Trudno o łatwiejszego w obsłudze drona. Wystarczy go podrzucić i czekać na efekty
Na obecnym etapie rozwoju drony są równie ciekawe, co skomplikowane. Chociaż nowe sprzęty mają coraz więcej systemów ułatwiających lot, to nadal nic nie zastąpi doświadczonego operatora, który wylatał setki godzin. Dron Lily chce to zmienić. Jego obsługa jest tak prosta, jak to tylko możliwe.
Choć sam jestem wielkim entuzjastą dronów, to doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że nie jest to sprzęt dla każdego. Widziałem już za dużo zdjęć rozciętych części ciała. Brzmi to drastycznie, ale prawda jest taka, że śmigła działają jak… kosiarka. Zetknięcie ze skórą w najlepszym przypadku kończy się serią szwów. Dlatego do nauki latania trzeba podejść z głową. Tu nie ma drogi na skróty. Liczy się czas i doświadczenie….
…choć twórcy nowego drona Lily zdają się mieć inne zdanie na ten temat.
Za uroczą nazwą Lily kryje się niewielki quadrocopter. Pierwszy rzut oka na tę konstrukcję zdradza, że jest to sprzęt, który ma być przyjazny użytkownikowi. Lily wygląda jak odkurzać Roomba, do którego ktoś doczepił cztery śmigła. Z przodu urządzenia znajdują się natomiast diody LED przypominające przymrużone oczy, które wyglądają, jakby dron się uśmiechał. Diody wyświetlają status urządzenia.
Dron Lily, czyli selfie stick 2.0
Najważniejszy jest jednak sposób obsługi tego drona. Nie ma tu żadnej skomplikowanej aparatury. Drona wystarczy podrzucić do góry, a ten zawisa w powietrzu. W zestawie jest także niewielki odbiornik GPS będący jednocześnie pilotem. Należy go umieścić w kieszeni lub na nadgarstku. Od tej pory Lily będzie za nami automatycznie podążać.
W ten sposób dron może nagrać np. cały przejazd narciarza po stoku, utrzymując stałą pozycję kamery. Lily jest bowiem wyposażony w kamerkę, która potrafi nagrać wideo z jakością 1080p 60 fps lub 720p 120 fps stosując kodek H.264. Kąt widzenia kamery wynosi 94 stopi.
Lily podąża więc za swoim właścicielem jakby był na wirtualnej smyczy. Trzeba powiedzieć, że taki system nie jest zupełną nowością, bo technologia „follow me” jest już wykorzystywana m.in. w dronach firm Airdog, Ghost, Hexo+, Trace, czy Zano. Żaden z produktów tych firm nie jest jednak tak prosty w obsłudze, jak Lily.
Lily ma ściśle narzucone limity wysokości i odległości od swojego „pana”. Może latać od 1,75 do 15 metrów powyżej głowy właściciela, natomiast promień odległości w poziomie wynosi od 1,75 do 30 metrów. Maksymalna prędkość drona to 40 km/h. Do ustawiania parametrów lotu może posłużyć pilot lub aplikacja mobilna.
Dron ustala swoją pozycję na podstawie odczytu danych z wielu systemów. Jest on bowiem wyposażony w akcelerometr, trójosiowy żyroskop, kompas, barometr i GPS. Konstrukcja drona jest także wodoodporna. Czas lotu na jednej baterii ma wynieść aż 20 minut. Szkoda tylko, że akumulator jest niewymienny.
W całym tym projekcie jest tylko jeden mankament, o którym wszyscy zdają się zapominać.
Chodzi oczywiście o gimbal, czyli stabilizator kamery. Jak wyglądają nagrania z drona bez gimbala, można sprawdzić w mojej recenzji kamer sportowych.
Twórcy projektu na swojej stronie informują, że kamera jest wyposażona w stabilizację i „elektroniczny gimbal”. Tyle tylko, że żadna stabilizacja programowa nie jest w stanie naprawić przechyłów drona. Nawet jeśli wiązałoby się to z ogromnym spadkiem rozdzielczości, i tak nie udałoby się zasumulować sprzętowego gimbala. Mimo to uważam, że Lily może się świetnie sprawdzić jako ciekawy gadżet. Na pewno nie jest to urządzenie do profesjonalnych zastosowań, ale sprzęt powinien się świetnie sprawdzić w amatorskich zastosowaniach.
Drona Lily można zamówić w przedsprzedaży za 499 dol. To promocyjna cena, która będzie obowiązywała przez pierwszy miesiąc sprzedaży, począwszy od dzisiaj. Docelowa cena wyniesie 999 dol.