Batman: Arkham Knight to godne zakończenie, ale z głupimi błędami - recenzja Spider's Web
Ależ te zachodnie media rozpływają się nad nowym Mrocznym Rycerzem, wystawiając mu same najwyższe noty. Jestem daleki od podobnego zachwytu. Chociaż Batman: Arkham Knight to bardzo dobre zakończenie niesamowitej serii gier akcji, Bruce Wayne musi walczyć z fatalnymi potknięciami i decyzjami producentów.
Żebym został dobrze zrozumiany - Batman: Arkham Knight to cholernie dobra, soczysta i mięsista gra akcji. Nie mamy jednak do czynienia z żadnym ideałem, żadnym mesjaszem gatunku akcji. Podczas przygody w mrocznym Gotham cały czas miałem wrażenie, że ekipie z Rocksteady zabrakło czasu. Zabrakło kilku kolejnych miesięcy, które pozwoliłyby na wyeliminowanie dziwacznych błędów.
Niestety, Batman: Arkham Knight wpadł w tarapaty nie tylko na komputerach.
Weźmy konsolę PlayStation 4. Podczas całej mojej rozgrywki ani razu nie udało mi się połączyć z serwerami PSN. Nie była to wina Sony, tym bardziej połączenia z siecią. Ten problem dotyka każdego gracza, który uruchamia swoją legalnie zakupioną kopię. Oczywiście rozumiem, że Batman: Arkham Knight to doświadczenie dla jednego gracza. Nie po to jednak implementuje się do programu elementy społecznościowe, żeby te nie działały nawet w kilka dni od oficjalnej premiery!
Produkcji Rocksteady kilka razy udało się zawiesić konsolę, podczas wrzucania zrzutu ekranu do mediów społecznościowych. Nie miałem jeszcze okazji sprawdzić działania tego tytułu na Xboksie One, ale podobno również nie jest idealnie. W praktyce gra Rocksteady szwankuje na każdej platformie, na jakiej tylko się ukazała. Trudno nie odnieść wrażenia, że ktoś w Warner Bros. poskąpił pieniędzy na ostateczne, przedpremierowe testy. Teraz wydawca do spółki z producentami zbierają tego żniwo.
Drugim poważnym zgrzytem jest... walka. Ta sama, która sprawiła, że chciało się grać w Arkham Asylum i Arkham City.
Kulminacyjna scena. Walczę na dachu wieżowca, pośród rzęsistego deszczu i rozbłysków błyskawic. Jeden cios, drugi, trzeci - posyłam elitarne komando na deski. Nie wiadomo skąd, nagle nadbiega druga fala przeciwników. Atak, blok, atak, uskok, atak... Leżą nieprzytomni. Nad moją głową nagle pojawia się helikopter transportowy, z którego wyskakuje trzecia grupa oponentów. Przewracam oczami. No dalej, ile można!
Rocksteady chwali się, że dzięki obecności Batman: Arkham Knight na nowych konsolach, zupełnie zmieniła się skala. To prawda, do 50 przeciwników na jednym ekranie robi wrażenie. Gorzej, kiedy z tymi przeciwnikami mamy walczyć. Jeszcze raz. No i jeszcze jeden. Momentami akcja gry przypominała scenę z drugiej części Matriksa. Tę, w której Neo walczył z kolejnymi kopiami agenta Smitha. Z tym, że Keanu Reevs dzierżył pręt, którym mógł skutecznie odganiać się od fal przeciwników. Batmanowi pozostały same pięści.
Oczywiście walka sama w sobie nie jest wadą. Producenci wykorzystali sprawdzony system, który ulepszyli o możliwość cichej eliminacji kilku przeciwników na raz oraz drużynowe KO. Problemem jest to, jak często starcia są używane do przedłużania rozgrywki. W Arkham Knight mało jest ciekawych konfrontacji z prawdziwymi szwarccharakterami Gotham. Dostajemy za to mnóstwo posterunków, punktów kontrolnych czy stanowisk obserwacyjnych, walcząc z tak zwanym "mięsem". Pod koniec gry byłem tym już po prostu zmęczony.
Jest jeszcze Batmobil - nowy element rozgrywki, który tak samo pokochałem, co znienawidziłem.
Batmobil to prawdziwe cudo, które aż chce się prowadzić. Maszyna idealnie sprawdza się w otwartym środowisku. Pozwala pokonywać olbrzymie odległości i błyskawicznie dojeżdżać na miejsce zadania. Na najwyższe uznanie zasługuje zwłaszcza synchronizacja pojazdu z możliwościami Batmana. Mroczny Rycerz może wskakiwać do maszyny w locie, potrafi nią sterować zdalnie, a nawet używać jej jako osłony czy wyrzutni. Cudo, po prostu cudo.
O wiele ciężej ocenić mi działanie Batmobila w formie potężnego czołgu. Pojazd Batmana posiada specjalny tryb bojowy, w którym miota pociskami, pruje z karabinów czy atakuje bombami EMP. Wytoczenie tak ciężkich dział jest konieczne, kiedy po ulicach Gotham jeżdżą pojazdy opancerzone oraz czołgi wroga. Batmobil to odpowiednie wyrównanie sił, które nie było potrzebne w poprzednich częściach gry.
Niestety, po raz kolejny problemem są przeciwnicy i częstotliwość starć. Początkowo tryb bojowy daje mnóstwo frajdy i dziką satysfakcję. Czuć tę moc, czuć tę siłę. Niestety, z czasem walka z kilkoma pojazdami wroga zamienia się w rozgramianie całych opancerzonych brygad. Gotham zaczyna przypominać przedpola Kurska, po których jeździ więcej ciężkiego sprzętu, niż ma aktualnie na stanie Wojsko Polskie.
Wybuchy, rakiety, bomby, miny - grze Batman: Arkham Knight daleko do gęstego jak smoła klimatu Arkham Asylum.
Wszystkiego jest tutaj więcej. Więcej przeciwników, większe giwery, grubszy pancerz. Nie przeczę, że nastawiona na bardziej powtarzalną i niezwykle efektowną akcję rozgrywka wielu może się spodobać. Zwłaszcza, kiedy skomplikowaną zagadkę potrafimy rozwiązać prostym strzałem z potężnego działa. Mało ma to jednak wspólnego z tym, za co miliony pokochały Batmana - klimatem noir, mroczną historią czy niesamowicie klimatycznym otoczeniem i lokacjami.
Otwarte otoczenie sprawia, że w każdym momencie możemy dostać się tam, gdzie chcemy. Skradanie czy zachodzenie przeciwników od tyłu nie jest już tak istotne. Nie tylko za sprawą Batmobila, ale również potężnego arsenału Mrocznego Rycerza. Wayne już na starcie ma większość zabawek, jakie zdobywaliśmy i ulepszaliśmy podczas poprzednich gier. Aby wyrównać szanse, producenci wyjechali na ulice czołgami i szwadronami piechoty. Pachnie to trochę pójściem na łatwiznę.
Nawet pomimo tych mankamentów, Batman: Arkham Knight to rewelacyjne zakończenie serii. Wgniata zwłaszcza scenariusz.
Jak się okazuje, seria Arkham może być ciekawa również bez Jokera. O ile Strach na Wróble jest dosyć przeciętną kreacją, tak tytułowy Rycerz Arkham to prawdziwa zagadka. Zrobicie naprawdę wiele, aby odkryć, kim jest ta zamaskowana postać. Zwłaszcza, gdy zrozumiecie, że ta wie o Batmanie znacznie więcej, niż jakikolwiek inny łotr ze świata gry.
Kapitalnie poradzono sobie również z profilem psychologicznym Mrocznego Rycerza. Nie będę zdradzał wam zbyt wiele, ale po śmierci Jokera Batman nie jest już taki, jak wcześniej. Jego moralność, jego zasady, jego stosunek do garstki przyjaciół - wszystko to staje pod ogromnym znakiem zapytania.
Bardzo szybko zdałem sobie sprawę, że w Batman: Arkham Knight gram właśnie dla fabuły. Nie dla walk. Nie dla wybuchów. Po prostu chciałem wiedzieć, co stanie się dalej. Musiałem to wiedzieć. Scenarzyści rozpoczynają od prawdziwego trzęsienia ziemi i trzymają graczy za zakładników praktycznie do samego końca. Wspaniałe osiągnięcie. To za sprawą snutej historii nie byłem w stanie odejść od telewizora i pochłonąłem Batmana w kilka długich wieczorów.
Co ważne, Batman: Arkham Knight nie kończy się wraz z pokonaniem głównego wątku fabularnego.
Gotham funkcjonuje dalej, ma swoich kryminalistów do złapania oraz swoje problemy do załatwienia. To doskonały moment, aby rozwiązać wszystkie 243 zagadki Riddlera, rozbroić pozostałe posterunki Rycerza Arkham, złapać Dwie Twarze czy zniszczyć broń Pingwina. Możemy brać udział w wyścigach Batmobilem, odbijać zakładników czy wpaść na trop przerażającego seryjnego mordercy. Rewelacja.
Twórcy pomyśleli również o trybie New Game+, który rozpoczynamy ze wszystkimi odblokowanymi umiejętnościami i gadżetami. Do pełni szczęścia brakuje mi już tylko jakiegoś skromnego trybu kooperacji, w którym Batman, Robin czy inna Kobieta Kot wspólnie wykonują kolejne, coraz trudniejsze wyzwania. To by dopiero było coś.
Batman: Arkham Knight bez dwóch zdań jest obowiązkową pozycją dla wszystkich miłośników gier akcji oraz fanów tej postaci.
Kapitalna warstwa wizualna. Dobra ścieżka dźwiękowa, która tylko delikatnie odstaje od tej z Arkham City. Otwarte otoczenie, po którym można swobodnie podróżować. Mnóstwo sekretów i bonusów. Batmobil. Sprawdzony system walki z drobnymi udoskonaleniami. W końcu rewelacyjna historia do opowiedzenia - wszystko to składa się na produkt wart wydanych na niego pieniędzy.
Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z grą idealną. Za dużo w Batman: Arkham Knight dziwnych błędów, monotonnych elementów oraz zalewnia czasu gry kolejnymi falami przeciwników. To bez wątpienia godne zakończenie wspaniałej serii, ale nic więcej.