Darmowy streaming to w zasadzie zalegalizowana forma piractwa. Dlatego Apple chce go zniszczyć
Departament Sprawiedliwości i Federalna Komisja Handlu bacznie przygląda się praktykom Apple na polu serwisów strumieniujących muzykę - donosi The Verge. Okazuje się, że firma z Cupertino przekonuje największe wytwórnie muzyczne do zrezygnowania z obecności w darmowych wersjach konkurencyjnych serwisów streamingowych, takich jak Deezer oraz Spotify.
Departament Sprawiedliwości już przesłuchał w tej sprawie przedstawicieli branży, ale rozstrzygnięcie sprawy zajmie Federalnej Komisji Handlu co najmniej kilka tygodni. Sam jednak doskonale widzę, że Apple stara się użyć swojej pozycji w przemyśle muzycznym do tego, by pozbyć się konkurencji. I to konkurencji bardzo niewygodnej, bo dostępnej za darmo, a co za tym idzie, mniej zyskownej i popularniejszej.
Jednak to właśnie dzięki temu modelowi strumieniowanie muzyki trafiło do głównego nurtu. By się o tym przekonać, wystarczy zauważyć, że z 60 milionów użytkowników Spotify zaledwie 15 milionów opłaca abonament. Pozostałe 45 milionów korzysta z darmowej wersji usługi.
Apple nie może sobie pozwolić na taki model biznesowy.
Jest w końcu przyzwyczajona do wysokich marż, niespotykanych u konkurencji. Apple nie chce mieć w swoim portfolio usługi, która będzie działać na granicy opłacalności. W dodatku prawo nie pozwala mu zablokować przeciwników na stworzonym przez siebie systemie iOS, tak jak próbowało zrobić z aplikacjami obsługującymi zegarek Pebble.
Jednocześnie jednak zdaje sobie sprawę z rynku, że nawet jeśli stworzy najlepszą usługę muzyczną na świecie, nie zawojuje nią rynku, jeśli dostępna będzie dla niej nieco gorsza, ale darmowa alternatywa. O nastawieniu Apple do konkurencji, zwłaszcza w postaci Spotify, najlepiej świadczą słowa Tima Cooka, który według pewnego pracownika przemysłu muzycznego, nazwał serwisy streamingowe mordercami muzyki.
Według innych źródeł Apple oferowało płacenie wytwórni Universal Music Group kwot równych opłatom licencyjnym YouTube’a, jeśli ta zaprzestanie umieszczania swoich piosenek na serwisie strumieniującym wideo należącym do Google. Jak widać, Apple stara się zrobić wszystko, by w czerwcu, podczas WWDC, nie zaprezentować po prostu kolejnego serwisu muzycznego, ale coś więcej.
Jeśli uda mu się sprawić, że najwięksi dostawcy treści przestaną dostarczać swoje utwory na YouTube i Spotify, podczas gdy będą one dalej dostępne w usłudze muzycznej Apple, będzie to niekwestionowany sukces firmy z Cupertino. Nie do końca moralny, ale kogo to dziwi?
W końcu mówimy o biznesie. A w nim czasami trzeba iść po trupach do celu.
I niezależnie od tego, czy Apple zostanie ukarane przez Departament Sprawiedliwości, Federalną Komisję Handlu oraz Europejską Komisję Handlu (bo podobno i ona coraz uważniej patrzy firmie Tima Cooka na ręce), to trzeba przyznać, że zachowanie tej firmy jest naganne. Pobudki, z jakich Apple stara się ubić lepszą konkurencję są żałosne i pokazują niemoc tej firmy. Jednak z drugiej strony należy przyznać, że gdyby dopisała do tego lepszą ideologię, sam przyklasnąłbym tej inicjatywie.
Nie rozumiem bowiem, w jaki sposób artystów wspiera ktoś, kto słucha legalnie ich utworów, ale w życiu za to nie zapłacił. Spotify podaje, że średnia wypłata ze jeden stream wypłacana przez Spotify wynosi od 0,006 dol. do 0,0084 dol. Warto przy tym zauważyć, że nie jest to kwota, która trafia do artystów, ale do wytwórni, która potrąca swoją dolę, a artystów wypłaca jeszcze mniejszą kwotą. Podając te statystyki Spotify zaznacza przy tym, że osoby płacące abonament “płacą” za jeden stream znacznie więcej. Ile? Dokładnie nie wiadomo. Próbowałem to obliczyć, ale z powodu braku potrzebnych danych było to niemożliwe.
Grunt jednak, że to nie są to tak głodowe kwoty, jak w przypadku wersji darmowej.
O tym, ile zarabiają artyści na streamingu, najlepiej świadczą słowa Justyny Steczkowskiej, która w wywiadzie dla Splay.pl powiedziała, że na strumieniowaniu nie zarobiła nawet na ciastko z kremem. To chyba starczy za potwierdzenie tezy, że korzystanie z darmowej wersji Spotify tylko w minimalnym stopniu różni się od pobierania pirackich kopii albumów muzycznych. W końcu za ich pomocą artyści też się promują, ale bezpośednio nie zarabiają na nich praktycznie nic.
*Zdjęcia pochodzą z serwisu Shutterstock.