Sorry, muszę to z siebie wyrzucić - ta kampania, ci kandydaci to dno
Uprzedzam - to nie jest tekst w nawet najmniejszy sposób powiązany z technologiami lecz o prezydenckiej kampanii wyborczej, więc ci, którzy nie chcą na Spider’s Webie czytać o polityce (zupełnie to rozumiem), niech czują się poinformowani. Ja jednak muszę wyrzucić to z siebie, a Spider’s Web to w końcu moje miejsce w Sieci.
Jestem załamany. Jestem wkurzony. Jestem zdegustowany. Jest mi wstyd. Za nas. Za Polskę. Za polską demokrację, że po 26 latach doczekaliśmy się takiego - za przeproszeniem - gówna.
Ta kampania, ci kandydaci to dno. I strzał w pysk plaskaczem nam Polakom. Choć pewnie to w dużej części nasza wina. Sami bowiem wyhodowaliśmy taką „klasę polityczną”.
Co to w ogóle jest? Kim w ogóle są ci ludzie? Ktoś z nich ma być - i będzie - prezydentem Polski, czyli pierwszym obywatelem naszego kraju, reprezentantem nas wszystkich w kontaktach z zagranicą. Już dziś jest mi wstyd.
To pierwsza taka sytuacja, żebym naprawdę nie widział sensu w oddaniu głosu na kogokolwiek z tej stawki. I jest mi bardzo przykro z tego powodu. To zły znak. To wielki błąd Polski i Polaków.
Zawsze chciałem prezydenta, który był albo narodowym bohaterem, albo człowiekiem sukcesu, albo charyzmatycznym liderem porywającym tłumy i pokazującym narodowi ‚jak żyć’, albo przynajmniej zasługiwał na to za coś.
Dlatego w pierwszych wolnych wyborach prezydenckich głosowałbym na Tadeusza Mazowieckiego, dla mnie bohatera Polski. Potem głosowałem na Lecha Wałęsę, dla mnie również bohatera Polski (cokolwiek go do tego miana wyniosło: przypadek, spisek, jego charyzma, nieważne), nawet wtedy, gdy miał tylko kilkuprocentowe poparcie, potem na Lecha Kaczyńskiego za to, że podobał mi się wcześniej jako minister sprawiedliwości - bezkompromisowy, bezwzględny i (tak mi się wydawało) bezukładowy szeryf, potem na Bronisława Komorowskiego, bo doceniałem, jak ogarnął dramatyczną sytuację po Katastrofie Smoleńskiej.
Ale ta prezydentura Komorowskiego była fatalna. Beznadziejna w każdym calu. Komorowski okazał się prezydentem kompletnie nijakim, nudnym, nic nie wnoszącym w życie Polski i Polaków, nie popychającym narodu do przodu. Nie przypadkowo pytałem kandydata Komorowskiego, czy uważa, że prezydent powinien być jak ksiądz. Bo ja właśnie tak go odbieram. Wyjdzie raz na tydzień na ambonę, rzuci kilka frazesów, ludzie pokiwają potulnie głowami i się rozejdą, a prezydent założy kapcie, siądzie przy kominku i powspomina jak to w 1968 r. bił się w opozycji (drąc komunistyczne książki).
Jak oderwany od rzeczywistości w Pałacu Prezydenckim jest Bronisław Komorowski pokazuje dobitnie ta kampania - mierna, bierna, a przy okazji nadęta i arogancka. Nie. Nie będę głosował ponownie na Komorowskiego. Nie chcę prezydenta, który jest miałki, który nie ma charyzmy, który nie pokazuje i nie promuje Polski aktywnej, dynamicznej, ambitnej i otwartej światopoglądowo. Czerwona kartka.
Ale jeśli nie Komorowski to kto? No, nikt. Dlaczego miałbym na przykład zagłosować na Andrzeja Dudę? Kto to jest? Skąd się wziął? Czemu do trzech miesięcy wstecz nie wiedziałem o jego istnieniu? Co w życiu osiągnął? Jakie sukcesy ma na swoim koncie? Jak mogę poświęcić mój głos prezydencki na kogoś o kim wiem tylko tyle, że jest posłusznym barankiem Jarosława Kaczyńskiego?
Dlaczego miałbym głosować na Magdalenę Ogórek? Kim jest ta pani? Nawet nie wiem jakie ma poglądy, bo nie rozmawia z mediami. Na dodatek popiera ją SLD, partia, w której we władzach wciąż są byli prominentni działacze zbrodniczej partii komunistycznej.
Ja komunę pamiętam. Ja mam 38 lat. Ja przeżyłem w komunie 12 lat i pamiętam te kolejki po papier toaletowy, pamiętam pustki na półkach sklepowych i w mojej lodówce. Pamiętam też jak Mama opowiadała mi o zbrodniach, które popełniali komuniści na Polakach. I przysiągłem sobie, że mimo tego, że sam określam swój światopogląd jako centrowo-lewicowy, to dopóki żyją i działają w dzisiejszych partiach ludzie, którzy zasiadali we władzach PZPR i tym samym legalizowali mordowanie Polaków, nie zagłosuje na nic i nikogo, co dziś firmują i popierają. Dlatego, między innymi, moje „nie” dla pani Ogórek.
Paweł Kukiz? Jego znam jako muzyka. Dobrego muzyka. Ale czy to człowiek sukcesu, którego ukoronowaniem kariery byłaby prezydentura? Myślę, że wątpię. Jako muzyk Kukiz od dawna jest na bocznym torze. W życiu przychodził różne chwile, miał problemy z alkoholem. Nie wzbudza mojego zaufania jako człowiek, dlaczego więc miałbym mu zaufać jako prezydentowi?
Palikot? Mam zagłosować na człowieka, który w swojej krótkiej „politycznej karierze” zmienił poglądy od pro-chrześcijańskich i prawicowych, po antyklerykalne i ultra lewicowe? No sorry, komuś takiemu nie pożyczyłbym nawet 5 zł, a co dopiero wybrać na prezydenta.
Korwin-Mikke? Wystarczy mi to, co mówi o kobietach, by wiedzieć, że ten pan nadaje się bardziej do skansenu, aniżeli do pałacu prezydenckiego. Adam Jarubas? Nie znam. Tak samo jak Mariana Kowalskiego, Pawła Tanajno i Jacka Wilka. Ale na tych akurat zły być nie mogę. To polityczny folklor - zawsze był, zawsze będzie.
To wielki wstyd nas wszystkich, że o urząd prezydenta Polski nie ubiegają się wielcy Polacy lub Polacy, którzy osiągnęli sukces. Są tacy, zapewniam was. Sami sobie jednak po części jesteśmy winni, taką klasę polityczną sobie wyhodowaliśmy wyborami, że o miano pierwszego w Polsce nie chcą się ubiegać odpowiedni kandydaci.
Jesteśmy już 26 lat wolnym demokratycznym krajem. Gdy spojrzymy na to, co się udało przez te ćwierćwiecze, to trudno nie być pod wielkim wrażeniem. Każdy kto to kwestionuje jest idiotą. Jednak w kwestii rozwoju i wychowywania sobie demokracji politycznej zapędziliśmy się gdzieś w kozi róg. Powinno być znacznie lepiej niż latach 90, a jest diametralnie gorzej. W polityce są dziś tylko albo cyniczne skurczybyki i cwaniaki, albo totalne miernoty.
I taka też jest ta kampania wyborcza i ci kandydaci. Ja jestem załamany. Mnie się chce płakać. „Nie o takie Polske walczyłem” - że zacytuję Wałęsę na koniec.