczciwej konkurencji.
Microsoft nie zamierza już walczyć. Najpierw sprzedał dział odpowiedzialny za pozyskiwanie danych do map, choć z samego rynku kartograficznego się nie wycofuje (zamierza polegać na danych, które będzie licencjonował od partnerów, takich jak Here). Teraz dowiadujemy się, że podpisał umowę partnerską z firmą AOL i rezygnuje z działalności w reklamie graficznej (przejmują ją AOL i AppNexus). To nic innego, jak odcinanie kotwicy ciągnącej Binga i cały Microsoft w dół.
Bing od teraz jest samowystarczalny
Po pozbyciu się balastu, Bing ma być teraz platformą, która nie ciągnie już Microsoftu w dół. Zwłaszcza, że platforma nadal jest dla giganta istotna i nadal może generować duże przychody. Po pierwsze, korzystają z niej partnerzy do pozyskiwania wiedzy, w tym Apple czy Facebook. Po drugie, Bing dużo zarabia na reklamach w webowej wyszukiwarce. Reklama wizualna na witrynach (display advertising) zdecydowanie nie była mocną stroną Microsoftu i dlatego w końcu, zamiast naprawiać sytuację, w obliczu dalszej dominacji Google’a postanowiono ją oddać nowemu partnerowi. Na mocy umowy przez najbliższe dziesięć lat AOL będzie oferował Binga jako domyślną wyszukiwarkę, a wraz z AppNexus to on będzie zajmował się reklamami w aplikacjach dla Windows i aplikacjach webowych związanych z Microsoftem.
Przychody z reklam w wyszukiwarce Bing szacowane są na niespełna miliard dolarów kwartalnie. Wartości przychodów z tytułu wykorzystania platformy Bing przez partnerów, niestety, nie znamy. Jedynym krajem, w którym Bing się liczy jako wyszukiwarka webowa, są Stany Zjednoczone. Stamtąd też pochodzi większość przychodów.
Co to dla nas oznacza?
W praktyce, szczególnie w Polsce: absolutnie nic. Kampanie reklamowe i SEO witryn i tak są optymalizowane pod wyszukiwarkę Google. Dla twórców aplikacji korzystających z rekomendowanych przez Microsoft modułów reklamowych również nic się nie zmienia. A dla nas, zwykłych użytkowników, jest bez znaczenia kto aktualnie serwuje nam daną reklamę, dopóki owa firma ma dobrą reputację i nie oferuje reklam zainfekowanych złośliwym kodem.
To, na co możemy mieć nadzieję, to koncentracja Microsoftu na rozwoju usług Binga. Skoro dane do map będą pozyskiwane od firm trzecich, a display advertising nie zaprząta już głowy Microsoftowi, to możemy mieć nadzieję, że gigant ma wolne ręce ku dalszej ekspansji. Także na polski rynek, na którym z uwagi na nieaktywną sporą część Binga nie działają niektóre usługi z tą platformą związane, w tym nieodżałowana Cortana.
Choć, oczywiście, to wyłącznie myślenie życzeniowe.
*Grafika główna pochodzi z serwisu Shutterstock